piątek, 8 maja 2020

Coma:Coda, czyli można zamykać internet.



Mimo, że minęło prawie 20 lat, to nadal wierzę, że to w końcu wyjdzie„ SWL, 2015


Panie i Panowie, mamy to. Na salony wjechał właśnie nowy Swięty Graal Porcupine Tree. Miałem nadzieję, że koncert z Nag’s Head jest tylko wstępem do pełnego otwarcia archiwum zespołu, ale nie sądziłem, że tak szybko zostaniemy obdarowani tak grubym materiałem jak Coma:Coda.

https://porcupinetreeofficial.bandcamp.com/album/coma-coda-rome-1997

Nawet nie wiem od czego tu zacząć, więc najlepiej od oryginalnego tekstu na temat rzymskich koncertów, które popełniłem 5 lat temu.

A teraz o samym wydawnictwie.

Coma:Coda to najpiękniejsze dopełnienie Coma Divine jakie mogliśmy sobie wyobrazić, zestaw który praktycznie wyczerpuje temat nagrań z trzech koncertów we Frontierze. W mały info dołączonym do tego live albumu, PT potwierdzają, że większość tego co wyszło jako Coma Divine, to materiał z trzeciej nocy. Pierwsza, co było już wiadomo wcześniej, nagrała się źle i uratowano jedynie Not Beautifu Anymore. Wszystko co wydano wtedy w latach 90, przeszło srogą przeróbkę w studio (obstawiam, że wiele partii dograno/dośpiewano). To co dostaliśmy wczoraj, to materiał z drugiej nocy, która była pod wieloma względami wyjątkowa. Ktokolwiek kompilował Coma:Coda, starał się nie dublować zbyt wiele z wcześniej wydanych utworów. Tracklista wygląda tak:

01. Intro/Signify (Intro to Bornlivedie)
02. Cryogenics / Dark Matter
03. Idiot Prayer
04. Nine Cats
05. Every Home Is Wired
06. Dislocated Day (końcówka + „drum solo”)
07. Radioactive Toy
08. Voyage 34 (Phase II)


Dostajemy zatem 6 utworów, których na Coma Divine nie było, w tym jedno z trzech w ogóle wykonań Voyage 34 (P II), legendarne Cryogenics, które miało być ozdobą oryginalnej Comy i dwa rzadkie, akustyczne wykonania Nine Cats i Every Home Is Wired (z rewelacyjnymi chórkami Chrisa). Idiot Prayer i Dark Matter z tej trasy, to również skarb. Bornlivedie jest w całości, a nie okrojone i zagadane jak na Coma Divine. Całość opatrzono również absolutnie kozackim wykonaniem Signify, niekompletnym ale czadowym Dislocated Day oraz jednym z najlepszych Radioactive Toy jakie dane mi było słyszeć (na kilkaset bootlegów z tym utworem). Jakość nagrania jest doskonała, chociaż miks momentami dosyć toporny. Słychać, że nikt tu nie polerował jajec, jak przy Coma Divine, to jest proste nagranie z dechy, z bardzo szybkim miksem.

Coma Divine i Coma:Coda razem stanowią ostateczny pokaz tego jakim koncertowym gigantem byli wtedy Porcupine Tree. Nie ma co się na ten temat rozpisywać, tu trzeba słuchać. Zespół sprawił fanom niesłychany prezent tym live albumem, słucha się wyśmienicie, a Voyage 34 P2 zmiata z powierzchni Ziemi.

Miałem do tej pory bootleg z tej nocy we Frontierze, ale jakość i forma nagrania, to synonimy słowa „dramat”. Koncert jest niekompletny, utwory porwane (żeby było śmieszniej, jest pierwsza połowa Dislocated Day), a doznania liche bo i taka jest jakość. Voyage 2 ucina się po 5 minutach.
Tym wspanialej usłyszeć teraz, po tylu latach, najważniejsze fragmenty tego koncertu w takiej jakości.

Zajmijmy się zatem statystykami. Oto set z 26 marca 1997 r. z zaznaczonymi utworami, które zostały wydane. Na czerwono te, które wiemy, że pochodzą z tego koncertu.

01. Bornlivedie
02. Signify
03. Waiting (Phase One)
04. Waiting (Phase Two)
05. The Sky Moves Sideways (Phase One)
06. Sleep of No Dreaming
07. Moonloop
08. Dislocated Day
09. Cryogenics
10. Dark Matter
11. Idiot Prayer
12. The Moon Touches Your Shoulder
13. Up the Downstair
14. Radioactive Toy
……….
15. Nine Cats
16. Every Home Is Wired
17. Voyage 34 (Phase II)

Pozostała część setlisty ma na Coma Divine swoich reprezentantów nagranych noc później. Niejako wyjaśniła się niejasna sytuacja związana z obecnością Stars Die w secie. Podejrzewam, że nie zagrano tego utworu, w innym wypadku znalazłby się na Coma:Coda.

Oto lista utworów zagranych podczas 3 nocy, z zaznaczenie kawałków wydanych oficjalnie:

01. Bornlivedie
02. Signify
03. Waiting (Phase One)
04. Waiting (Phase Two)
05. The Sky Moves Sideways (Phase One)
06. Sleep of No Dreaming
07. Moonloop
08. Dislocated Day
09. Cryogenics
10. Dark Matter
11. Idiot Prayer
12. The Nostalgia Factory
13. Up the Downstair
14. Radioactive Toy
15. Voyage 34 (Phase 1)
16. Voyage 34 (Phase 2)
17. Not Beautiful Anymore
18. The Moon Touches Your Shoulder
19. Always Never

20. Nine Cats
21. Every Home Is Wired
22. Is...Not
23. Burning Sky


Niestety brakującego The Nostalgia Factory nigdy nie dostaniemy, bo prawdopodobnie uszkodzone nagranie z pierwszej nocy nie nadaje się do niczego, a tylko wtedy ten kawałek był grany. Pozostaje pierwsza faza Voyage 34, może kiedyś.

W pozostałym zakresie, mamy komplet repertuaru Porcupine Tree z trylogii rzymskich koncertów i temat oficjalnie można uznać za zamknięty. Nie wiem czy oni mogą to jeszcze przebić, ale jestem gotowy na wszystko, bo zespół się tutaj nie szczypie z archiwum.

czwartek, 16 kwietnia 2020

Mysteries of Steven Wilson cz.5 - King Ghost


   

Mówi się, że duch naszego polskiego króla Jana III Sobieskiego często przechadza się po zamkach, które stały się za życia jego własnością. Jak to duch, pojawia się, a potem znika i nikt nie jest pewien, czy on w końcu był, czy nie. Od teraz Steven Wilson też ma takiego ducha. I też króla.

Tak kuriozalnej sytuacji jeszcze u Stefana nie było. Niedługo po premierze nowego singla Personal Shopper, na wilsonowej stronie wystartował kolejny licznik. Następny „product drop” miał nastąpić 5 kwietnia. W międzyczasie licznik zniknął. Potem okazało się, że zniknął u ludzi mieszkających w Europie, ale inni mają. Potem innym też zniknął. A potem wrócił. Wyszło na to, że jakoś 6 kwietnia wypadnie koniec odliczania. Ale co to będzie? Nowa piosenka? Klip do poprzedniego singla? Nic nie było wiadomo, co na swój sposób było ciekawe i fajne, ale z drugiej strony…

No i rano, polskiego czasu, okazało się, że jest na YouTubie nowa piosenka – King Ghost. Ale nie na oficjalnym kanale. To skąd ktoś miał? Kupił. Apple Music i Amazon mają kawałek w sprzedaży za ok 1,2 $. Radość nie trwa długo. Król Duch znika z kanału YT (na „prośbę” wydawcy), co było do przewidzenia. Znika jednak również z internetowych sklepów. Kiedy próbuję kupić go na Amazonie, nadziewam się na blokadę. Jakiś czas później z Apple Music znika kilkunastosekundowy preview, a później z obu serwisów znika opcja zakupu. Oficjalne źródła okołostefanowe kompletnie milczą. Co tu się w ogóle wydarzyło?

Minął ponad tydzień od tamtej pory, a wiemy tyle ile wiedzieliśmy wtedy. Sytuacja budzi mieszane uczucia. Mamy taką a nie inną sytuacje związaną z kwarantanną, obostrzeniami i wszechobecnym strachem przez koronawirusem, co tyczy się całego świata. Kolega Stefana z no-man, Tim Bowness, co tydzień udostępnia nowe utwory za free, w tym jeden kompletnie premierowy (i bardzo dobry). W tym czasie Stefan wydaje/niewydaje nowy utwór za który bierze od garstki szczęśliwców pieniądze (niewielkie, ale wciąż), a potem blokuje możliwość kupna dla innych i nabiera wody w usta. Brzmi to słabo i nie sądzę, żeby tak to właśnie było, mimo że tak to właśnie wygląda.

Temat istnieje jedynie w sferze spekulacji, zatem możemy sobie pospekulować, a według mnie było tak. Wilson przygotował (przygotowano mu) dosyć pokaźną kampanię reklamową nowego albumu The Future Bites. Większość z nas wie jak to wyglądało, jeszcze na początku marca SW wrzucał do siebie na fejsa hauntologiczne filmiki ze srajtaśmą, ludźmi w maseczkach i kolejkami do sklepu… nie dało się trafić z tym w gorszy moment. Nie jego wina, takie rzeczy planuje się na długie miesiące wcześniej. Ale jeśli dodamy do tego śmieszkującego sobie z konsumpcjonizmu singla, który został wydany w momencie kiedy światowa gospodarka pada na kolana, to już naprawdę robi mi się Stefana żal.

Myślę, że sprawa wygląda tak. Ludzie, którzy pracowali ciężko nad tą kampanią, rzucili się teraz aby dokonać zmian, lub wymyślić coś kompletnie innego. W żadnym scenariuszu nie da się z tej sytuacji wyjść z tarczą. Nie ma mowy o kolejnych filmikach z papierem toaletowym. O tworzeniu kompletnie nowej kampanii, kiedy ta się już rozpoczęła, też nie ma mowy. Co zatem zrobić?

Myślę, że na tym etapie mają to już w miarę ogarnięte i szykują się, aby coś zaprezentować. Tydzień temu nie mieli. Skąd zatem ten King Ghost? Zacząłem wtedy tracić nadzieję, że cokolwiek wyjdzie, bo profil Stefana milczał. Z drugiej strony niektórzy nadal mieli te zasrane countdowny dostępne. Problem w tym, że cała kampania The Future Bites jest tak enigmatyczna, że równie dobrze mogło to być celowe działanie. W końcu jednak wyszedł nowy singiel, ale szybko go wycofano. Są ludzie, którzy twierdzą, że i to było celowym działaniem i częścią mocno ekscentrycznej promocji nowej płyty. Ja uważam, że nie.

Chaos, który ogarnął ludzi z Caroline International (wydawcy Stefana) spowodował zapewne, że nikt tam nie ogarnął sprawy do końca. Niby zegar zniknął, ale nie wszystkim. Niby Facebook zamarł, ale co z tego. Niby premierę singla zamrożono, ale… no właśnie. O ile oficjalny kanał Wilsona niczego nie udostępnił, a Facebook milczał, to niektórzy inni dystrybutorzy mogli nie zostać powiadomieni o zmianie planów i ta dezinformacja spowodowała, że King Ghost pojawił się planowo w ofercie Apple Music i Amazona… bo nikt im nie dał znać, że premiera odwołana. Kiedy odpowiedni ludzie zorientowali się, że szambo wylało, było już za późno. Przynajmniej kilkaset (o ile nie więcej) osób zdążyło legalnie zaopatrzyć się w nowy utwór Stevena Wilsona. Utwór, który został wydany i od razy wycofany. Ci ludzie zapłacili, więc nie ma mowy o żadnym piractwie. I tak sobie teraz jest ten kawałek w dystrybucyjnym limbo. Niby jest, ale go nie ma. Niby wyszedł, ale nie wyszedł. Co najśmieszniejsze, nikt oficjalnie nie odniósł się do zaistniałej sytuacji, ani Caroline International, ani Steven Wilson, ani Apple Music z Amazonem. Nikt. Wszyscy udają, że nic się nie stało. Ale mamy 2020 rok. 20 lat temu nikt by niczego nie zauważył, ale dziś wszyscy wiedzą, wszyscy słyszeli piosenkę i generalnie trochę się ze Stefana podśmiewają.

A mi go jednak szkoda, bo plany posypały się równo i bardzo trudno będzie mu teraz kontynuować promocję The Future Bites. Na pewno straci na tym sporo kasy oraz wydawniczego momentum.

Stefan stara się teraz uczestniczyć w międzynarodowej akcji muzyków, która ma na celu zatrzymać ludzi w domach. Pochwalił się swoją kolekcją płyt, zachęcił do długich muzycznych sesji w domu, a nawet weźmie udział w live odsłuchu swojego albumu Hand Cannot Erease. Niestety nowy album gdzieś się w tym wszystkim zagubił. Na pocieszenie, King Ghost jest naprawdę dobry i pozytywnie nastraja na premierę nowego albumu. Trzymam kciuki za Wilsona, żeby cały bajzel został szybko ogarnięty.

piątek, 20 marca 2020

First live performance 4th Dec 1993 - czy to wilsonowy Graal?



Nie każdy z nas ma w tych ciężkich czasach możliwość pracy w domu, ale dla tych z nas, którzy grzecznie nie opuszczają miejsca zamieszkania, Steven Wilson zrobił prezent (ok, zrobił wszystkim). On, czy ktoś tam z managementu. Wystartował oficjalny profil Porcupine Tree na Bandcamp i już w tej chwili możemy zakupić tam cyfrowe wersje od dawna niedostępnych wydawnictw (XM I i II, Ilosarirock i We Lost The Skyline) oraz nowych/starych rarytasów. Niektóre były już wcześniej dostępne w części lub całości na oficjalnych wydaniach lub bootlegach, a inne nie. Dziś przyjrzę się w końcu, wydanemu po 27 latach pierwszemu koncertowi Porcupine Tree.

O występie tym wspominałem parę lat temu w tym tekście. Już wtedy dostępne było nagranie prawie całego koncertu z wyjątkiem 2 (z hakiem) utworów. Co zatem dostaliśmy teraz?

Na początku trochę historii, ale nie będę powtarzał tego, co już mogliście przeczytać w przywołanym powyżej poście na temat koncertów, które odbyły się między 1993, a 1994 rokiem.

Czego wtedy nie wiedziałem, to to że debiutancki koncert Porcupine Tree, który odbył się w k
lubie Nags Head w High Wycombe był wyprzedany. Tak przynajmniej wynika z zacytowanej przez zespół relacji Petera Clemonsa. To nie był duży lokal, więc jak najbardziej jestem w stanie uwierzyć, że koncert się sprzedał. To ważna informacja.

Istnienie taśmy z nagraniem zawdzięczamy Mike’owi Bearparkowi, który wiele razy trzymał rękę na pulsie (np. rejestrując występ no-man w 1992 roku).
Mike użył poważnego na tamte czasy sprzętu Casio DA-2. Występ został zarejestrowany w całości, ale niestety kaseta nie dała rady (o czym później).

Fragment nagrania pojawił się pierwszy raz na wydanej w kwietniu 1994 r. promo kasecie Spiral Circus. 3 utwory: Radioactive Toy, Up The Downstair i Not Beautiful Anymore pochodzą z Nags Head, przy czym Up The Downstair jedynie w części (7 min 3 sek w porównaniu z 10 min 41 sek wersji wydanej teraz).
Na kolejne nagranie trzeba było czekać kolejne 19 lat, kiedy Steven Wilson w ramach uczczenia 20 rocznicy pierwszego koncertu PT udostępnił na Soundcloudzie Voyage 34. Potem, kilka lat później, Always Never.
I tak składaliśmy sobie ten koncert utwór po utworze, aż w czwartkowy wieczór „wydano” w końcu całość. Ale nie całość. I nie taką samą.

Pierwsze co rzuca się w oczy to brak Fadeaway, który jest wynikiem „problemów z taśmą”. Nie wiem na czym dokładnie ten problem polega więc nie będę się wymądrzał, ale szkoda, że mimo wszystko tego nie dali, nawet uszkodzonego, pociętego, we fragmencie. To było prawdopodobnie jedyne wykonanie Fadeaway do 2000 r. i jedyne w ogóle wersji albumowej z Wilsonem na wokalu. Jak na złość akurat ten nie mógł zostać wykorzystany, a z samego koncertu nie cyrkuluje żaden bootleg. Na pocieszenie mamy The Nostalgia Factory, które po raz pierwszy w historii pojawiło się na oficjalnym koncertowym albumie Porcupine Tree. Wersja live z 1993 r. jest zadziwiająco podobna do tej z 1996 r. z tym wyjątkiem, że w 1996 Stefan wykombinował sposób w jaki to śpiewać dobrze. Na debiutanckim występie PT, Wilson próbuje jak na płycie, ale mu nie idzie, bo tonacja jest dla niego za niska.
Ogólnie Nostalgia brzmi dobrze, ale zdecydowanie częściej będę wracał do wykonania z Leeds 3 lata później. Jeśli chodzi o resztę materiału, to chyba już dobrze go znamy? Otóż nie.

Voyage 34 wrzucony 6 lat temu na Soundcloud nie miał z jakiegoś powodu pełnego intra (z fragmentem „This remarkable sometimes incoherent transcript...”), ale jednocześnie trwa dłużej niż wersja wydana na Bandcamp. Możecie sami sprawdzić, bo tamta wersja cały czas wisi na profilu Bosego.

https://soundcloud.com/steven-wilson/porcupine-tree-voyage-34-nags

Voyage 34 z Soundclouda ma
12:18, a ten z Bandcampa 11:39, mimo że zawiera brakujące 20 sekund intra. Przerwa między utworem, a publicznością na końcu jest taka sama. Jednosekundowego „hello” Stefana (które teraz wycięto), nie będziemy liczyć. Nie wydaje mi się żeby utwór przyspieszono, zatem brakuje około minuty „czegoś”. Miałem to olać, ale nie mogłem, musiałem sprawdzić co tu się odwala. No więc odwala się to

         

Obu wersjom przyciąłem początki żeby zaczynały się w tym samym momencie (czyli w 0:27 wersji Bandcamp). Jak widzicie, Steven wyciął okrągłą minutę muzyki i będzie to dokładnie fragment między 2, a 3 minutą w wersji z Soundclouda.
Nie dzieje się tam zbyt wiele, ale czy warto było to usuwać? Nie starczyłoby miejsca na Bandcampie? Na to pytanie może odpowiedzieć tylko Steven Wilson. W każdym razie szkoda, że to wyciął, bo dostajemy jednak nagranie niekompletne i być może większość nawet nie zauważy tego braku, to jednak od strony kronikarskiej dupa mnie boli.

Ale to nie wszystko co zostało wycięte. Z jakiegoś powodu Stefan wywalił nie tylko „hello”, ale też następując
ą po nim zapowiedź do Always Never „ok we’re gonna try Always Never from the last album”, co słychać na wersji którą wrzucił na Soundcloud. Na szczęście sam utwór pozostał nietknięty, podobnie jak słynna już zapowiedź do Radioactive Toy uwieczniona na Spiral Circus.
Burning Sky, które również było na Soundcludzie Bosego (ale z dostępem wyłącznie dla Street Teamu) również nie było edytowane w żaden sposób. Up The Downstair po raz pierwszy w pełnej wersji z tego koncertu. Radioactive Toy i Not Beautiful Anymore bez zmian.

Jeśli chodzi o bardziej ogólne rzeczy to Steven Wilson podmasterował trochę całość i dodał delikatny efekt pogłosu żeby wszystko brzmiało bardziej „koncertowo” (na Spiral Cirucs i w wersjach z Soudncloud dźwięk jest bardziej suchy, typowo dla nagrania z deski).

Podsumowując, NARESZCIE! Może brakuje kluczowego utworu, może inny kluczowy utwór jest skrócony, może Stefan z premedytacją robi z siebie niemowę, ale to nadal godzina doskonałego koncertu, zagranego przez doskonały zespół, który przygotowywał się przez tydzień i zagrał w taki sposób.

Na Bandcampie Porków pojawiają się już kolejne rzeczy i o nich też będę pisał, o ile nie pisałem już o nich wcześniej w jakiejś formie. Pozostaje czekać na kolejne interesujące nagrania, najlepiej pozostałości z rzymskich koncertów i cokolwiek dobrej jakości z końcówki 1996 roku. Pełne koncerty nagrane w 1999 r. i w 2001 r. też są, zresztą podejrzewam, że z każdej trasy coś mają.

Może 4 dychy za audio z Kolonii, która w całości razem z video jest na YT to nie jest mało, ale ile przez ostatnie lata wydaliśmy na nowe wydawnictwa Porcupine Tree?

Wszystkim Wam życzę dużo zdrowia, cierpliwości i spokoju w aktualnej, trudnej sytuacji związanej z epidemią. Starajcie się jak najwięcej czasu spędzać w domu, np. słuchając w/w koncertu lub nowego singla Stefana Personal Shopper. Do przeczytania!