Andy Booker to perkusista, wokalista i autor piosenek. W latach 90-tych wydał solowy album "Ahead" oraz założył z Peterem Banksem duet Harmony In Diversity. Od tamtej pory brał udział w wielu przedsięwzięciach muzycznych z czego można wymienić grę w solowym zespole Tima Bownessa (My Hotel Band), Henry Fool (również na płytach) oraz no-man. Jest również współzałożycielem projektu Improvizone, który przez lata dostarcza na swojej stronie darmowej improwizowanej muzyki nagrywanej podczas występów na żywo.
Wywiad przeprowadziłem mailowo między 13-tym, a 20-tym lutego 2015 roku.
Andy codziennie podsyłał mi odpowiedź na kolejne pytanie, jak sami zobaczycie były one bardzo obszerne :)
1.
Powiedz mi jakiego sprzętu używałeś na trasie no-man w 2012
roku.
Na koncertach no-man w 2012:
(zostawiłem większość w oryginale, tak jest czytelniej - SWL)
Na koncertach no-man w 2012:
(zostawiłem większość w oryginale, tak jest czytelniej - SWL)
1967
Ludwig Gold Badge Kit:
-
22" bass drum
-
16" floor tom
-
13" rack tom
-
14" 400 snare
10"
and 6" Remo roto-toms, arranged vertically.
Cymbals,
from my left:
-
14" Zanki hi-hats
-
15" Zildjian A Custom crash
-
16" Zildjian K Dark crash
-
20" Zildjian K Custom Dry Light ride
-
17" Zildjian A Custom Projection crash
A
mixture of Pearl and Tama hardware, DW 5000 pedals.
Roland
SPD-S sample pad with KD-7 on left foot.
Mam bębny Ludwiga i hi-haty Zanki odkąd skończyłem 16 lat. Kupiłem roto-tomy jakiś rok później i zawsze używam chociaż części z nich. Trzy największe talerze, to zakup z 2012 roku. Fragmenty elektroniczne, to to co zostało z trasy no-man z 2008 roku.
2. Po trasie w 2008 roku przerzuciłeś się z elektronicznego zestawu perkusyjnego na akustyczny. Jak zmieniło to Twoją perspektywę w kontekście konkretnych utworów? Jak trudne było przearanżowanie piosenek?
O
ile elektroniczna perkusja była przydatna w 2008 roku w takich
utworach jak Truenorth czy Returning Jesus, to SPD-S stanowił
prawdziwą wartość z jego umiejętnością odgrywania sampli lub po
prostu do używania jako padów, do których można było
przyporządkować brzmienia. V-Drums służyło mi głównie do
markowania akustycznego zestawu. Znacznie lepiej grało mi się te
wszystkie utwory w 2012 roku, na prawdziwym zestawie perkusyjnym!
Utwory takie jak Lighthouse, Pretty Genius czy Things Change były
wszystkie nagrane z użyciem akustycznego zestawu więc granie ich w
ten sposób wydało się naturalne i budziło pytanie: jak
kiedykolwiek udało mi się zagrać je na elektronicznej perkusji?
Po
latach grania na elektronicznej perkusji (z Improvizone i innymi
projektami) trochę mi zajęło aby odpowiednio się rozgrzać przy
akustycznej, odzyskać sprawność fizyczną. W 2011 przy koncercie
Love & Endings, nie byłem najlepszy. Do czasu trasy w 2012 r.
było już znacznie lepiej :)
Dobrze
było mieć ze sobą SPD-S na trasie w 2012 r., np.: w Together We're
Stranger czy też do uzyskania konkretnych brzmień perkusji jak
bongosy w Close Your Eyes. Spodziewałem się korzystać z niego
znacznie więcej w celu uzyskania interesujących dźwięków, ale
podczas prób zrozumiałem, że wolałbym więcej czasu poświęcić
na bycie odkrywczym w związku z akustyczną perkusją.
Np. Back When You Were Beautiful mógł zostać utworem na
elektroniczny zestaw. Na pewnym etapie na próbach, zanim Steven do
nas dołączył, miałem wykorzystać pady perkusyjne i skopiować
melodię graną na banjo używając do tego tego brzmienia
przypominającego bicie dzwona kościelnego! Możemy być wdzięczni,
że Steven przejął tę partię. Ostatecznie muskałem bębny
marakasami, a w trakcie refrenu uderzałem w talerze. Wyszło całkiem
nieźle.
Główną
zaletą akustycznych bębnów było to, że pozwalały mi operować
większa rozpiętością dynamiki. Mogłem być cicho kiedy Tim
śpiewał i głośny kiedy Steven szalał. Elektroniczna perkusja
była dobra do spokojniejszych kawałków. Przydało się to aby
ustalić konkretne brzmienia dla oryginalnego koncertowego zespołu
Tima (My Hotel Band), który pozwolił mi na dołączenie do składu
no-man. Problem polegał na tym, że kiedy reszta zespołu dawała
czadu, mnie nie było słychać w ogóle. Ale to już za mną!
Zapytałeś
o przearanżowanie muzyki. W zasadzie to dobrze opisuje większość
z tego co działo się na próbach no-man. Musieliśmy wziąć na
warsztat utwory powstałe w studiu i przekształcić je tak aby
zespół mógł grać je na koncercie z wykorzystaniem tradycyjnego
rockowego instrumentarium. Proces ten odbywał się bez udziału
Stevena. Czasami utwory przechodziły przez wiele iteracji zanim
przybrały formę, która nam odpowiadała. Często popełniałem
błąd i skrupulatnie programowałem dźwięki mające odtworzyć
brzmienie utworu w wersji studyjnej, tylko po to żeby zespół
pociągnął kawałek w innym kierunku lub zupełnie z niego
rezygnował. W ten sposób spędzałem połowę próby na wciskaniu
przycisków albo kompletnie się gubiłem. Z akustycznym zestawem
było inaczej, niczego nie musiałem przeprogramować, a jedynie
zmieniać technikę gry, ewentualnie próbując różnego rodzaju
pałeczek.
3.
Który utwór z setu był Twoim ulubionym i najbardziej
satysfakcjonującym, a który wręcz przeciwnie?
Utwór
otwierający koncerty, Together We're Stranger, był świetny.
Lighthouse również. Przez większość wieczorów graliśmy na bis
Back When You Were Beautiful , który jest naprawdę piękny i
przeszywający.
Może
ci się wydawać, że najtrudniejsze technicznie piosenki sprawiały
najwięcej problemów. To prawda, musiałem porządnie poćwiczyć
aby dobrze odegrać partię w The Warm-Up Man Forever, ale dzięki
temu mogłem to grać pewny siebie. Równie dużo pracy wymagało
nauczenie się partii bębenków z Housewives Hooked On Heroin i
śpiewanie do tego chórków. Zagraliśmy to tylko raz, wyszło
okropnie.
Jeśli
już, to problematyczne są dla mnie utwory, które najmniej mnie
interesują. Było parę kawałków w secie, które graliśmy bo są
popularne i łatwe, ale nie przemawiały one do mnie zbytnio. Czasami
to z tymi prostymi numerami trzeba się pilnować. Czy to był już
drugi refren? Pierwszy? Czy to już koniec? Mimo tego co napisałem,
nie było jednak takiego kawałka w secie, przy którym jęczałbym
„o nie, tylko nie TO!”.
4. Jak wyglądało życie w trasie z zespołem no-man? Co lubisz robić w jej trakcie i czy lubisz podróżować w ten sposób?
W
busie zazwyczaj czytam, słucham czegoś albo idę spać. Stephen
Bennet zazwyczaj z kimś gada, najczęściej ze Stevenem.
Albo Tim i Steven ciągle demonstrują swoją encyklopedyczną wiedzę
na temat muzyki rockowej wymieniając w kolejności chronologicznej
nazwy wszystkich albumów każdego wykonawcy, który może ci przyjść
do głowy i wielu, o których istnieniu nie zdajesz sobie sprawy. A
potem słuchamy wszystkich utworów z tych płyt…
Po sześciu godzinach drogi między Polską, a Niemcami, w końcu zamilkliśmy.
Po sześciu godzinach drogi między Polską, a Niemcami, w końcu zamilkliśmy.
