środa, 30 września 2015

Steven Wilson i jego figle w Royal Albert Hall (28 & 29.09.2015 r.)

          
             


I po krzyku. Specjalne koncerty Stevena Wilsona za nami. Okazały się one być zdecydowanie mniej spektakularne niż np. bliźniaczy występ Porcupine Tree z 2010. Odnoszę wrażenie, że wtedy w tamtych 3 godzinach udało się upchnąć więcej niż teraz na dwóch koncertach. Nawet jeżeli fakty mówią inaczej, to takie po prostu odnosi się wrażenie.
Goście? Nikt kogo nie można by się spodziewać.
Ninet Tayeb była pewniakiem od samego początku, a obecność Mikaela Akerfeldta też nikogo nie powinna zaskoczyć (co najwyżej wykonany z nim utwór). Guthrie? Błagam.. Theo Travis? Bardzo wyczekiwany przeze mnie powrót do składu, ale też nie do końca wykorzystany o czym napiszę później. Gavin? Sporo osób (z tego co widzę w komentarzach na Wilsona fb) upatruje w tym rychłego powrotu Stefana do pracy z PT. Ja niestety wiem swoje, np. to, że Gavin jest jedynym członkiem zespołu, z którym Wilson utrzymuje jakikolwiek kontakt. Z Colinem i Richardem nie rozmawiał od jakiś czterech lat co wydaje się wiele mówić o tym jak bardzo brakuje Stefanowi towarzystwa starych kolegów. Tym samym gościnny udział Harrisona wydaje mi się tylko podkreślać fakt, że tak to teraz będzie wyglądało.
I tyle, nie ma co męczyć woła w tym temacie. Kwestię Davida Gilmoura chciałbym przemilczeć, ale nie jestem w stanie. Jakieś 70% komentarzy (na profilu Wiltona) przed występami w RAH tyczyło się udziału Gilmoura w tym wydarzeniu. Za każdym razem jak to widziałem, pukałem się w czoło. Z jakiej racji David Gilmour miałby zagrać na koncercie Stefana? Bo był na widowni w Troxy? Od wygodnego krzesła na sali, do wystąpienia na scenie jest długa droga, a to jest DAVID GILMOUR. Nawet Robert Fripp nigdy nie wyszedł gościnnie na scenę podczas występu SW (a znają się od prawie ćwierć wieku), nie wiem skąd pomysł żeby Gilmour miał coś takiego zrobić.
Bo Theo Travis gra w jego składzie? Bitch, please. Wystarczy zobaczyć jak często Gilmour pojawia się gościnnie na koncertach innych artystów (i jakich artystów) żeby zrozumieć jak nadmuchane to było życzenie. Czarów nie ma. Przejdźmy lepiej do tego co się działo w trakcie tych specjalnych występów (i trochę przed).

Zaczęło się od krótkiego filmiku z prób przed kolejnym legiem trasy i koncertami w RAH. Słychać na nim było nowy kawałek
My Book of Regrets (znany wcześniej jako Song X) oraz trzy utwory Porcupine Tree – Shesmovedon, Dark Matter i Open Car. Pisałem już parę miesięcy temu co sądzę o graniu pewnych utworów PT przez Stefana solo i zdania nie zmieniłem. Owa liczba rośnie i wcale mnie to nie cieszy zwłaszcza, że katalog solo jest bogaty, a z jakiegoś powodu Wilson omija pewne kawałki, o które fani błagają od lat (np. Collecting Space, Only Child czy grane, ale olane dawno temu Veneno Para Las Hadas). Nie będę marnował cennych linijek na lamenty, domyślam się, że fani PT, którzy zaczęli słuchać zespołu po 2010 cenią sobie takie „coverowanie” i w sumie nie można im się dziwić. Kiedy trasa ponownie ruszyła, utwory PT zaczęły powoli pojawiać się w setach, na niektórych koncertach można było usłyszeć nawet 6 utworów Jeżodrzewia. Poza wymienionymi (słyszalnymi na trailerze) utworami i tymi, które Wilson wykonywał już wcześniej (Sleep Together, Lazarus, How Is You Life Today?) pojawiły się również The Sound of Muzak (z okropną końcówką graną przez Holzmana na moogu) i Don't Hate Me, o którym plotkowałem jeszcze przed rozpoczęciem całej trasy. Ten ostatni utwór wyszedł średnio. Jego obecność w repertuarze miała wiele sensu kiedy w składzie miał być jeszcze Theo Travis. Bez niego pozostaje dla nas generyczne solo Holzmana na zużytym już brzmieniu „pękniętego” rhodesa.
Jeżeli chodzi o materiał solo, to powróciło (grane już dwa razy na tej trasie)
No Twilight Within The Courts of The Sun, Insurgentes oraz Drive Home. Bardzo cieszące mnie powroty. Ten pierwszy utwór otworzył parę koncertów (w tym drugi w RAH) w stylu trasy z 2011 (razem z intrem w postaci Cenotaph). Wtedy jeszcze tego nie wiedziałem, ale Wilson odkrył na koncertach przed RAH praktycznie wszystkie karty przewidziane na specjalne występy. Dosłownie wszystkie, o czym jeszcze napiszę.

Pierwszy specjalny koncert wyglądał tak:

01. First Regret
02. 3 Years Older
03. Hand Cannot Erase
04. Perfect Life
05. Routine
(z Ninet Tayeb)
06. Home Invasion
07. Regret #9
08. Ancestral
09. Happy Returns
10. Ascendant Here On...

11. Drag Ropes
(z Mikaelem Akerfeldtem)
12. Index
13. How Is Your Life Today?
14. Lazarus
15. My Book Of Regrets
16. Harmony Korine

17. The Watchmaker
18. Sleep Together

19. The Sound Of Muzak
20. The Raven That Refused To Sing


Jakiś czas przed tymi występami, SW zdradził, że pierwsza noc będzie zasadniczo lekko podrasowaną wersją regularnego koncertu z trasy HCE, a druga będzie podróżą w przeszłość.
Owe info trochę podkurwiło część ludzi i szczerze mówiąc się nie dziwię. Na tym etapie oba koncerty były wyprzedane (jakieś ogryzki wypuszczono do sprzedaży dopiero kilka dni przed pierwszym koncertem, prawdopodobnie ze zwrotów) i nie dało się już wybrać innej nocy (chyba, że szło się na oba koncerty). I tak pierwsza w istocie okazała się być lekko podciągniętą wersją standardowego koncertu trasy. Jednorazowo, materiał z HCE upchnięto w jeden set oddzielony od reszty przerwą (podobnie jak kiedyś Incydent). Co mnie zastanawia, to to dlaczego zabrakło Transience? Jeszcze przed startem całej trasy spodziewałem się, że zabraknie tego utworu z racji jego mało koncertowego charakteru, ale skoro już wykonuje się cały album, utwory w odpowiedniej kolejności i w postaci oddzielnego setu, to chyba można było się wysilić i zagrać ten 3 minutowy utwór? Może nie znam zaplecza, może były z nim jakieś koszmarne problemy, ale to już nie są lata 90-te kiedy nie dało się zagrać Stars Die ze względu na ograniczenia techniczne. Szczerze, Transience to kawałek na gitarę, wokal i trochę roboty z klawisza. Szkoda, że zmarnowano szansę na zaprezentowanie kompletnego HCE na żywo. To nie jedyna zmarnowana szansa tych specjalnych występów. Ninet Tayeb już wcześniej zapowiedziała swój udział (co było oczywiste) i wystąpiła w trakcie Routine. Nie wiem czy wokalistka dołączy do Stefana na koncertach w 2016, ale jeśli nie, to z pewnością można dorzucić jej występ do wielkich plusów RAHów (w sumie można tak czy inaczej). Drugi set pierwszej nocy rozpoczął się z grubej rury, SW w towarzystwie Mikaela zagrał Drag Ropes ze Storm Corrosion. Musze przyznać, że to jest coś. Ten projekt był kompletnie nieaktywny od czasu wydania jedynej płyty, a plany koncertowe zawsze były zbywane zarówno przez jednego jak i drugiego członka. Niestety, Wilson spalił niespodziankę grając Drag Ropes na próbie przed koncertem w szwajcarskim Fribourgu. Owa próba nie była oczywiście publiczna, ale umówmy się, często można usłyszeć co zespół tam gra, nawet stojąc przed drzwiami lokalu (jeżeli ktoś czekał w kolejce przez pierwszym solowym koncertem SW w Poznaniu w 2011, to pamięta jak zespół spalił między innymi Raidera II). Informacja szybko pojawiła się na setlist.fm i tym samym obecność Drag Ropes na koncercie w RAH nie była tak wielkim zaskoczeniem jak mogła być. Mówi się trudno. Niestety, to tyle jeśli chodzi o niespodzianki. Oczywiście jeżeli ktoś nie śledził wcześniej setlist, to mógł być zaskoczony przez How Is Your Life Today? i The Sound of Muzak oraz nowy kawałek solo My Book of Regrets z zaplanowanego na styczeń mini-albumu. Na koncercie obecna była HCE'owa modelka Karolina Grzybowska. Stefan zaprosił ją na koniec koncertu na scenę (razem z innymi) i nawet udało mu się powiedzieć Grzybouska. Brawo, Stefan! Ogólnie ludzie wypowiadali się bardzo pozytywnie po koncercie (oczywiście duża cześć osób zrobiłaby to nawet gdyby SW przez 2 godziny pierdział pachą), ale nie uwierzę, że nie śmieją się oni teraz przez łzy jak widzą setlistę z wczoraj.

01. No Twilight Within The Courts Of The Sun
02. Shesmovedon
03. Routine
(z Ninet)
04. Open Car
05. Don't Hate Me
06. Home Invasion
(z Govanem)
07. Regret #9
(z Govanem)
08. Drive Home
(z Govanem i Theo Travisem)
09. Sectarian
(z Theo)
10. Insurgentes
(z Theo)
11. No Part Of Me
(z Theo)
12. Raider II
(z Theo)

13. Dark Matter

14. Lazarus
(z Gavinem)
15. The Sound Of Muzak
(z Gavinem)


                                                      

Wilson cześć obietnic spełnił, a część nie. Pamiętam (ale nie przytoczę teraz konkretnego cytatu), że wspominał o pojawieniu się w RAH utworów, które nie były wcześniej wykonywane na żywo.
Poza Drag Ropes, to niczego takiego nie stwierdzono. Stefan obiecywał też, że koncerty będą bardzo różne od siebie pod względem repertuaru i tutaj już nie bujał.
Druga noc rozpoczęła się sentymentalną podróżą do 2011 kiedy No Twilight Within The Courts of The Sun wyłaniało się powoli z drone'owych dźwięków Cenotaph. Ten wstęp nadal robi wrażenie i uważam, że koncerty Wilsona z 2011 były zdecydowanie najlepsze z solowych.
Dalej setlista wygląda odrobinę chaotycznie, ale widać inaczej się nie dało. Pojawiło się Shesmoveon (z filmiku można było wywnioskować, że David Kilminster idealnie odtwarzał końcowe solo SW, przynajmniej nie powtórzono wpadki z Radioactive Toy), Routine z udziałem Ninete, oraz Open Car i Don't Hate Me. Po tym na scenę wbił Guthrie Govan i razem z nim zagrano trzy kawałki: Home Invasion, Regret #9 i Drive Home. Na tym ostatnim dołączył Theo Travis i z jego udziałem zagrano jeszcze Insurgentes, No Part of Me (nareszcie) oraz Raider II (w 'Ravenowej' krótkiej wersji). I tu rodzi się w mojej głowie pytanie – dlaczego, skoro i tak ostatecznie pojawił się na scenie, nie zaproszono Travisa do wykonania Don't Hate Me, kawałka który przez lata czarował ludzi właśnie ze względu na fantastyczne solówki (na flecie i saksofonie) zagrane na albumie przez Theo. Dlaczego pozostawiono improwizowaną cześć Holzmanowi i jego pikaniu gdy można było dokonać spektakularnego reunionu Travisa z tym numerem (po 16 latach). Nie dociera do mnie jak można było takiej szansy nie wykorzystać. Nie dociera i tyle.
Zespół zmył się ze sceny zaraz po wyciszeniu się jazgotu kończącego skróconą wersję Raidera II, po czym wrócił na jeden (na razie) bis w postaci Dark Matter. Dopiero drugi bis przyniósł ostatnią niespodziankę w postaci udziału Gavina Harrisona. W RAH wystąpiła zatem wczoraj dziwna hybryda Porcupine Tree z zespołem solo, która zagrała Lazarusa i The Sound of Muzak. Druga noc była zdecydowanie upominkiem dla fanów Porcupine Tree, którzy czekają na powrót tego zespołu, ale znalazło się też coś dla fanów pierwszych dwóch solówek Stefana (nie było tego wiele, ale było). Szkoda, mimo wszystko, że Wilson nie pokusił się o zagranie czegoś naprawdę hardcorowego. Mam tu na myśli wspomniane już wcześniej Collecting Space, ale również takie rzeczy jak Puncture Wound, Significant Other (ciekawe czy chociaż rozważał zaproszenie Clodagh Simonds na te koncerty, zresztą Ninete tez mogła zaśpiewać tę wokalizę), Salvaging, czy bardziej radykalnie – cokolwiek z Cover Version). Są też grane wcześniej solowe utwory, które aż proszę się o powrót do setlisty, np.: Reminder The Black Dog (przy premierze GfD, to był niemal 'przebój' wśród fanów), Veneno Para Las Hadas czy Like Dust I Have Cleared Form My Eye. To takie moje gadanie, ale myślę, że spokojnie SW mógł olać Index (grany non stop od zawsze) albo Harmony Korine i wrzucić coś innego z tych płyt.
Tak czy inaczej, dwa specjalne koncerty w RAH wypadły całkiem nieźle. Nie tak spektakularnie jak wiele osób zakładało i nie tak spektakularnie (wiem, że nadużywam tego słowa) jak tego typu występ Porcupine Tree z 2010 r.,
ale i tak nie można powiedzieć, że Stefan wziął kasę za nic. W przyszłym roku odbędą się w naszym kraju kolejne dwa solo koncerty – w Poznaniu i w Krakowie.
Mam oczywiście swoje rozterki z tym związane – czy chcę oglądać kawałki PT na takim koncercie czy nie? Don't Hate Me nie napawa mnie optymizmem, ale zobaczymy. Rzutem na taśmę udało mi się zobaczyć PT na żywo (w tym Dark Matter) więc nie czuję wewnętrznego parcia żeby te kawałki oglądać, ale jeśli ktoś nie miał okazji, to chyba jednak warto pojechać i zobaczyć. A może nie? Nie wiem ;)