Michale Bearpark znany nam jest jako niezwykły gitarzysta i kompozytor, ale oprócz muzyki jest też naukowcem z tytułem profesora! Przez lata występował w różnych zespołach z Timem Bownessem takich jak Plenty, After The Stranger, Samuel Smiles czy jako członek koncertowego składu no-man (niewiele brakowało, a zostałby nim już na początku lat 90-tych). Niezwykle bystry, inteligentny człowiek, który ma dużo ciekawych rzeczy do powiedzenia!
Wywiad przeprowadzony został mailowo 22 czerwca 2015 r.
1.
Powiedz mi jakiego sprzętu używałeś na trasie no-man w 2012
roku.
Na koncertach no-man, Steven Wilson używał tego samego sprzętu, którego używa zazwyczaj Mój nie pokonuje takich dystansów. Do nagrywania lub małych koncertowych z atmosferyczną improwizowaną muzyką (w których zazwyczaj biorę udział) wymagania są inne i miałem trochę kłopotów żeby dostosować się do no-man. W rezultacie, używam małego wzmacniacza Hughes & Kettner (TubeMeister 18) odkąd go wypuścili w 2011 roku. Dobrze znosi podróże, jest prosty w użyciu, ma jasne czyste brzmienia, ale też ciepły przester, wiele mniejszych wzmacniaczy potrafi tylko jedną z tych rzeczy. Same w sobie, dźwięki bywają czasem zbyt jasne, zbyt ciepłe, ale sprawdzają się w kontekście zespołu, przy odpowiedniej głośności, prawie jak odpowiednio zaaplikowane na nagraniu EQ i dynamika procesowa.
Jego rozmiar rozbawił jednak firmę, która zbudowała nam kufry transportowe.
Na koncertach no-man, Steven Wilson używał tego samego sprzętu, którego używa zazwyczaj Mój nie pokonuje takich dystansów. Do nagrywania lub małych koncertowych z atmosferyczną improwizowaną muzyką (w których zazwyczaj biorę udział) wymagania są inne i miałem trochę kłopotów żeby dostosować się do no-man. W rezultacie, używam małego wzmacniacza Hughes & Kettner (TubeMeister 18) odkąd go wypuścili w 2011 roku. Dobrze znosi podróże, jest prosty w użyciu, ma jasne czyste brzmienia, ale też ciepły przester, wiele mniejszych wzmacniaczy potrafi tylko jedną z tych rzeczy. Same w sobie, dźwięki bywają czasem zbyt jasne, zbyt ciepłe, ale sprawdzają się w kontekście zespołu, przy odpowiedniej głośności, prawie jak odpowiednio zaaplikowane na nagraniu EQ i dynamika procesowa.
Jego rozmiar rozbawił jednak firmę, która zbudowała nam kufry transportowe.
Nie
używałem zbyt dużo przesteru ze wzmacniacza, jestem przyzwyczajony
do używania efektów, które są z nim w interakcji i od 2011 r.
polegam w tej kwestii na Fulltone Plimsoul, które zawiera magiczną
kombinację niezwykle długiego utrzymywania dźwięku i rozpiętość
dynamiki. W przeciwieństwie do Stevena używam sporo pokręteł
głośności i tonu przy gitarze aby ukształtować ton przesteru,
jak i pudełka głośności aby kontrolować atak.
Efekty
echa w 2012 r. pochodziły głównie z Bossa DD-7 (z cichą i
stabilną emulacją analogowego echa), razem z Line 6 M5, którego
wybrałem ponieważ może przechowywać ustawienia z odpowiednią
długością echa oraz innych modulowanych dźwięków (doskonale
emuluje chorus/detune Rolanda Dimension D). Przy dwóch gitarach w
zespole istotne jest, aby mieć kontrastujące podejście by uniknąć
powielania i walki o przestrzeń.
W
2012 r. używałem gitary elektrycznej PRS Mira. Częściowo
zainspirowana Gibsonem SG i Les Paulem Juniorem, jest lekka i łatwa
w grze, ma dużą paletę świetnych tonów i nigdy się nie
rozstraja. To druga strona PRS: świetna gitara w tradycyjnym stylu,
która jednocześnie stawia tej tradycji wyzwania, acz bez błyskotek,
na których punkcie mają obsesję kolekcjonerzy. Odkąd moja Mira prawie nie przepadła w trakcie przeładunku innego zespołu, podróżuje z gitarą Yamaha, ale Mira nadal jest moim głównym instrumentem.
2.
Czy próbowaliście jakieś piosenki, które ostatecznie nie trafiły
do setlisty?
W 2011 roku, no-man zagrali pojedynczy koncert w Lemington Spa. W ostatniej chwili zdecydowaliśmy się go nagrać i tak powstało Love And Endings. Wyszło tak dobrze że stało się to niemal problemem kiedy zaczynaliśmy przygotowania w 2012 r.. Próbując stworzyć dłuższy set, wiedzieliśmy, że musimy przebić wszystko czego się do tej pory nauczyliśmy. Jednak po krótkim okresie dezorientacji, zadziałało. Zarówno Tim jak i Steven są mistrzami sekwencji, ułożenia setlisty tak aby koncert miał ręce i nogi, prawie jak album. Jeżeli coś do sekwencji nie pasuje, wypada, nawet jeśli samo w sobie brzmi dobrze. Set był próbowany w całości tak długo, aż zabrzmiał dobrze
W 2011 roku, no-man zagrali pojedynczy koncert w Lemington Spa. W ostatniej chwili zdecydowaliśmy się go nagrać i tak powstało Love And Endings. Wyszło tak dobrze że stało się to niemal problemem kiedy zaczynaliśmy przygotowania w 2012 r.. Próbując stworzyć dłuższy set, wiedzieliśmy, że musimy przebić wszystko czego się do tej pory nauczyliśmy. Jednak po krótkim okresie dezorientacji, zadziałało. Zarówno Tim jak i Steven są mistrzami sekwencji, ułożenia setlisty tak aby koncert miał ręce i nogi, prawie jak album. Jeżeli coś do sekwencji nie pasuje, wypada, nawet jeśli samo w sobie brzmi dobrze. Set był próbowany w całości tak długo, aż zabrzmiał dobrze
Steven
nie był zainteresowany graniem utworów z pierwszych dwóch płyt, z
czasów kiedy ten materiał był faktycznie grany na żywo. Na
pewnym etapie odkopaliśmy oryginalną taśmę DAT z podkładem do
między innymi Heaven's Break, aby jej użyć. Póki co jednak to się
nie stało.
Tim
bardzo chciał zagrać Housewives Hooked On Heroin z albumu Wild
Opera, ale podczas prób odnieśliśmy wrażenie, że kawałek
zbytnio polega na produkcji studyjnej i nikt nie palił się do pracy
nad jego aranżacją. Mimo to Tim nie chciał odpuścić i w formie
żartu proponował go po każdym naszym koncercie. Zgodziliśmy
się za jego plecami, że jeśli znowu zapyta, to zagramy, a
po
porzuceniu utworu na wczesnym etapie prób, nie graliśmy go ani
razu. Z jednej strony, jest to prosty zestaw akordów, ale z drugiej,
jest w konkretny sposób zaaranżowany. Jakimś cudem udało nam się
odtworzyć wystarczająco dużo w tym chaosie. Aplauz był olbrzymi i
przypomniał mi jak bardzo spontaniczność i unikalne doświadczenie
na koncercie są doceniane przez publiczność.
Dopiero
podczas prób do mini-trasy Tima w 2014 odkryliśmy czego temu
utworowi było trzeba – fuzzowego solo, które wypłynęło podczas
jednej z nocnych sesji w domu kiedy byłem zbyt zmęczony by myśleć.
Teraz myślę, że udało nam się popchnąć oryginał w dobrym
kierunku i świetnie będzie móc to nagrać na zbliżającej się
trasie.
3.
Który utwór z setu był Twoim ulubionym i najbardziej satysfakcjonującym, a który wręcz przeciwnie?
Myślę, że wszyscy z nas czuli, że Close Your Eyes jest tym najważniejszym utworem. Nowa aranżacja na 2012 r. pozostawiła kluczowe elementy wersji studyjnej, a jednocześnie popchnęła utwór w świeżym kierunku. Lighthouse zawsze był doskonały, podstawy tego kawałka są proste, ale zawiłość tkwi jak są one zestawione i kontrolowane. To wyzwanie utrzymać dynamikę w odpowiedni sposób. Od szeptu do krzyku i z powrotem.
Rdzeniem
Wherever
There Is Light
są dwie gitary, które grając tę samą melodię stają się
jednością. Zagrałbym to obudzony w środku nocy, a "Maestro" Steve
Bingham sprawia swoją partią, że całość staje się jeszcze
bardziej wyjątkowa.
Czy
coś sprawiało kłopoty? Jeśli tak, to były to różne utwory dla
każdego z nas. Dla mnie był to Day In The Trees ponieważ
akustyczna gitara rytmiczna i rytm perkusji powinny płynąć w ten
sam sposób. Kilka godzin zajęło mi aby odkryć w końcu co robiłem
źle. Basowy bęben Andy'ego nie był tam gdzie myślałem, że
jest.
4.
Jak wyglądało życie w trasie z zespołem no-man? Co lubisz robić
w jej trakcie i czy lubisz podróżować w ten sposób?
Będąc w towarzystwie interesujących, inteligentnych i doświadczonych ludzi mówiących o tym co kochają (w tym o muzyce), czego tu nie lubić? Każdy miał swoją przestrzeń, nie obowiązywała żadna hierarchia i było wiele tematów do obgadania. W 2012 r. busowy konkurs to: wymień artystę, który zaliczył największy upadek w karierze, oraz tego, który poszybował najwyżej. Walka była zacięta, wszyscy wykazali się kreatywnością. To wymagało odwagi by rzucić jakimś typem i trzymać się go zacięcie mimo że reszta go zupełnie nie rozumiała! W kontraście ze Spinal Tap (filmie rockumentalnym, z którego ciągle rzucało się cytatami) doskonały jest balans między głupotą, a przebiegłością.
Na
trasie w 2012 r. było trochę czasu aby pozwiedzać i zobaczyć co
się zmieniło. Zwłaszcza w Krakowie, w którym ostatni raz byłem
ponad 20 lat temu, pociągiem z Monachium, z kopią scenariuszy
„Dekalogów” Kieślowskiego w ręku (z pewnością nie
wyobrażałem sobie wtedy, że powrócę dwa razy starszy aby zagrać
koncert!).
Mieliśmy rewelacyjnego tour managera – Tima Carleya, który przywykł do niańczenia znacznie bardziej wymagających zespołów (nasz wynik w tradycjach trasowych i ekscesach jest niski) więc podróż była niezwykle relaksująca, co zaskoczyło niektórych ludzi, których spotkałem na koncertach.
Mieliśmy rewelacyjnego tour managera – Tima Carleya, który przywykł do niańczenia znacznie bardziej wymagających zespołów (nasz wynik w tradycjach trasowych i ekscesach jest niski) więc podróż była niezwykle relaksująca, co zaskoczyło niektórych ludzi, których spotkałem na koncertach.
5.
Koncert w Krakowie był pierwszym koncertem najdłuższej trasy
no-man od 1993 roku. Wiele faworytów publiczności było grane po
raz pierwszy. Jakie są Twoje wspomnienia w związku z tamtym
występem? Jaka była atmosfera za kulisami przed i po koncercie?
Mam wiele dobrych wspomnień z tamtego czasu. Jednak chyba nie doceniłem w pełni tego jak ważna jest ta muzyka dla niektórych ludzi.
Po powrocie z miasta, mieliśmy kilka technicznych problemów, sprzęt źle zniósł podróż, więc te przyziemne (acz ważne) sprawy zajęły to skutecznie moją głowę. Myślałem o tym jeszcze kiedy poszedłem za kulisy po stroik i zobaczyłem, że pusta jeszcze nie dawno sala jest pełna wyczekujących i podekscytowanych ludzi.
Tim dobrze to opisał na swoim blogu
Pamiętam
dobrze ostatni bis Back When You Were Beautiful, który przekształcił
się w
coś w rodzaju hymnu, urósł znacznie w stosunku do tego jak to
brzmiało na próbach. Napisany w czasach kiedy no-man był zespołem
czysto studyjnym, oddalonym od grania koncertów jak się tylko dało
najbardziej, z perspektywą tego typu występu istniejącą tylko w
wyobraźni, wykonanie tego utworu na żywo było czymś co
przypominało fragment snu, który utkwił w głowie po przebudzeniu
się. Realny i nierealny naraz.
Relacja Tima z graniem na żywo bywa ambiwalentna, ale w trakcie koncertu jak i po nim (w trakcie spotkania z fanami) był w swoim żywiole. Wyszedłem z nim po występie jako wsparcie! Świetnie było spotkać się z ludźmi, których znałem przez internet od jakiegoś czasu i innych, którzy odnaleźli w tej muzyce coś specjalnego.
Relacja Tima z graniem na żywo bywa ambiwalentna, ale w trakcie koncertu jak i po nim (w trakcie spotkania z fanami) był w swoim żywiole. Wyszedłem z nim po występie jako wsparcie! Świetnie było spotkać się z ludźmi, których znałem przez internet od jakiegoś czasu i innych, którzy odnaleźli w tej muzyce coś specjalnego.
6.
Czy pracujesz teraz nad jakimś projektem muzycznym? Opowiedz mi o
obecnej działalności duetu Darkroom.
Nowy album Tima Stupid Things That Mean The World wychodzi 17-tego lipca i zagramy kilka koncertów promocyjnych. Razem z Timem zagra Colin Edwin na basie, Andy Booker, na perkusji oraz Stephen Bennet na klawiszach i ja na gitarze. Będziemy na Ino-Rocku w Polsce i cieszymy się na myśl o powrocie z nowymi piosenkami, ale też ze starszymi i tymi no-man.
Nowy album Tima Stupid Things That Mean The World wychodzi 17-tego lipca i zagramy kilka koncertów promocyjnych. Razem z Timem zagra Colin Edwin na basie, Andy Booker, na perkusji oraz Stephen Bennet na klawiszach i ja na gitarze. Będziemy na Ino-Rocku w Polsce i cieszymy się na myśl o powrocie z nowymi piosenkami, ale też ze starszymi i tymi no-man.
Tutaj
jest przykład tego jak zabrzmi nowa płyta.
W tym utworze, dwa nieokrojone podejścia mojej przesterowanej gitary (nagranych jedno po drugim) przepoczwarzyło ten instrumental w coś zaaranżowanego. Następnie Bruce Soord (z Pineapple Thief) pchnął całość w jeszcze bardziej intensywne rejony. Tak jak przy okazji każdego utworu na płycie, jest z tym związana historia. Uśmiecham się kiedy myślę o całej muzyce, której wtedy słuchaliśmy i staraliśmy się aby nic z niej nie znalazło się w tym co robimy.
Na
koncertach w Wielkiej Brytanii, supportem Tima będzie Improvizone
(http://www.improvizone.com),
zespół skupiający się wokół Andrew Bookera, który stworzył
aby rozwijać swoje umiejętności improwizacyjne i aby odkrywać
nowe dźwięki perkusji elektronicznej, w czasach gdy błędnie
założył, że już nigdy nie zagra na akustycznym zestawie (odkąd
dołączył do Sanguine Hum, to się zmieniło i Improvizone jest na
wstrzymaniu). Andy jest niezwykłym perkusyjnym wynalazcą i
muzykiem, to kolejny znak jak „pokręcony” jest zespół Tima.
Andy potrafi rozwiązać każdy problem z aranżacją lub harmonią
gdy reszta z nas, polegających na intuicji, rozkłada ręce.
Darkroom
to moja kolaboracja z Andrew Ostlerem (Os'em). Zaczęliśy jako trio
z Timem, ale on zdecydował się zająć czym innym po dwóch płytach
co zmieniło trochę to jak graliśmy. Od początku byliśmy jednak
związani z Burning Shed i wydaliśmy podwójny album w 2013 r.
Gravity Dirty Works, również na pięknym winylu i w formie
cyfrowej.
Tytuł, to nawiązanie do mojego naukowego zaplecza i dobra metafora starzenia się, i o ile instrumentalna muzyka może o czymkolwiek opowiadać, to są to nieskończenie ambiwalentne pomysły, które zgłębiamy.
Bardziej emocjonalne niż atletyczne, łączy improwizacje i cierpliwe składanie tego w kompozycję oraz obsesję dźwiękiem i kolorem, tak aby chciało się tego słuchać ponownie.
W
czerwcu tego roku, Darkroom wypuściło The Rest Is Noise
kolekcję nagrań z naszych Londyńskich koncertów sprzed roku. Pomimo tego, że trwa ponad cztery godziny, dla mnie nadal jest to album. Utwory ułożone są w odpowiednim szyku i kończyliśmy ten materiał w taką samą dbałością myśląc o słuchaczach, którzy chcą się zatopić w czymś wyjątkowym i immersyjnym.
Z myślą o tych, którzy nisko cenią sobie wydania istniejące tylko w formie cyfrowej, zaprosiliśmy do współpracy Brazylijskiego fotografa, który opatrzył każdy utwór osobnym zdjęciem. Opowiadamy o tym procesie tutaj: https://www.mixcloud.com/Resonance/clear-spot-12th-june-2015-sonic-imperfections/.
7.
Niedawno miałem okazję posłuchać w końcu płyty „Another
Beauty Blooms” zespoły After The Stranger, w którym udzielałeś
się wraz z Timem. To świetna płyta! Czy pamiętasz coś z jej
nagrywania?
Serio?! Myślę, że wiele się zmieniło przez ostatnie 30 lat :)
Oczywiście, ten album ma specjalne miejsce w moim sercu ze względu na możliwości jakie stworzył: spotkanie z Timem, po tym jak usłyszał kasetę z moimi gitarowymi instrumentalami nagranymi w domu, czy skupienie się na muzyce zespołowej, co było znacznie ambitniejsze od wszystkiego z czym do tej pory byłem związany. Jednak zaraz po tym jak skończyliśmy nagrywać pojawiły się wątpliwości. Muzyka nie reprezentowała dobrze błyskawicznie rozwijającego się brzmienia zespołu, a jednocześnie zaistniała współpraca z Brianem Hulse'm, która zaowocowała powstaniem grupy Plenty (i jednej z piosenek, które pojawią się na nowej płycie Tima).
Serio?! Myślę, że wiele się zmieniło przez ostatnie 30 lat :)
Oczywiście, ten album ma specjalne miejsce w moim sercu ze względu na możliwości jakie stworzył: spotkanie z Timem, po tym jak usłyszał kasetę z moimi gitarowymi instrumentalami nagranymi w domu, czy skupienie się na muzyce zespołowej, co było znacznie ambitniejsze od wszystkiego z czym do tej pory byłem związany. Jednak zaraz po tym jak skończyliśmy nagrywać pojawiły się wątpliwości. Muzyka nie reprezentowała dobrze błyskawicznie rozwijającego się brzmienia zespołu, a jednocześnie zaistniała współpraca z Brianem Hulse'm, która zaowocowała powstaniem grupy Plenty (i jednej z piosenek, które pojawią się na nowej płycie Tima).
Znalazłem
kopię Another Beauty Blooms w sklepie z używanymi płytami w
Londynie kiedy byłem tam z Timem i pękaliśmy ze śmiechu.
Wytłoczono chyba tylko 300 kopii ze względu na problemy z maszyną
do umieszczania naklejek, które wydrukowaliśmy. Ale bez tej płyty,
Tim prawdopodobnie nie spotkałby Stevena, a nasza przyszłość
wyglądałaby inaczej do stopnia, którego nie da się teraz ogarnąć
wyobraźnią.
Album
nagraliśmy na ośmiościeżkowej kasecie w tym samym studiu, w
którym Geoff Mann nagrywał swoje solowe płyty. Była to piwnica
pod stacją kolejową Knutsford, wszystko tam było pokryte
niebieskim dywanem. Studio miało jednak doskonały plate reverb,
który pokochałem na zawsze. To był mój pierwszy wybór jeśli
chodzi o głos Tima i w zasadzie wszystko inne. Inni zwracali mi
uwagę na to, że obecnie istnieje znacznie więcej opcji, ale nie
jestem przekonany czy zawsze są najlepszym rozwiązaniem.
To
ujmujące, że kogoś jeszcze ta muzyka obchodzi. Słuchając tego
ponownie, usłyszę ziarenka tego co próbowałem osiągnąć i
docenię tkwiącą w tym ambicję. Pozostali muzycy byli znacznie
bardziej doświadczeni niż ja co jest dobrym sposobem aby szybko
samemu się dokształcić. Przypomina mi to o wyjątkowym czasie ,
ale ciesze się, że moja muzyczna kariera nie skończyła się na
tamtym etapie. Wpadnij zobaczyć nas grających piosenki ze Stupid
Things That Mean The World lub sprawdź nowe płyty Darkroom. Nie
wyobrażał bym sobie robienie takiej muzyki pod koniec lat 80-tych,
a przecież tyle jeszcze jest do odkrycia!
.................................................
wersja oryginalna
.................................................
.................................................
wersja oryginalna
.................................................
1.
Please, tell me something about the gear you've been playing on the
tour.
For
the no-man tours, Steven Wilson used the same gear he normally
travels the world with. Mine doesn't travel the same distance - for
recording and the more atmospheric improvised music live which are
central for me, the demands are different - and I had some problems
to fix for no-man. As a result I've been using a small Hughes &
Kettner amplifier (TubeMeister 18) since it came out in 2011. It's a
good traveller, simple to use, and has both bright clean and warm
distortion channels - many small amps do just one of these well. On
its own, the sounds are almost too bright or too warm, but they're
consistently good in a band context, at a sane volume; almost like
some channel EQ and dynamics processing has been applied in
recording. The amp's small size made the company that built flight
cases for the tour laugh though!
I
don't use a lot of amplifier distortion: I'm used to getting drive
from pedals that interact with an amplifier, and from around 2011
I've mainly relied on the Fulltone Plimsoul for this, which has a
magic combination of extreme singing sustain and dynamic range…
unlike Steven I use guitar volume and tone controls extensively to
shape distortion tones, as well as a volume pedal afterwards for
controlling note attack.
Delay
pedals in 2012 would have been mainly a Boss DD-7 (with a quiet and
stable analog delay emulation I used a lot), together with a Line 6
M5, chosen because it can store presets with specific delay times,
and also cover other modulation sounds (it has an excellent emulation
of the Roland Dimension D static chorus/detune sound, for example).
With two guitars in the band, it's important to have contrasting
approaches so there's no duplication and fighting for space.
In
2012 I used a PRS Mira electric guitar. Partly inspired by Gibson's
SG and Les Paul Junior, it's light and easy to play, has a variety of
great tones and consistently stays in tune. It's the other side of
PRS: a great guitar that's traditional while challenging tradition,
but without any of the bling that collectors obsess over. Since my
Mira almost disappeared with another band loading out after a show in
2013, I've mainly been travelling with a Yamaha guitar since, and my
tones have moved on, but the Mira is still the reference instrument
for me.
2.
Were there any no-man songs that were rehearsed but ultimately not
played?
In
2011 no-man played a one-off Burning Shed show in Leamington Spa in
the UK. At the last minute, we decided to record this, and it became
the live album Love And Endings. This came out so well that it almost
became a problem starting up again in 2012: in developing a longer
set for a tour, we knew we'd have to break up what we'd learned
before! But after some initial confusion it worked out. Both Tim &
Steven are masters of sequencing: following some initial preparation,
a live show's put together with a flow just like an album - and if a
song doesn't fit the sequence for whatever reason, it's out, even if
it's good on its own. The set's then rehearsed through as a whole
until it's right, so the connections between songs build alongside
any practical cues.
Steven
wasn't interested in playing any of the early no-man material from
the first two albums, from back when much of it was actually played
live. At some point we unearthed the original DAT backing track for
Heaven's Break among others, thinking to
feature this, but it's not made it in yet.
Tim
was very keen on the song Housewives Hooked on Heroin from Wild
Opera, but there was a feeling in the 2012 rehearsals that it relied
too much on studio production, and no-one else was that excited.
Still, Tim wouldn't let it
go, and kept suggesting it as a joke after we finished playing each
night. Several of us agreed to do it as an extra encore if he
mentioned it again, and so back on we went in Zoetermeer in the
Netherlands, wondering if any of the band was going to stop during
the walk on stage - bearing in mind we'd dropped the song early on in
rehearsal, and hadn't played it at all since. While it's a simple
chord sequence, there's an arrangement, but somehow we managed to
recreate enough of this in all of the chaos, and the huge applause
that followed
reminded me just how much spontaneity and a unique live experience
are appreciated.
(It
took rehearsing for Tim's Abandoned Dancehall Dreams live shows in
2014 to discover what that song really needed: a driving octave fuzz
solo, that emerged in a late night session at home when I was too
tired to think. Now I think we've improved on the original, and it'd
be great to record it if it stays in the set for this year's shows).
3.
Was there any particular song in the setlist you found most
interesting and rewarding to play live? Also, was there any
'troublemaker' in the set?
I
think we all felt that Close Your Eyes was a highlight - a new
arrangement for 2012 that distilled the essential elements from the
recording, set off in a different direction and developed fresh every
time. Lighthouse was always a highlight: the basic ideas are simple,
but complexity comes from how they're put together and controlled.
It's a challenge to get those dynamics right; from a whisper to a
scream and back again.
Wherever
There Is Light… the core is a hypnotic two-guitar pattern, where
both instruments should fuse in tune and become one. I can play it in
my sleep: it's waking up and thinking about it that gets in the way!
Particularly when listening to 'The Maestro' Steve Bingham develop
the violin melody line that he's made his own, which is always a
highlight for me.
Was
any song a troublemaker? If there was, it wasn't the same song for
everyone. I found Days In The Trees caused me some problems, because
the acoustic rhythm guitar and the drums should merge together
seamlessly, and it took me several hours listening on the bus one day
to finally figure out what I wasn't getting quite right: Andy's bass
drum consistently wasn't where I thought it was.
4.
Tell me something about no-man's 'tour bus life'. What kinds of
things do you like to do on tour to pass the time? Do you enjoy
traveling on tour?
Being
with interesting, intelligent and experienced people talking about
what they love - which includes music - what's not to like? Everyone
has their space, there's mostly no obvious heirarchy, and there's
lots to talk about or switch off and listen to. In 2012 the tour bus
competition was: name the artist whose creative zenith was highest
and whose career nadir was lowest. There was some strong competition
for this measure of outstanding creativity - it's far from negative:
a willingness to take risks and be true to your vision wherever it
goes, even if others can't work it out, rather than staying safe in a
narrow range. Contrasting with Spinal Tap (the rockumentary that's
predictably quoted extensively on tour) there's more than a fine line
between stupid and clever.
In
2012 there was time to look around, and see what's changed - in
Kraków, for example, since the last time I'd visited was by train
from Munich well over 20 years ago, along with my copy of
Kieślowski's Dekalog screenplays. (For sure, I wasn't imagining
being back almost twice as old to play a concert!) We had a good tour
manager (Tim Carley) who's used to dealing with bands that are far
more demanding (we apparently score low on touring band traditions
and excess), so the journey was mostly zen-like calm, which surprised
a couple of people I met along the way who'd followed us to several
shows.
5.
The show in Kraków (Poland) was the first show of the longest no-man
tour since 1993. Many fan favorites were played for the very first
time. What are your memories of that show? What was the atmosphere
backstage before and after the gig?
I've
lots of good memories from around that show! I don't think I'd fully
appreciated how much the music would mean to some of the audience
though. Walking to the venue after having spent some time in the old
town centre, we first had practical problems to sort out - gear that
hadn't coped well with the journey - so my head was partly taken up
by this critical but mundane stuff. And I was still mainly thinking
about this when I went backstage to get a guitar tuner, and saw the
hall I remembered as empty now red-lit and full, buzzing with
anticipation.
Tim's
summarised the concert itself so well in his tour diary:
http://timbowness.co.uk/no-man-2012-tour-diary/
http://timbowness.co.uk/no-man-2012-tour-diary/
I've
included his link as I hardly remember the concert itself - it was
all in the now! But I remember the final encore Back When You Were
Beautiful transforming itself into something like a hymn, far beyond
what it had ever sounded like in rehearsal. Written when no-man were
a studio-based duo furthest from playing live, with a concert like
this some unimagined future, it's like some small fragment of a dream
remembered on waking up for me; both real and unreal.
Tim
has an ambivalent relationship with playing live, but he was in his
element both during the show and after, signing CDs and LPs for many
who'd waited patiently. I went out after the show with him as backup!
It was great to meet people I'd known online for some time, and
others who'd found something special in the music.
6.
Is there any musical project you're working on at the moment? Can you
tell me more about Darkroom's recent activity?
Tim's
new solo album Stupid Things That Mean The World is out on July 17th
and we'll be playing a series of concerts to support this. Performing
alongside Tim will be Colin Edwin on bass and Andrew Booker on drums
(a magical combination with so much untapped potential), together
with Stephen Bennet on keyboards and me on guitar. We're in Poland
for Ino-Rock on August 29th, and looking forward to being back with
new songs, as well as others from Tim's solo catalogue and no-man.
Here's
an example from the new album:
On
this track, two unedited takes of my echoed distorted guitar -
recorded one after another - transformed this scattered instrumental
into an arrangement, that Bruce Soord from Pineapple Thief then
pushed to the next level of intensity. As with all of the songs on
the album, there's a story behind it. I smile and think of all the
music we used to listen to, and avoid - both make an appearance here.
In
the UK, Tim's support will be from Improvizone, the collective
centred around Andrew Booker that he formed to develop his
improvisation skills and explore new sounds with electronic drums -
back when he was mistakenly convinced he wouldn't be playing a full
acoustic kit any more. (Since joining Sanguine Hum, that's all
changed and Improvizone has been on hold, but you can explore the
best of what was recorded at www.improvizone.com).
Andy is an outstanding drum scientist and musician: in another sign
of how 'wrong' Tim's band is, Andy can normally solve any harmony or
arrangement problems that those of us who rely more on intuition
sometimes get stuck with.
Darkroom
is my duo collaboration with Andrew Ostler (Os). We started as a trio
with Tim, but he moved on after the second album and our focus
changed. But we've been part of the Burning Shed label since the
beginning, releasing a double album 'Gravity's Dirty Work' in 2013 on
CD and gorgeous double vinyl there:
as
well as a high-resolution download. The title is a reference to my
scientific background as well as a metaphor for ageing - and in as
much as instrumental music can be 'about' anything, those are the
endlessly ambivalent ideas we explore. It's more emotional than
athletic, and combines open improvisation with careful editing
composition and obsession with sound and colour, such that it's worth
hearing over again and has some lasting value.
In
June this year, Darkroom released The Rest Is Noise,
a
collection of recordings based on our London concerts from the past
year. Although it's almost four hours long, for me it's still 'an
album': tracks are in order for a reason, and they've been finished
with the same attention to detail and thinking of listeners who are
both critical and want to get lost in something immersive and unique.
For someone that thinks downloads have little value, we worked with a
Brazilian photographer to find a unique image for each track, as well
as an overall album icon. We talk a little about the process here…
https://www.mixcloud.com/Resonance/clear-spot-12th-june-2015-sonic-imperfections/
7.
Recently, I've finally got the chance to listen to "Another
Beauty Blooms" by After the Stranger, your and Tim's old band.
It's a great album. Do you remember anything about making this
record?
Really!?
I think I've moved on in the last 30 years :)
Of
course, that album has a special place for me because of the
opportunities it created: meeting Tim after he heard a cassette of
simple guitar instrumentals I recorded at home; focussing on a band
recording that was far more ambitious than anything I'd been involved
in before. But almost immediately after we finished it there were
doubts - the sound wasn't representative of the rapid evolution of
the band, and the collaboration with Brian Hulse that became Plenty
developed (and one of those songs features on Tim's current album).
I
found a copy of Another Beauty Blooms in a second hand record shop in
London once with Tim, and we couldn't stop laughing… there can only
have been about 300 made because of problems at the pressing plant
with the labels we'd printed. But without this album as an entry
ticket Tim most likely wouldn't have met Steven, and our futures
would have been different in a way that's hard to imagine now.
The
album was recorded on 8-track tape, in the same studio that Geoff
Mann recorded his solo albums - a basement underneath Knutsford
railway station, every small surface covered in blue carpet. But the
studio had a real plate reverb, a sound I've loved ever since. It'd
be my first choice for Tim's voice and almost anything else - others
remind me there are so many more options now, but I'm not convinced
that's always a good thing.
It's
touching that anyone still cares about that music. If I listen
again, I'll hear some of the seeds of what I was trying to do, and
can appreciate the ambition. The other players were all far more
capable and experienced than me, which is a great way to develop as a
musician fast. It reminds me of a special time - but I'm glad my
musical career didn't finish there. Come see us play the songs from
Stupid Things That Mean The World, or check out the most recent
Darkroom albums - I couldn't imagine making those back then, and
there's still so much more to discover.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz