poniedziałek, 21 marca 2016

TOP10 najrzadszych koncertowych wykonań kompozycji Porcupine Tree.



Są w repertuarze koncertowym Porcupine Tree takie utwory jak Trains, Blackest Eyes, Lazarus, itd., kawałki, których prawdopodobieństwo obecności w secie wynosiło czasem więcej 100%. Po drugiej stronie długiej listy znajdują się wyjątki, które z różnych powodów pojawiały się w setach rzadko, lub na krótko. Czasami zdarzało się, że nawet popularniejsze utwory ogrywano w unikalnych wersjach. Pomyślałem, że zrobię zestawienie top10 najrzadszych koncertowych wykonań kompozycji Porcupine Tree. Brałem pod uwagę różne czynniki, począwszy od ilości wykonań, po dostępność nagrań, a na wyjątkowości konkretnych odegrań kończąc.
Skupiam się tym razem tylko na PT żeby nie robić śmietnika wrzucając do wora wszystkie koncerty z udziałem Wilsona, ale być może zrobię kiedyś takie zestawienia dla innych zespołów, w których grał.
Zacznę od utworów, które się w moim topie nie zmieściły, ale o których należy wspomnieć. Są to między innymi Small Fish i Black Dahlia (oba wykonane tylko dwukrotnie na specjalnych koncertach w Nowym Jorku i Londynie w 2010 roku), This Is No Rehearsal (grany tylko w drugiej połowie 1997 i na mikro trasie w 1998), czy też The Nostalgia Factory i Linton Samuel Dawson (grane tylko raz w 1993, oraz na trasach w 1996 roku, ten pierwszy jeszcze raz w 1997). Kawałki, te nie wylądowały na głównej liście przede wszystkim z uwagi na to, że bootlegi z tymi wykonaniami są bardzo łatwo dostępne (może z wyjątkiem rzekomych wykonań z 1993 roku). Jest jeszcze pojedyncze wykonanie Thank U Alanis Morissette, które SW zagrał ze względu na awarię sprzętu, ale postanowiłem nie uwzględniać coverów.
Postanowiłem też nie uwzględniać dwóch rzadkich wykonań Shesmovedon z Tour of A Blank Planet, ponieważ są one unikatowe jedynie w kontekście tej jednej trasy. Odegrane wtedy wersje nie różniły się wiele od tego co zespół prezentował wcześniej na czterech trasach z rzędu. Ciekawa sprawa jest natomiast z Always Never, które niby grane było często w latach 93-97, a tak naprawdę wcale nie. Pełną wersję zespół grał jedynie między 1993, a kilkoma pierwszymi koncertami w 1995 roku (jakieś kilkanaście wykonań w tym okresie). Kolejne kilkadziesiąt zawierało tylko drugą połowę utworu, dolepioną do The Moon Touches Your Shoulder. Always Never znajduje się tuż za listą, na miejscu 11. Które utwory dostały się zatem do mojego top10?


10. Glass Arm Shattering (wykonania z Deadwing Tour 2005)

Zakładam, że wiele osób zdziwi się obecnością Glass Arm Shattering, ale utwór ten wcale nie był stałym punktem programu podczas Deadwing Tour. Wręcz przeciwnie.
O ile wraz ze startem trasy, kawałek był grany niemal co noc, to wytrzymał w secie raptem 8 koncertów i na zawsze pożegnał się ze sceną. Co się stało? Można gdybać, ale najprawdopodobniej utwór zwyczajnie się nie sprawdził na koncertach. Wprawdzie słuchając wersji na żywo trudno mi się do czegoś przyczepić, ale należy pamiętać, że inaczej to wygląda z perspektywy publiczności, a inaczej z perspektywy zespołu. W tym wypadku, Glass Arm Shattering dostał bilet na ławkę rezerwowych, co oczywiście nie wyklucza, że kiedyś jeszcze się nam objawi. Dostępność tych wykonań jest umiarkowana, jakość bootlegów raczej słabsza, a oficjalna wersja nigdy nie została wydana.


                                  


9. Feel So Low (z Avivem Geffenem)

Wersję nagraną (a później wykonywaną na koncertach) z Blackfield dobrze znamy, ale tu mówimy o Porcupine Tree. Feel So Low nie był utworem często granym na koncertach. W zasadzie zespół nie grał go w ogóle do czasu koncertów w Izraelu (w 2000) gdzie wystąpili na zaproszenie Aviva Geffena. To prawdopodobnie on namówił Wilsona żeby to zagrali (to był jego ulubiony utwór), a na dodatek wystąpił razem z zespołem podczas tych pierwszych wykonań. Istnieje dobrej jakości bootleg z transmisji radiowej z koncertu w Tel Avivie, zatem (mimo, że nieoficjalnie) można tę unikalną wersję usłyszeć w miarę porządnie. Potem Porcupine Tree zagrali kawałek parę razy na Lightbulb Sun Tour i co najmniej kilkanaście podczas trasy In Absentia Tour w 2003. Od tamtej pory cisza.

                                  

8. Fadeaway

Fadeaway było stałym punktem programu na trasach w 2003 i 2005 roku. Rzecz w tym, że wokal w tym utworze został powierzony w tym czasie Wesowi i trudno nie oprzeć się wrażeniu, że słuchamy coveru. Taka wersja jest szeroko dostępna (głównie na XM II), ale przecież zespół grał Fadeaway wcześniej. I te wykonania można policzyć na palcach jednej ręki.
Podobno utwór został wykonany raz w 1993 na debiutanckim koncercie PT. Nie wiem jak to zabrzmiało bo nie słyszałem żadnego bootlegu z tego występu (chociaż dwa lata temu, Wilson udostępnił z niego Voyage 34 i Burning Sky więc może doczekamy się i reszty). Następne wykonania pojawiły się dopiero w 1999 roku kiedy zespół zagrał nieco improwizowaną wersję (na gitarę i keyboard) przy dwóch (co najmniej) okazjach (np. w Londynie, z okazji ostatniego koncertu PT w XX wieku). Ostatni raz Fadeaway z Wilsonem na wokalu odegrano na koncertach w Polsce w 2001 roku i to na życzenie organizatora - Piotra Kosińskiego. Gdyby nie poprosił o to Wilsona, to zapewne nic by z tego nie wyszło. Z jakiegoś powodu zespół zdecydował się wskrzesić pełną wersję jako stały punkt programu na części trasy In Absentia w 2003 i w 2005 roku na Deadwing Tour kiedy grali muzycznie jeszcze wierniejszą oryginałowi wersję (głównie z uwagi na re-edycje/re-recording Up The Downstair). W ten sposób pociągnęli kilkadziesiąt wykonań, ale tak jak pisałem wcześniej, wszystkie śpiewał Wes. Nie czepiam się jego interpretacji, ale stwierdzam fakt, że utwór ten w wykonaniu Wilsona został zagrany raptem kilka razy przez całe lata 90-te. Żadne z tych wykonań nie zostało oficjalnie wydane (bo zarejestrowane tak), ale istnieją bootlegi i to całkiem niezłej jakości.

                                  

7. Moonloop (wykonanie z Union Chapel w Londynie, 1997)

Moonloop był wykonywany regularnie między 1994, a 1998 rokiem. Wtedy był to tak stały punkt programu, jak w późniejszych latach Trains. Pod koniec 1997 roku, Porcupine Tree zaczęli powoli odsuwać go od setu czyniąc różnego rodzaju miksy z innymi utworami (np. Ambulance Chasing + sama koda Moonloop, albo część improwizowana przechodząca płynnie w Signify). Jedno z takich niezwykłych wykonań (w londyńskim Union Chapel w 1997 roku) zbiegło się z faktem, że na tym konkretnym koncercie wystąpił gość specjalny, między innymi właśnie w Moonloopie. Gościem był Theo Travis, który wykonał z PT dwa utwory (ten drugi zasiadł na miejscu wyżej). Uzbrojony we flet i saksofon Travis sprawił, że tamta wersja Moonloopa jest absolutnie unikatowa. Gościnne występy innych muzyków na koncertach Porcupine Tree to bardzo rzadka rzecz i mam na myśli całe 20 lat koncertowania tego zespołu. Theo świetnie wpasował się w improwizowaną partię Moonloopa i sprawił, że zabrzmiała ona naprawdę spontanicznie. Na szczęście ktoś to niezwykłe wydarzenie nagrał. Jakość jest niestety słaba, ale nie śmiem marudzić.

                                  


6. Ambulance Chasing (wykonanie z Union Chapel w Londynie, 1997)

Ambulance Chasing wylądował wyżej od wspomnianego przed chwilą Moonloopa głównie ze względu na to, że utwór ten w jakiejkolwiek wersji był grany przez krótki okres czasu (na raptem 20-stu koncertach). W tym wypadku, Theo Travis zagrał również w ostatecznej wersji studyjnej (która pojawiła się w końcu na Recordings, ale na tamtym etapie była mocnym kandydatem na utwór albumowy, a nawet tytułowy nowej płyty) co dodaje smaczku temu jednemu wykonaniu z nim w składzie. Muzyk dużo tu improwizuje (zarówno na flecie jak i na saksofonie) co działa również na resztę zespołu, która pozwala sobie zaszaleć. Podobnie jak w przypadku Moonloopa z tego koncertu, powstała wersja wyjątkowa. Uwieczniono ją na średniej jakości bootlegu.

                                  


5. Stars Die


Możecie się dziwić co Stars Die robi tak wysoko, ale zaraz wytłumaczę dlaczego tak jest. Czasami nagrywając lub wykonując utwór chwyta się pewne momentum, które jest później bardzo trudne lub niemożliwe do odtworzenia. Stars Die jest tego dobrym przykładem. Przez wiele lat Porcupine Tree nie podjęli się wykonania tego utworu w pełnej wersji. Z różnych powodów.
W koncertowym składzie był tylko jeden gitarzysta (w studyjnym nagraniu są 3 gitary, czasami grające naraz), nie mówiąc nawet o partiach granych na flecie. Ponadto Wilson uparcie twierdził, że nie jest w stanie zaśpiewać tego na żywo ponieważ utwór charakteryzuje się eterycznym, niemal szeptanym wokalem na tle pełnego zestawu instrumentów. Coś takiego bardzo trudno jest odtworzyć poza studiem. Ze Stars Die nie dało się iść na kompromis taki jak z The Moon Touches Your Shoulder czy Waiting. Przynajmniej nie w tamtym czasie. Kiedy w końcu udało się opracować satysfakcjonującą wersję koncertową graną przez cały zespół, był już rok 2008. I mimo że te wykonania są wspaniałe (wersja z Octane Twisted to prawdziwy pokaz geniuszu nowej aranżacji), to jednak Wilsonowi głos się zmienił, skład zespołu się zmienił, minęło sporo czasu, itd.
Do czego zmierzam? Steven pokusił się kilka razy o akustyczne wykonanie Stars Die w czasach kiedy wspomniane momentum jeszcze się nad nim unosiło. Było ich kilka na krzyż, a jedno z nich SW odegrał na antenie Radia Rock w Rzymie w 1995, w towarzystwie Chrisa Maitlanda. Jest to zatem jedyne (bądź jedno z niewielu) wykonanie z Chrisem robiącym chórki i grającym na bębenku. I chyba najbliższe duchowo względem studyjnego oryginału. Całe szczęście, że transmisję ktoś nagrał i dzięki temu dostępne jest niezłej jakości uwiecznienie tej wersji w audio.

                                  


4. Stranger By The Minute

Stranger By The Minute przechodził dwie fazy obecności w repertuarze koncertowym Porcupine Tree. Najbardziej popularne wykonania pochodzą z dwóch koncertów specjalnych w 2010 roku, kiedy zespół zaprezentował pół-akustyczną, ale pełnozespołową wersję. To jednak nie był debiut tego kawałka. Kilka razy w 1999 roku, Steven Wilson zdecydował się zagrać ten utwór akustycznie (sam z gitarą) podczas koncertów PT. Tak się złożyło, że Stranger By The Minute wyszło akurat na singlu i, co Stefan podkreślał, było to dosyć dziwne z ich strony żeby nie grać kawałka wybranego do promocji. Zespół miał ewidentnie problem z ogarnięciem dobrej koncertowej aranżacji (podobnie jak w przypadku Stars Die) więc Wilson musiał zagrać sam. I zagrał. Przynajmniej na czterech koncertach w 1999 roku i te wykonania są uwiecznione na bootlegach (niezłej jakości). Co ciekawsze, na pewno istnieje oficjalne nagranie takiej wersji ponieważ jeden z koncertów, na których SBTM się pojawiło został na 100% zarejestrowany. Koncertowa wersja Tinto Brass z singla Pure Narcotic pochodzi właśnie z tego występu (z Southampton, 24.04.1999). Może kiedyś się doczekamy wydania całości.

                                  


3. Every Home Is Wired

Jedyny piosenkowy utwór z Signify, z którym Porcupine Tree tak się ociągali i ostatecznie nigdy w pełni nie zagrali. Pomijając fakt, że druga część wersji studyjnej, to dolepiona improwizacja z kosmosu, nawet akustyczne wykonania okazały się rzadkością. Tak naprawdę mówimy tutaj o dwóch koncertowych prezentacjach na dwóch (z trzech) koncertach w Rzymie w marcu 1997 kiedy zespół nagrywał materiał na Coma Divine. Muzycznie trudno tutaj o obfity opis, SW gra to sam na gitarze akustycznej, a Chris Maitland robi chórki. I tyle. Całe dwa wykonania w historii koncertów Porcupine Tree. Ja posiadam jedno z koncertu z 26-tego marca i jest ono przycięte, a jego brzmienie łagodnie mówiąc nie zachwyca. Oprócz tego jest nagranie z próby przed koncertem i o dziwo jest doskonałej jakości (ale nie mogę tego policzyć jako publiczne wykonanie koncertowe).

                                  


2. Cryogenics

Długo się zastanawiałem nad obsadzeniem dwóch pierwszych miejsc, ale ostatecznie Cryogenics wylądowało na drugi miejscu, głównie ze względu na to, że wykonań było więcej niż Voyage 34 (Phase II), a dostępność i kompletność nagrań jest zadziwiająco duża. O kompozycji tej pisałem już bardzo dużo w cz.3 tekstu o Signify Tour i w tekście o The Sky Moves Sideways Tour, ale w skrócie – jest to nieco bardziej uporządkowana wersja improwizacji Mesmer III z Metanoi, zawierająca pewne nowe elementy. Istnieją dwie formy Cryogenics. Pierwsza, tak zwana długa, została zaprezentowana raz w 1995 roku w Northampton 11.10.1995 roku.

                                  

Zawierała nawet bardzo krótki, instrumentalny cytat z utworu Wake As Gun. Całość trwała ok. 5 minut. Druga wersja – krótka – została przygotowana z myślą o koncertach we Włoszech w pierwszej połowie 1997 roku i miała uświetnić koncerty rejestrowane na potrzeby wydania Coma Divine (dla którego Cryogenics miało być ekskluziwem). Porcupine Tree wykonali kawałek na wszystkich włoskich koncertach. Usunięto wstawkę z Wake As Gun i kilka innych elementów, a całość przechodziła niemal płynnie w Dark Matter. Ostatecznie SW uznał, że średnio im to wyszło i na Coma Divine nic się nie pojawiło. Co takiego jest w tym utworze, że znalazł się tak wysoko na liście? A to, że jest to jedyny przypadek kiedy Porcupine Tree wykonywali na koncertach utwór, który nigdy nie doczekał się wersji studyjnej (powiedzmy, że nie liczymy Mesmer III bo to mimo wszystko daleki krewny). Wbrew temu co uważa Stefan, Cryogenics to nie było takie barachło, zwłaszcza w pełnej wersji z 1995 roku. I może nie był to też najlepszy utwór napisany w tamtym czasie, ale z pewnością wart jest poznania. Na szczęście wykonanie z 1995 roku oraz większość (o ile nie wszystkie) z 1997 zostały zarejestrowane i są (mniej lub bardziej) dostępne w internecie. Wprawdzie jakość nie zrywa papy z dachu, ale podobnie jak w przypadku koncertu z Union Chapel, nie ma co się pastwić bo mogło nie być nic.

                                  


1. Voyage 34 (Phase II)

Król królów, mój oficjalny nr 1 jeśli chodzi o koncertowe rarytasy Porcupine Tree. I to w pełni zasłużony tytuł. Samo to, że przez lata uznawałem jego istnienie za żart, już o czymś mówi. Pierwsza faza Voyage 34 była stałym punktem programu w latach 1993 – 2001, ale druga pojawiła się w secie tylko trzy razy w ogóle. Długo nie byłem w stanie zweryfikować tego, czy tak rzeczywiście było, czy to się w ogóle wydarzyło. Niby była wzmianka na oficjalnej stronie PT, ale można tam znaleźć wiele błędów, literówek, a nawet dwa różne koncerty z taką samą datą. Brałem to „źródło” z pewną dozą rezerwy, ale jednak brałem. Kwestia rozwiązała się parę lat temu kiedy wpadły mi w ręce odpowiednie bootlegi (oraz informacje).
Voyage 34 (Phase II) miało swój debiut na koncercie, który zdobyłby prawdopodobnie pierwsze miejsce w kategorii „najbardziej enigmatyczny koncert Porcupine Tree” (możliwe, że taka lista powstanie). Występ ten odbył się w klubie Tic-Toc w Coventry, 11-tego grudnia 1993 roku. Był to jedyny koncert, który PT zagrali w niepełnym składzie (i jedyny koncert zagrany jako trio). Zabrakło Richarda Barbieri, który tego dnia był „niedostępny”. Trudno mi sobie wyobrazić jak to wyglądało (a raczej brzmiało) i dlaczego akurat ten dzień wybrali sobie na premierę drugiej fazy V34? Niestety na takie pytania trudno odpowiedzieć jeżeli brakuje nie tylko materiału audio/video, ale zwykłej relacji fana z tamtego dnia. Jedynie sucha informacja na stronie PT o nieobecności Ryśka, świadczy o tym, że był to koncert inny niż wszystkie. Bootlegu nie tylko nie posiadam, nie słyszałem/czytałem nigdy o istnieniu takowego. SW na pewno ma nagranie z konsolety w swoim zbiorze, ale czy z punktu widzenia zespołu jest to koncert, którego rejestracja powinna opuścić archiwum? Wątpię.
Na ponowne odegranie fazy drugiej nie trzeba było długo czekać, natomiast trzeba było być Holendrem, który akurat 7-mego stycznia 1994 r. zdecydował się być w klubie De Pul w mieście Uden.

                                  


Porcupine Tree odegrali wtedy obie fazy Voyage 34 obok siebie i istnieje z tego wydarzenia bootleg. Niestety słabej jakości, a co najważniejsze, urywa się po kilku minutach od wejścia drugiej fazy. Prawdopodobnie nagrywającemu skończyła się kaseta. Wiemy jednak mniej więcej jak zespół ogarniał wtedy temat tej kompozycji na żywo, a przede wszystkim to, że naprawdę to grali.
Ostatni raz jak dotąd miał miejsce podczas jednego ze słynnych koncertów w Rzymie, kiedy nagrywano Coma Divine. 26-tego marca 1997 roku, w klubie Frontiera, publiczność usłyszała fazę II na zakończenie drugiego z trzech występów, które się w tym czasie odbyły. Nagranie z publiczności istnieje, ale jest jeszcze gorszej jakości niż to z 1994 roku i urywa się jeszcze szybciej (ale cały bootleg jest mocno poszatkowany).


                                  


Tym samym wygląda to jak badanie archeologiczne. Dostajemy jakieś strzępy informacji, pewne namacalne (w tym wypadku słyszalne) dowody na istnienie tego i owego, ale reszty musimy domyślać się z kontekstu, bądź z kosmosu.

Warto jednak pamiętać, że te koncerty były profesjonalnie nagrywane (nie tylko na pamiątkę, jak większość pozostałych) i takie wielościeżkowe nagranie Voyage 34 (Phase II) istnieje i czeka na wydanie. Już wtedy, w 1997 roku, Steven Wilson zasugerował, że kiedyś mogą to wydać. Podejrzewam, że w końcu się tego doczekamy, w ten lub inny sposób.

To by było na tyle jeśli chodzi o top10 najrzadszych koncertowych wykonań kompozycji Porcupine Tree. Mam nadzieję, że pewnym osobom nie odebrałem przyjemności odkrywania tych skarbów samemu, ale podejrzewam, że większość z Was z ulgą przyjęła do wiadomości, że nie będzie musiała przeszukiwać całego internetu w poszukiwaniu materiału audio. Zebranie tych utworów zajęło mi całe lata, ale dzięki temu mogę teraz podzielić się tym wszystkim z innymi. Do następnego tekstu!

poniedziałek, 7 marca 2016

Mysteries of Steven Wilson cz.4 - Bo nie nosiłeś czapki.



Sobotni koncert Wilsona przejdzie do historii jako pierwszy pt. „SW and friends”. Stefan odwalił swój stały numer czyli przeziębił się. Już na wcześniejszym koncercie w Bostonie, z setu poleciały aż trzy utwory, bo Bosy źle się czuł, strzelał smarkami i rzęził. Jako, że Steven nie ma w zwyczaju odwoływać koncertów (
szacun dla Wilsona.), to na scenie w Nowym Jorku pojawił się naszprycowany paracetamolem, ale głosu niestety nie odzyskał, więc doszło do niecodziennej sytuacji, w której prawie cały koncert pociągnęli za niego koledzy (i koleżanka) z zespołu.
Tutaj możecie zapoznać się z tym, jak to wyglądało:

http://www.setlist.fm/setlist/steven-wilson/2016/beacon-theatre-new-york-ny-3bf08834.html

Dave Kilminster dzielnie odśpiewał dwa długasy 3 Years Older i My Book of Regrets, natomiast srogą część reszty wzięła na siebie Ninete, która akurat na tym koncercie miała wystąpić. Odśpiewała solo aż sześć utworów, a w kilku innych wspomogła Stefana (np. w Sleep Together, w którym do tej pory nie śpiewała nawet gościnnie). Sam Wilson zdołał wybekać cztery kawałki solo oraz jeden w duecie.
Do setu wciśnięto rzadko granego instrumentalnego Sectariana. Ostatni utwór – The Sound of Muzak – pociągnęła publiczność, razem z chórkami w wykonaniu Beggsa i taśmy z podkładem (nieładnie, Stefan).
Ludzie, którzy przyszli na ten koncert, byli świadkami czegoś niecodziennego i nawet im trochę zazdroszczę. Przy okazję nadmienię też, że to nie jest pierwszy raz kiedy Stefan wychodził na scenę pochorowany (chociaż nigdy do tego stopnia, że nie mógł śpiewać).
Regularnie docierają do fanów sygnały z trasy, że gdzieś tam Wilson nie wyszedł po koncercie bo miał gorączkę. W Polsce tez tak bywało. W 2009 roku, podczas koncertu Porcupine Tree we Wrocławiu, Bosy wyraźnie niedomagał i potem szybko zwiał do busa żeby się kurować. To samo było przy okazji koncertu w Łodzi rok temu. Dzień wcześniej w Krakowie ponoć posmarkiwał, a Wytwórni wyszedł na scenę tak nagrzany lekami, że prawie fruwał nad ziemią. Powiem szczerze, że jeszcze nie spotkałem się z muzykiem tak podatnym na wirusy. Koncerty w Polsce za miesiąc z hakiem, tak więc Stefan… noś czapkę, smaruj się Amolem, łykaj Rutinoscorbin, kup sobie Emu na te bosy stopy i nie łaź po dworze, bo potem publiczność będzie wyć The Sound of Muzak, i co będzie?

Na koniec kilka filmików z niesławnego koncertu sprzed kilku dni:

Sleep Together (Ninete powinna dostać baty na goły tyłek za ten refren)

                                     

Transience (już znacznie lepiej)

                                     

My Book of Regrets (Dave Kilminster ratuje sytuację)

                                     

Hand Cannot Erase z Ninete

                                     

Happy Returns (słychać, że Stefan ledwo ciągnie)

                                     

i wielki finał, The Sound of Muzak

                                     

Stupid Dream Demos, cz.2 : Piano Lessons


                                    

Piano Lessons, pierwszy singiel promujący Stupid Dream, należy do grona tych utworów z płyty, które powstały w pierwszym rzucie (a przynajmniej pierwszym poważnym). Jedyne dostępne demo znalazło się na kasecie 'Demo - Demos for the next studio album due in 1998, a jakiś czas później na bootlegu Ambulance Chasers.
Jak wszystkie wersje z tej kasety, Piano Lessons zostało nagrane przez samego Stevena Wilsona dorzucającego kolejne instrumenty do automatu perkusyjnego. Niektóre z tamtych demówek były już bardzo bliskie końcowym wersjom, ale w przypadku tej piosenki jest tego trochę więcej.
Podobnie jak This Is No Rehearsal, wczesna wersja Piano Lessons jest dłuższa o dobre 20 sekund. Ponownie istnieją spore przesłanki, że utwór został ciachnięty ze względu na kosmiczną długość albumu. Utwór wcale nie wydaje się być płynniejszy, ani zgrabniejszy ze względu na jego skrócenie, a urwane fragmenty
nie krzyczą całym sobą „jesteśmy tu bez sensu i zawalamy miejsce!”. Do tych fragmentów dojdziemy.

                                   

Pierwsze co uderza w demie Piano Lessons (poza drętwym, topornym automatem) to kompletnie zmieniony tekst.
W pierwszej wersji wyglądało to mniej więcej tak:

Check out the chains of silence,
Speeding like out of sphere,
Cracking all clouds above me,
Whenever you are here,

Trombone to
icy gardens,
Look lost in paper glow,
Cycling beyond the tundra,
Two swallows cut below.


Tyle udało mi się spisać, a i tak nie jestem pewien czy dobrze zrozumiałem, bo Stefan był chyba na totalnym kwasie kiedy to pisał. Nawet z kontekstu nie idzie dojść do tego, jak to powinno wyglądać. Później pojawiają się jeszcze wzmianki o tytułowych „piano lessons” i o Christine Keeler, ale w kompletnie innym znaczeniu. Ostatecznie z tego całego psychodelicznego pierdolnika zachował się nietknięty mostek i kompletny refren. Stefan wspominał, że wstępnie Piano Lessons był utworem z cyklu, do którego należą między innymi Linton Samuel Dawson czy Man of Wood. Nie będę się kłócił..

Jeśli chodzi o instrumentarium, to z pewnością w ostatecznej wersji uchowało się słynne pianino. Wilson sam przyznał, że próbował odtworzyć charakterystyczne brzmienie w studiu, ale bez sukcesów.
Oprócz tego większość gitar (głównie rytmiczna i slide) pozostała nietknięta, a przynajmniej takie odnoszę wrażenie. W trakcie pseudo solo w połowie utworu, Wilson dołożył w tle dodatkową partię gitary. Drobny, ale zauważalny dodatek. Syntezatorowe skrzypce zostały oczywiście zastąpione partiami granymi przez prawdziwą orkiestrę. Poza perkusją zagraną przez Chrisa i basie zdublowanym przez Colina, nie słyszę większej ilości różnic. Być może siedzą głębiej w miksie, o ile siedzą.

Co zatem zostało wycięte względem albumowego Piano Lessons?
W ostatecznej wersji Wilson zdecydował się wyciąć mostek przed drugim refrenem.
W demie, jest nadal nietknięty. Kolejny wycięty fragment znajduje się po pseudo solo w połowie utworu. Demo ciągnie się w tym miejscu trochę dłużej, wchodzą ostrzejsze gitary. Poza tym, wczesna wersja nie przechodzi płynnie w krótki utwór Stupid Dream, którego na żadnym zestawie dem nie ma.

Jak więc można podsumować przemianę jaką przeszło Piano Lessons od domowego dema (przerażająco kompletnego) do wersji, którą znamy na pamięć?
Stefan uciął około 20 sekund utworu, ale dołożył to i owo w warstwie instrumentalnej oraz napisał
nowe zwrotki tekstu niemal od zera (chociaż pewne wspólne mianowniki pozostały). Różnic jest wystarczająco dużo by uczynić z dema Piano Lessons ciekawy dodatek do dyskografii, coś do czego można wracać (choćby z uwagi na zmieniony tekst).

Ps.: koniecznie obejrzyjcie zamieszczony powyżej teledysk do PL (jeśli jeszcze go nie znacie). Jeden z niewielu (o ile nie jedyny) "konwencjonalnych" teledysków Porcupine Tree (sorry, Lasse), w których możemy zobaczyć członków zespołu.