Przyznaję,
że lubię spędzić parę godzin w ciszy, gapiąc się w okno. W
Anglii muszę dużo myśleć i dużo mówić aby zarobić na życie.
Podczas trasy no-man po Europie nie musiałem niczego załatwiać,
nie miałem żadnych zobowiązań poza kilkoma godzinami bębnienia.
To dla mnie wakacje. I jeśli jest coś co lubię robić podczas
wakacji, to jest to nie robienie niczego!
Poza
busem, lubię sobie pozwiedzać Większość zespołu wychodzi na
miasto w grupie, jeśli czas na to pozwala, np. w Krakowie i Kolonii
gdzie przyjeżdżaliśmy dzień przed koncertem. W dzień występu
jestem swoim własnym technicznym więc tego typu zajęcia zajmują
mi większość popołudnia. Jeśli mogę, idę pobiegać na pół
godziny (Andy faktycznie biegał przed koncertem w Krakowie – SWL)
, a potem jem obiad. Oprócz tego, znajdziesz mnie w jakimś cichym
miejscu z filiżanką herbaty, bębniącego sobie w mój pad do
ćwiczeń.
5.
Koncert w Krakowie był pierwszym koncertem najdłuższej trasy
no-man od 1993 roku. Wiele faworytów publiczności było grane po
raz pierwszy. Jakie są Twoje wspomnienia w związku z tamtym
występem? Jaka była atmosfera za kulisami przed i po koncercie?
Wydaje
mi się, że byliśmy dosyć wyluzowani. Nie pamiętam większych
nerwów czy niepokojów, ale to było trzy lata temu więc mogę nie
pamiętać! Osobiście,
ulżyło mi, że w ogóle gramy. Po pierwsze, dlatego, że trasy
no-man są bardzo rzadkie więc to świetne uczucie być częścią
jednej z nich. Po drugie, do tego momentu mieliśmy za sobą tydzień
intensywnych, frustrujących prób, które wymagały wiele
zaangażowania i cierpliwości. Mając to wszystko za sobą, pierwszy
koncert był prawdziwa ulgą. To co lubię w pierwszych koncertach na
trasie, to to, że jest są po nim kolejne. Jeśli mi nie wyjdzie, to
mam więcej szans aby się poprawić. To ściąga ze mnie wiele
presji i ciśnienia. Czy przy pojedynczym koncercie byłoby tak samo?
Nie! Miałbym tylko jedno podejście.
Pierwsze
co rzuciło mi się w oczy kiedy weszliśmy w Krakowie na zaplecze,
to największa ilość jedzenia jaką kiedykolwiek widziałem przy
tego typu okazji. Połowa wszystkiego, to były potrawy mięsne, a
jako, że więcej niż połowa zespołu to wegetarianie, to zostało
BARDZO dużo dla mnie! Napakowałem sobie do buzi ile się dało i
musiałem lecieć składać mój zestaw perkusyjny, wypytując Iana
(Bonda, dźwiękowca) o jego mikrofony.
Zazwyczaj
przed koncertem gramy tylko kilka utworów dla sprawdzenia. Tym razem
jednak odegraliśmy większość setu. Po kilku utworach Steven
zorientował się, że jego wzmacniacz nie działa poprawnie. Jason
(techniczny od gitary) zauważył, że jedna lampa wysiadła i ją
wykręcił. W tym momencie jej szklana obudowa strzeliła. Nie
mieliśmy zapasówek ani dodatkowego wzmacniacza. Na szczęście
główna część lampy nie została uszkodzona i Jason był w stanie
wkręcić ją na nowo i doprowadzić wzmacniacz do ładu.
W
trakcie próby, Tim
wyskoczył nagle ze zmianami w aranżacji Warm-Up Man Forever. Cztery
Godziny przed koncertem. Dzięki Tim! W trakcie wykonywania utworu na
koncercie, Steven wymachiwał nam instrukcje.
Jako,
że utwór otwierający koncert (Together We're Stranger) jest powoli
rozwijającym się ambientowym kawałkiem, na chwile przed koncertem
wpadliśmy na pomysł aby każdy z nas wychodził z półminutowym
odstępem w kolejności w jakiej zaczynaliśmy grać swoje partie.
Wyszło rewelacyjnie i każdy z nas był oklaskiwany podczas wejścia
na scenę. Steven Wilson wyszedł jako przedostatni (tak naprawdę
jako czwarty od końca - SWLive) i został ciepło powitany. Kiedy
wyszedł Tim, aplauz zagrzmiał niczym piorun. Niezbyt często
odczuwam nagłe napady radości w trakcie koncertów, ale wtedy go
poczułem, głównie ze względu na Tima.
Na
tym etapie wiedzieliśmy już, że mamy przed sobą świetny koncert.
Miałem tak wielką kupę zabawy za perkusją, że zapomniałem o
połowie moich chórków. Trochę szkoda bo odsłuchy Iana działały
perfekcyjnie. Nie miałem zapomnieć swojej partii wokalnej w Back
When You Were Beautiful, ale publiczności zajęło całą pierwszą
zwrotkę aby połapać się co gramy. Kiedy Tim zaczął refren,
ludzie zaczęli klaskać akurat kiedy miałem śpiewać, co było
miłe :)
Poszło
naprawdę dobrze, publika była fantastyczna, a zapleczowa atmosfera
po koncercie była oczywiście słodka :) Tim i ktoś jeszcze, poszli
rozmawiać z fanami i podpisywać płyty. Ja poszedłem prosto na
piwo, ale ostatecznie wylądowałem na scenie rozmontowując mój
zestaw perkusyjny. Zajęło mi to tyle co złożenie go do kupy. Ale
byłem szczęśliwy :)
6.
Czy jest jakiś projekt muzyczny, nad którym obecnie pracujesz? Są
szanse na reedycję Twojej płyty „Ahead”? Czy można liczyć na
kontynuację?
Nowy
album Sanguine Hum wyjdzie pod koniec lutego tego roku (wywiad
przeprowadzałem kilka tygodni wcześniej), ale skończyłem nagrywać
na to swoje partie już w czerwcu 2014 r. Przez ostatnie tygodnie
nagrywałem perkusję na nowy album Tima Bownessa. Ma naprawdę dobry
materiał i kilka niespodzianek – naprawdę daje czadu. Poza tym,
powoli sklejam nagrania z prób zespołu Harmony In Diversity, ze
ś.p. Peterem Banksem (ex Yes, Flash) w składzie. Planowany produkt,
to 6-cio płytowy boks, który będzie się składał z jednego
wydanego albumu i masy niewydanych rarytasów. Mam zamiar skończyć
to do wakacji, ale to samo mówiłem rok temu.
Wydaje
mi się, że ten lub następny rok będzie dobry, aby wydać na nowo Ahead. Nagrałem ten album w 1995 roku i wydałem w 1996.
Dwadzieścia lat temu. I tak wyglądam! Planowałem wtedy
kontynuację. Nagrałem jakieś 3 płyty potencjalnego materiału
między 1996, a 1999 rokiem. Potem przestałem. Wykorzystałem kilka
fragmentów perkusji i basu w duecie Pulse Engine, który stworzyłem
z Nickiem Cottamem. Mam ochotę na nagranie czegoś nowego, może pod
koniec roku. Najpierw muszę uratować moje stare pliki midi. Samo to
może zająć całe miesiące. Mam nadzieję, że pewnego dnia znajdę
kasetę (pamiętasz je?) z tymi nagraniami, będzie mi łatwiej
dokonać transkrypcji. Być może zdrowiej by było abym zapomniał o
tym starym materiale i wymyślił coś kompletnie nowego. Problem w
tym, że pamiętam dobrze te stare kawałki i niektóre są naprawdę
dobre!
7.
A co z Improvizone? Strona internetowa wydaje się nieaktywna od
jakiegoś czasu, a czekam na nowości! Mam nadzieję, że Improvizone
zaimprowizuje coś kiedyś poza Wielką Brytanią :)
Improvizone
nadal żyje, ale jest nieaktywne. Często wykonuje pracę nad php i
javą na stronie internetowej (http://www.improvizone.com - SWL), zmieniam to i owo dla zabawy, ale
nawet tego nie widać :) Ale nie mam teraz apetytu na granie. Kiedy
zaczynałem Improvizone i nie miałem dosłownie nic do roboty, żadnych
ofert. I nikogo kto pytałby o mój album Ahead. Przez
następne lata, Improvizone dostarczyło mi sporo dobrej muzyki,
której lubię słuchać. Przez jakiś czas tylko tego słuchałem.
Powaliły mnie niektóre rzeczy, które udało nam się zrobić i to
sprawiało, że miałem ochotę działać. Niestety odkąd
straciliśmy lokal, w którym regularnie występowaliśmy, trudno nam
było załatwić koncert, a nasz publiczność się rozpłynęła.
Trochę mnie to wszystko zniechęciło. W międzyczasie Tim i
Sanguine Hum dali mi dużo roboty przy akustycznym zestawie
perkusyjnym szykując się do koncertów i nagrań. W tym roku,
pierwszy raz od dawna, Mike, Os i ja gramy koncert w ramach ich serii
Tuesdays Post, a planach jest jeszcze kilka wydarzeń, które moją
rzucić nas z powrotem na ścieżkę Improvisone!
.............................................
wersja
oryginalna
................................................
1.
Please, tell me something about the gear you've been playing on the
tour.
For
the 2012 No-Man gigs:
1967
Ludwig Gold Badge Kit:
-
22" bass drum
-
16" floor tom
-
13" rack tom
-
14" 400 snare
10"
and 6" Remo roto-toms, arranged vertically.
Cymbals,
from my left:
-
14" Zanki hi-hats
-
15" Zildjian A Custom crash
-
16" Zildjian K Dark crash
-
20" Zildjian K Custom Dry Light ride
-
17" Zildjian A Custom Projection crash
A
mixture of Pearl and Tama hardware, DW 5000 pedals.
Roland
SPD-S sample pad with KD-7 on left foot.
I've
had the Ludwig drums, and those Zanki hi-hats, since I was 16. I
bought the roto-toms about a year later and I almost always use one
or two in every kit setup. The largest three cymbals were new
purchases in 2012.
The
electronic bits were all that remained of the 2008 No-Man gigs.
2.
For post-2008 no-man shows you switched from electronic drum kit to
acoustic drums. How it affected your perspective about particular
songs? How difficult was the process of re-arranging the music?
While
the electronic drums were useful in 2008 for a few songs like
Truenorth or Returning Jesus, it was really the SPD-S pad providing
the value, in being able to play samples, or being a block of pads I
could assign notes to. I used the V-drums mainly to mimic the sound
of an acoustic kit. It was much, much better in 2012 to play those
songs on a real drumkit! Tracks like Lighthouse, Pretty Genius,
Things Change were all originally recorded with acoustic drums
originally, so playing them on an acoustic kit felt natural, and left
me wondering how I'd ever managed to play them on the electronic kit.
After
playing the electronics for years, with Improvizone and other
projects before that, it took me a while to get properly warmed up on
the acoustic drums, to restore power and muscle. So in 2011 on the
Love And Endings show, I wasn't very good. By the 2012 tour I was
much stronger :)
It
was good to keep the SPD-S in the 2012 setup for few notes, for
example in Together We're Stranger, or for other percussion noises
such as the bongo sounds in Close Your Eyes. I had expected to make a
lot more use of it as a source of interesting sounds, but as the
rehearsals progressed, I realised I preferred to just try and be more
inventive on the acoustic kit. For example, Back When You Were
Beautiful might have been an electronic kit song. At one point,
before Steven came to the rehearsals, I was going to mimic the banjo
part using a kind of church bell sound! We can all be thankful that
Steven took over :) In the end I stroked the toms with a couple of
maracas, splashed the hi-hat in the choruses, and it worked really
well.
The
main benefit of acoustic drums was that they gave me good dynamic
range. I could be quiet when Tim was singing, loud when Steven let
rip. The electronic drums were good for the quiet pieces. They were
useful for getting Tim's original live band established, which gave
way to the live No-Man band. The trouble was, when the rest of the
band blasted out, I would disappear in the mix. Not any more!
You
asked about re-arranging the music. In fact that describes quite well
what a lot of No-Man rehearsal was about. We had to take songs that
were crafted in a studio and re-arrange them into music we could play
live with ordinary rock instruments. We would do that re-arrangement
without Steven, sometimes taking the song through many iterations
before we were all happy with it. I often made the mistake of
carefully preparing electronic drum sounds to mimic the recordings,
only for the band to pull in a different direction, or drop the song
entirely. Either that left me spending half the rehearsal pushing
buttons modifying my sounds, or completely stuck. With acoustic drums
there was nothing to re-program, just different sounds to be had by
playing a different pattern, maybe with different sticks.
3.
Was there any particular song in the setlist you found most
interesting and rewarding to play live? Also, was there any
'troublemaker' in the set?
The
set opener, Together We're Stranger, was great. Also Lighthouse. On
most nights we did Back When You Were Beautiful as the encore, and it
truly was absolutely beautiful, a real thrill.
You
might think the hardest songs to play would be the troublemakers.
True, I had to put in quite a bit of practice to do the pattern
I wanted for The Warmup Man Forever, but that meant that by the time
I had to play it live, I could do it confidently. One thing I had to
do *a lot* of work for was Housewives Hooked On Heroin, to make the
drum part groove, and do a backing vocal over it. We only played it
once, as an encore. It was terrible.
If
anything, for me the troublemakers in the set are the ones that
interest me the least. There were a couple of songs in the set we did
because they were popular and easy, but they didn't appeal to me
much. Sometimes it's the simple ones you have to be careful of. Like,
have we just done that chorus twice...? once...? is this the end...?!
Having said that, there was nothing in the set where I got to it
and thought, oh no, not THIS!
4.
Tell me something about no-man's 'tour bus life'. What kinds of
things do you like to do on tour to pass the time? Do you enjoy
traveling on tour?
On
the bus (in the van) I usually read, listen to something, or
drift off to sleep. Usually Stephen Bennett is having having a chat
with somebody, often Steven. Or Steven and Tim are demonstrating
their encyclopaedic knowledge of rock music, such as by naming all
the albums in chronological order of any artist you can think of, and
plenty more you can't. And then listing all the tracks on those
albums. By about the sixth hour out of ten on our journey between
Poland and Germany, we've fallen pretty quiet.
I
will admit I am quite happy spending several hours in silence just
looking out of the window. Back in England, I have to think a lot and
talk a lot to earn a living. On a No-Man trip around Europe, I have
not had to arrange anything, nothing of mine is at stake, and I have
no responsibilities besides a couple of hours of drumming. It's a
holiday for me. And if there's one thing I like doing on my holiday,
it's absolutely nothing!
Off
the bus, I like to explore the area a bit. Most of the band will go
off together if time permits, for example as in Krakow or Cologne,
where we arrived the day before the gig. On the gig day, I'm my own
drum roadie, so that takes care of my afternoon. If I can, I'll go
out for a half-hour run before having dinner in the venue. At most
other times you'll find me in a quiet place with a cup of tea,
tapping on my practice pad.
5.
The show in Kraków (Poland) was the first show of the longest no-man
tour since 1993. Many fan favorites were played for the very first
time. What are your memories of that show? What was the atmospehere
backstage before and after the gig?
I
think we were all fairly chilled and relaxed. I don't remember much
nervousness or worry, although it was three years ago and I might
have forgotten! Personally, I was relieved we were playing at all.
Firstly, because No-Man tours are very rare, so it's a great feeling
simply to be part of one. Secondly, our experience up until this
point had been a week of intense, frustrating rehearsals
that needed lot of effort and patience. So with all that behind us,
the first show of the tour was a huge relief. Another thing I love
about the first night is that there are several more to follow. If I
don't get it quite right tonight, I have more chances. And that takes
away a lot of pressure and tension. Whereas, suppose we were just
playing one show, would that be an identical experience to the first
night of a tour? No! You only have one chance to get it right.
The
first thing I found when we arrived backstage was the biggest spread
of food I had ever seen in a venue. Was it for the audience? Half of
it was cold meats. More than half the band were vegetarian. That
meant there would be A LOT for me. I stuffed as much in my mouth as I
could, before spending most of the afternoon leisurely setting up my
drums and quizzing Ian [sound engineer] about his microphones.
Normally
in the soundcheck we just run through one or two songs. On this one
we went through most of the set. After a couple of songs Steven
realised his amp was not working properly. Jason [guitar tech] found
one of the tubes was cold and pulled it out. The central glass post
had snapped off. We had no spares, and no spare amp. Luckily the body
of the tube was intact, Jason was able to reinsert it and restore the
amp to full power.
Later
in the soundcheck, Tim brought in a change to the arrangement for The
Warmup Man Forever. Four hours before the show. Thanks Tim. On the
night, we got through it with Steven waving instructions.
Immediately
before showtime, because our first song was a slowly-building ambient
piece (Together We're Stranger) we decided we would walk on one by
one, half a minute or so apart, in the order that we started playing.
It worked brilliantly, and each of us was applauded as we appeared.
Steven went on second to last, and was warmly greeted.
Tim walked on, and the applause was thunderous. I don't often feel a
rush of happiness on stage, but I felt one then, and I think I was
mainly happy for Tim.
From
that point, we knew we had a great gig ahead of
us. I was having such fun on the drums I forgot half my backing
vocals, which was a pity because Ian's monitoring was excellent. I
was not about to forget the line in Back When You Were beautiful,
though it seemed to take the audience the whole of the first verse to
recognise the song. Tim started the chorus and the audience started
clapping, just as I began my vocal, which was nice :)
The
set had gone really well, and the crowd had been fantastic, so not
surprisingly, backstage afterwards the mood was sweet :) Tim and a
couple of others went out front to meet, greet and sign. I went
straight for a beer, but ended up spending almost as much time taking
the drums apart as it took me to put them together. But I was happy
:)
6.
Is there any musical project you're working on at the moment? Are
there any chances for re-release of "Ahead"? Is a follow-up
in the works?
The
new Sanguine Hum album is out at the end of February (2015), although
I finished laying the drums down for that last June. Over the last
few weeks I've been putting together some drums for a new Tim Bowness
new album. He's got some great candidate material there, and some
surprises - he's really rocking-out these days. I've also slowly been
editing together some rehearsal recordings of the band Harmony In
Diversity, featuring the late Peter Banks (ex Yes, Flash). The
planned product is a 6-CD package comprising one released album and a
load of other unreleased things. I intend to have finished it by the
summer. I said that last year, too.
I
guess either this year or next would be a good time to re-release
Ahead. I recorded it in November 1995, and released it at the
beginning of 1996. Twenty years ago. And I look like it! I was
planning a follow-up record back then. I must have sequenced-out
around 3 CD-lengths of candidate material between 1996 and 1999.
After that I stopped working on it. I recycled a few bits for a bass
and drums duo I formed with Nick Cottam, called Pulse Engine. I do
feel like recording something new, maybe later this year. First I
want to rescue my old midi files. That alone could take me months.
I'm hoping I will one day find a cassette (remember them?!) of
recordings, as it may well be quicker to transcribe from those. It
might be more healthy for me to try and forget about that material
and come up with a load of completely new stuff. The trouble is I do
remember my old material, and some of it I really liked!
7.
What about Improvizone? The site seems inactive for some time and I
would love to hear more recent stuff! I hope one day Improvizone will
immprovise outside UK :)
Improvizone
is still alive, but inactive. I often do bits of php or javascript
programming on the site, making changes just for fun that leave it
looking exactly the same :) But I'm not hungry to go and play right
now. When I started doing Improvizone I had literally nothing to do,
and no offers. And definitely nobody asking about my Ahead album! For
the next four years it provided me with a good stream of music that I
actually enjoyed listening to. In fact, for a while, Improvizone was
all I did listen to. I have, in my own mind, been stunned by some of
the things that we came up with, and that's what kept me going. But
once we lost our regular venue, gigs were difficult to get, and we
had not built up an audience (at least not one that came to see us).
So I got tired, really. Meanwhile, for the past three years, Tim and
Sanguine Hum between them have given me plenty of acoustic drumming
to be getting on with in preparation for gigs and recordings. This
year, for the first time in a while, Mike and Os and I have a date at
one of their Tuesdays Post series, plus there are plans for some
other events this year that might see us retreading the Improvizone
path.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz