poniedziałek, 2 marca 2015

Wilson. Can. Demo.



Premiera Hand. Cannot. Erase. już za nami, wielu ludzi napisało już recenzje. Cześć z nich to czysta masturbacja nad twórczością Wilsona, inne zaś nieco trzeźwiej przyglądają się temu co na tej płycie jest ciekawe, a co nie. Ja nie będę się w to bawił. Zaproponuję za to coś czego raczej w internecie nie znajdziecie – recenzję, a raczej opis płyty nr 2, która zawiera dema z sesji nagraniowej do "H.C.E.". Czy można ją traktować jako album sam w sobie? To zależy od słuchacza.
Steven Wilson nigdy nie wstydził się dzielić demami utworów Porcupine Tree, dostawaliśmy je czasami w komplecie (Insignificance) lub na raty (dema ze Stupid Dream i Lightbulb Sun rozsiane na singlach). Niektóre wyciekały w niekontrolowany sposób (3 płyty z demami Stupid Dream oraz słynne Out Absentia). Bosy wrócił do zwyczaju dzielenia się demami przy okazji Grace for Drowning (większość ostrożnie rozsiewając po płycie bd) i już nieco śmielej przy Ravenie. Co do tego drugiego miałem jednak pewne zarzuty (pomijając to co sądzę o tej płycie). Jedynie Luminol i Drive Home z tego zestawu wydają się naprawdę interesujące (głównie z uwagi na solówkę Wilsona w tym drugim). Reszta albo nie różni się w znaczący sposób (The Holy Drinker i The Pin Drop) albo praktycznie niczym (The Watchmaker i tytułowy) od oryginałów. Liczyłem bardziej na coś co zasugeruje w jakiś sposób drogę jaką kompozycja przebyła od zakiełkowania pierwszego pomysłu do wersji ostatecznej. Może nie w takiej formie jak „So-DNA” Gabriela, ale choćby za pomocą umieszczenia wczesnych dem z samym (lub prawie samym) Wilsonem grającym do automatu perkusyjnego (jak w demach z Grace for Drowning). W przypadku Hand. Cannot. Erase. dostałem dokładnie to czego oczekiwałem. Wprawdzie w niektórych utworach słychać prawdziwą perkusję, ale większość to domowe zabawy Wilsona. Demo First Regret zawiera trochę drobnych, ale znaczących zmian (ta gitara!), natomiast 3 Years Older jest dokładnie tym co powinno znajdować w takiej kolekcji szkiców. Prawie innym utworem. Nie ma znaczenia czy lepszym, czy gorszym. Grunt, że czymś się różni. Po odarciu dema 3YO z dłużyzn można byłoby spokojnie uznać to za nowy kawałek Blackfield. Wilson ostatecznie wszystko przemieszał, cześć wywalił, część dołożył. Na uwagę z pewnością zasługuje obecność Theo Travisa (który w ostatecznym 3YO się nie pojawia) oraz solówki grane przez Wilsona, a nie Guthriego Govana. Z pewnością zadowoleni będą ci, którzy za tymi Stefanowymi solówkami tęsknią (tak jak ja) ponieważ na oryginalnym "H.C.E." znajduje się tylko jedna i bardzo krótka. Wśród dem będzie ich więcej (natomiast obecności Govana nie stwierdziłem w ogóle). Tytułowy utwór wyraźnie szczuplejszy muzycznie. Wilson śpiewa trochę inny tekst, a Ninete Tayeb nie robi mu chórków, co akurat w przypadku tego utworu uznaję za minus. Umieszczony w środku mellotron wydaje się być odrobinę nie na miejscu, podobnie jak dziwny pianinowy zjazd pod koniec, który na chwilę zatrzymuje cały utwór. Ale nadal jestem zadowolony bo przecież o to mi chodziło, o różnice. W demie Routine mamy okazję usłyszeć Wilsona śpiewającego refren (nic specjalnego) oraz solówkę w jego wykonaniu (tu już lepiej). Trochę upiorni wydają się niewiadomego (ale raczej cyfrowego) pochodzenia chórzyści. Całość jest trochę dłuższa. Następne demo to Key of Skeleton, tytuł którego na właściwym albumie nie ma. Niestety nie ma też się czym podniecać, mamy tu do czynienia z duchowym spadkobiercą Clock Song. Utwór jest instrumentalny, dziwny i mocno oderwany od wszystkiego co znamy pod hasłem Hand. Cannot. Erase.. Kilka osób powiedziało mi już, że kawałek kojarzy im się z filmami o Bondzie. Być może, ale w bardzo mizernym stylu (chociaż nadal brzmi to lepiej niż Birthday Party...).
Ancestral pojawia się tu jako szkic, który powstał podczas przerwy w trasie Stefana, w wakacje 2013 roku. Jak wiemy, na jesieni SW zaprezentował na żywo wersje, która w praktycznie niezmienionej formie została wydana na „H.C.E.”. Demo ewidentnie pokazuję nam jak to brzmiało w pierwszych tygodniach pracy nad nim. Na tym etapie SW nie do końca wiedział co chce zrobić z tym utworem. Refrenu praktycznie nie ma, natomiast powtarzana przez kilku Wilsonów fraza „come child” powraca jakiś czas później wciśnięta w środek zabawy w King Crimson powodując, że i tak chaotyczny utwór staje się jeszcze bardziej chaotyczny. Jest kilka elementów, które z radością wcieliłbym do wersji płytowej, ale generalnie demo Ancestral przytłacza bajzlem, który w nim panuje. W przypadku Happy Returns miałem nadzieję na mniej ospały wokal w stosunku do wersji albumowej (najlepiej taki jaki SW prezentował na koncertach) i do pewnego stopnia to życzenie się spełniło. Niestety reszta nie brzmi już tak dobrze, zwłaszcza toporny automat perkusyjny. W „refrenie” Bosy bardziej jodłuje swoje „diririridalalada”, słychać, że to jedna z pierwszych prób. Piosenka urywa się nagle po solówce Wilsona i... niespodzianka.
Last Regret okazuje się być dokończeniem Happy Returns, zarówno muzycznie jak i lirycznie. Podejrzewam, że SW zrezygnował z tego ponieważ w zbyt oczywisty sposób kończyło całą historię. Popieram jego decyzję aby wątek urwać, zwłaszcza, że ostatnia linijka i tak już dużo sugeruje. I to tyle. Tak prezentuje się wersja demo całkiem przyzwoitej płyty jaką jest Hand. Cannot. Erase.. Myślę, że raczej nikt nie zachwyci się tym zestawem na tyle, aby słuchać go częściej od podstawowej wersji albumu, ale z pewnością jest to interesująca kolekcja. Tym razem Stefan się postarał i zaprezentował naprawdę ciekawe rzeczy jak kompletnie odmienione 3 Years Older, urokliwe Last Regret i przede wszystkim możliwość usłyszenia solówek w jego wykonaniu co przez ostatnie kilka lat stało się dosyć przytłaczającą rzadkością. Oczywiście zestaw zawiera wyraźne braki w postaci Perfect Life, Home Invasion/Regret#9 i Transience, ale domyślam się powodów ich pominięcia. W kwestii Transience sprawa jest raczej oczywista, utwór został nagrany tylko z udziałem Stefana (zapewne w No Man's Land) i niewykluczone, że to co było oryginalnym demem trafiło ostatecznie na płytę. To samo można powiedzieć o Perfect Life, zapewne ostateczna wersja nie różni się zbytnio od szkicu (chyba, że Wilson sam zdemował mówiony fragment i teraz się wstydzi). Regret#9 to utwór, który mógł powstać w studiu z uwagi na jego improwizacyjny charakter, podobnie jak pierwsze 3 minuty Home Invasion. Zagadką pozostaje brak dema reszty tej drugiej pozycji, ale widocznie był jakiś powód. Ascendant Here On... jest zapewne wynikiem udziału chórzystów.
Przy okazji warto posłuchać instrumentali z blu-raya. Sporo muzycznych smaczków ginie pod wokalem Stefana, czasami nawet same wokale (jak te przepuszczone przez vocoder w Home Invasion). Jeżeli ktoś ma mooga albo gitarę to może sobie pograć do „instrumentala” Regret#9 ponieważ ścieżki z solówkami zostały usunięte. Z bonusów, na pewno warto zwrócić uwagę na Routine. Nie jestem wielkim fanem maniery wokalnej Ninete Tayeb, ale ostatni segment brzmi rewelacyjnie i to właśnie dzięki tej Pani. Uważam, że ten fragment powinien znaleźć się na płycie ponieważ Wilson nie dał rady zaśpiewać tego w tak ujmujący sposób. Ewentualnie można było się pokusić o duet, ale może to już było dla Stefana za dużo. Dla fanów Regret#9 na pewno upominkiem będzie alternatywna wersja z zupełnie innymi solówkami Holzmana i Govana. Cieszą takie dodatki, szkoda tylko, że nie pojawił się w tym zestawie żaden nowy utwór (bo umówmy się, Key of Skeleton nim nie jest). I to tyle. Jeśli chodzi o Stefana, to kolejny wpis o nim będzie się już tyczył nadchodzącej trasy... chociaż kto wie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz