Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Voyage 34 (Phase II). Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Voyage 34 (Phase II). Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 21 marca 2016

TOP10 najrzadszych koncertowych wykonań kompozycji Porcupine Tree.



Są w repertuarze koncertowym Porcupine Tree takie utwory jak Trains, Blackest Eyes, Lazarus, itd., kawałki, których prawdopodobieństwo obecności w secie wynosiło czasem więcej 100%. Po drugiej stronie długiej listy znajdują się wyjątki, które z różnych powodów pojawiały się w setach rzadko, lub na krótko. Czasami zdarzało się, że nawet popularniejsze utwory ogrywano w unikalnych wersjach. Pomyślałem, że zrobię zestawienie top10 najrzadszych koncertowych wykonań kompozycji Porcupine Tree. Brałem pod uwagę różne czynniki, począwszy od ilości wykonań, po dostępność nagrań, a na wyjątkowości konkretnych odegrań kończąc.
Skupiam się tym razem tylko na PT żeby nie robić śmietnika wrzucając do wora wszystkie koncerty z udziałem Wilsona, ale być może zrobię kiedyś takie zestawienia dla innych zespołów, w których grał.
Zacznę od utworów, które się w moim topie nie zmieściły, ale o których należy wspomnieć. Są to między innymi Small Fish i Black Dahlia (oba wykonane tylko dwukrotnie na specjalnych koncertach w Nowym Jorku i Londynie w 2010 roku), This Is No Rehearsal (grany tylko w drugiej połowie 1997 i na mikro trasie w 1998), czy też The Nostalgia Factory i Linton Samuel Dawson (grane tylko raz w 1993, oraz na trasach w 1996 roku, ten pierwszy jeszcze raz w 1997). Kawałki, te nie wylądowały na głównej liście przede wszystkim z uwagi na to, że bootlegi z tymi wykonaniami są bardzo łatwo dostępne (może z wyjątkiem rzekomych wykonań z 1993 roku). Jest jeszcze pojedyncze wykonanie Thank U Alanis Morissette, które SW zagrał ze względu na awarię sprzętu, ale postanowiłem nie uwzględniać coverów.
Postanowiłem też nie uwzględniać dwóch rzadkich wykonań Shesmovedon z Tour of A Blank Planet, ponieważ są one unikatowe jedynie w kontekście tej jednej trasy. Odegrane wtedy wersje nie różniły się wiele od tego co zespół prezentował wcześniej na czterech trasach z rzędu. Ciekawa sprawa jest natomiast z Always Never, które niby grane było często w latach 93-97, a tak naprawdę wcale nie. Pełną wersję zespół grał jedynie między 1993, a kilkoma pierwszymi koncertami w 1995 roku (jakieś kilkanaście wykonań w tym okresie). Kolejne kilkadziesiąt zawierało tylko drugą połowę utworu, dolepioną do The Moon Touches Your Shoulder. Always Never znajduje się tuż za listą, na miejscu 11. Które utwory dostały się zatem do mojego top10?


10. Glass Arm Shattering (wykonania z Deadwing Tour 2005)

Zakładam, że wiele osób zdziwi się obecnością Glass Arm Shattering, ale utwór ten wcale nie był stałym punktem programu podczas Deadwing Tour. Wręcz przeciwnie.
O ile wraz ze startem trasy, kawałek był grany niemal co noc, to wytrzymał w secie raptem 8 koncertów i na zawsze pożegnał się ze sceną. Co się stało? Można gdybać, ale najprawdopodobniej utwór zwyczajnie się nie sprawdził na koncertach. Wprawdzie słuchając wersji na żywo trudno mi się do czegoś przyczepić, ale należy pamiętać, że inaczej to wygląda z perspektywy publiczności, a inaczej z perspektywy zespołu. W tym wypadku, Glass Arm Shattering dostał bilet na ławkę rezerwowych, co oczywiście nie wyklucza, że kiedyś jeszcze się nam objawi. Dostępność tych wykonań jest umiarkowana, jakość bootlegów raczej słabsza, a oficjalna wersja nigdy nie została wydana.


                                  


9. Feel So Low (z Avivem Geffenem)

Wersję nagraną (a później wykonywaną na koncertach) z Blackfield dobrze znamy, ale tu mówimy o Porcupine Tree. Feel So Low nie był utworem często granym na koncertach. W zasadzie zespół nie grał go w ogóle do czasu koncertów w Izraelu (w 2000) gdzie wystąpili na zaproszenie Aviva Geffena. To prawdopodobnie on namówił Wilsona żeby to zagrali (to był jego ulubiony utwór), a na dodatek wystąpił razem z zespołem podczas tych pierwszych wykonań. Istnieje dobrej jakości bootleg z transmisji radiowej z koncertu w Tel Avivie, zatem (mimo, że nieoficjalnie) można tę unikalną wersję usłyszeć w miarę porządnie. Potem Porcupine Tree zagrali kawałek parę razy na Lightbulb Sun Tour i co najmniej kilkanaście podczas trasy In Absentia Tour w 2003. Od tamtej pory cisza.

                                  

8. Fadeaway

Fadeaway było stałym punktem programu na trasach w 2003 i 2005 roku. Rzecz w tym, że wokal w tym utworze został powierzony w tym czasie Wesowi i trudno nie oprzeć się wrażeniu, że słuchamy coveru. Taka wersja jest szeroko dostępna (głównie na XM II), ale przecież zespół grał Fadeaway wcześniej. I te wykonania można policzyć na palcach jednej ręki.
Podobno utwór został wykonany raz w 1993 na debiutanckim koncercie PT. Nie wiem jak to zabrzmiało bo nie słyszałem żadnego bootlegu z tego występu (chociaż dwa lata temu, Wilson udostępnił z niego Voyage 34 i Burning Sky więc może doczekamy się i reszty). Następne wykonania pojawiły się dopiero w 1999 roku kiedy zespół zagrał nieco improwizowaną wersję (na gitarę i keyboard) przy dwóch (co najmniej) okazjach (np. w Londynie, z okazji ostatniego koncertu PT w XX wieku). Ostatni raz Fadeaway z Wilsonem na wokalu odegrano na koncertach w Polsce w 2001 roku i to na życzenie organizatora - Piotra Kosińskiego. Gdyby nie poprosił o to Wilsona, to zapewne nic by z tego nie wyszło. Z jakiegoś powodu zespół zdecydował się wskrzesić pełną wersję jako stały punkt programu na części trasy In Absentia w 2003 i w 2005 roku na Deadwing Tour kiedy grali muzycznie jeszcze wierniejszą oryginałowi wersję (głównie z uwagi na re-edycje/re-recording Up The Downstair). W ten sposób pociągnęli kilkadziesiąt wykonań, ale tak jak pisałem wcześniej, wszystkie śpiewał Wes. Nie czepiam się jego interpretacji, ale stwierdzam fakt, że utwór ten w wykonaniu Wilsona został zagrany raptem kilka razy przez całe lata 90-te. Żadne z tych wykonań nie zostało oficjalnie wydane (bo zarejestrowane tak), ale istnieją bootlegi i to całkiem niezłej jakości.

                                  

7. Moonloop (wykonanie z Union Chapel w Londynie, 1997)

Moonloop był wykonywany regularnie między 1994, a 1998 rokiem. Wtedy był to tak stały punkt programu, jak w późniejszych latach Trains. Pod koniec 1997 roku, Porcupine Tree zaczęli powoli odsuwać go od setu czyniąc różnego rodzaju miksy z innymi utworami (np. Ambulance Chasing + sama koda Moonloop, albo część improwizowana przechodząca płynnie w Signify). Jedno z takich niezwykłych wykonań (w londyńskim Union Chapel w 1997 roku) zbiegło się z faktem, że na tym konkretnym koncercie wystąpił gość specjalny, między innymi właśnie w Moonloopie. Gościem był Theo Travis, który wykonał z PT dwa utwory (ten drugi zasiadł na miejscu wyżej). Uzbrojony we flet i saksofon Travis sprawił, że tamta wersja Moonloopa jest absolutnie unikatowa. Gościnne występy innych muzyków na koncertach Porcupine Tree to bardzo rzadka rzecz i mam na myśli całe 20 lat koncertowania tego zespołu. Theo świetnie wpasował się w improwizowaną partię Moonloopa i sprawił, że zabrzmiała ona naprawdę spontanicznie. Na szczęście ktoś to niezwykłe wydarzenie nagrał. Jakość jest niestety słaba, ale nie śmiem marudzić.

                                  


6. Ambulance Chasing (wykonanie z Union Chapel w Londynie, 1997)

Ambulance Chasing wylądował wyżej od wspomnianego przed chwilą Moonloopa głównie ze względu na to, że utwór ten w jakiejkolwiek wersji był grany przez krótki okres czasu (na raptem 20-stu koncertach). W tym wypadku, Theo Travis zagrał również w ostatecznej wersji studyjnej (która pojawiła się w końcu na Recordings, ale na tamtym etapie była mocnym kandydatem na utwór albumowy, a nawet tytułowy nowej płyty) co dodaje smaczku temu jednemu wykonaniu z nim w składzie. Muzyk dużo tu improwizuje (zarówno na flecie jak i na saksofonie) co działa również na resztę zespołu, która pozwala sobie zaszaleć. Podobnie jak w przypadku Moonloopa z tego koncertu, powstała wersja wyjątkowa. Uwieczniono ją na średniej jakości bootlegu.

                                  


5. Stars Die


Możecie się dziwić co Stars Die robi tak wysoko, ale zaraz wytłumaczę dlaczego tak jest. Czasami nagrywając lub wykonując utwór chwyta się pewne momentum, które jest później bardzo trudne lub niemożliwe do odtworzenia. Stars Die jest tego dobrym przykładem. Przez wiele lat Porcupine Tree nie podjęli się wykonania tego utworu w pełnej wersji. Z różnych powodów.
W koncertowym składzie był tylko jeden gitarzysta (w studyjnym nagraniu są 3 gitary, czasami grające naraz), nie mówiąc nawet o partiach granych na flecie. Ponadto Wilson uparcie twierdził, że nie jest w stanie zaśpiewać tego na żywo ponieważ utwór charakteryzuje się eterycznym, niemal szeptanym wokalem na tle pełnego zestawu instrumentów. Coś takiego bardzo trudno jest odtworzyć poza studiem. Ze Stars Die nie dało się iść na kompromis taki jak z The Moon Touches Your Shoulder czy Waiting. Przynajmniej nie w tamtym czasie. Kiedy w końcu udało się opracować satysfakcjonującą wersję koncertową graną przez cały zespół, był już rok 2008. I mimo że te wykonania są wspaniałe (wersja z Octane Twisted to prawdziwy pokaz geniuszu nowej aranżacji), to jednak Wilsonowi głos się zmienił, skład zespołu się zmienił, minęło sporo czasu, itd.
Do czego zmierzam? Steven pokusił się kilka razy o akustyczne wykonanie Stars Die w czasach kiedy wspomniane momentum jeszcze się nad nim unosiło. Było ich kilka na krzyż, a jedno z nich SW odegrał na antenie Radia Rock w Rzymie w 1995, w towarzystwie Chrisa Maitlanda. Jest to zatem jedyne (bądź jedno z niewielu) wykonanie z Chrisem robiącym chórki i grającym na bębenku. I chyba najbliższe duchowo względem studyjnego oryginału. Całe szczęście, że transmisję ktoś nagrał i dzięki temu dostępne jest niezłej jakości uwiecznienie tej wersji w audio.

                                  


4. Stranger By The Minute

Stranger By The Minute przechodził dwie fazy obecności w repertuarze koncertowym Porcupine Tree. Najbardziej popularne wykonania pochodzą z dwóch koncertów specjalnych w 2010 roku, kiedy zespół zaprezentował pół-akustyczną, ale pełnozespołową wersję. To jednak nie był debiut tego kawałka. Kilka razy w 1999 roku, Steven Wilson zdecydował się zagrać ten utwór akustycznie (sam z gitarą) podczas koncertów PT. Tak się złożyło, że Stranger By The Minute wyszło akurat na singlu i, co Stefan podkreślał, było to dosyć dziwne z ich strony żeby nie grać kawałka wybranego do promocji. Zespół miał ewidentnie problem z ogarnięciem dobrej koncertowej aranżacji (podobnie jak w przypadku Stars Die) więc Wilson musiał zagrać sam. I zagrał. Przynajmniej na czterech koncertach w 1999 roku i te wykonania są uwiecznione na bootlegach (niezłej jakości). Co ciekawsze, na pewno istnieje oficjalne nagranie takiej wersji ponieważ jeden z koncertów, na których SBTM się pojawiło został na 100% zarejestrowany. Koncertowa wersja Tinto Brass z singla Pure Narcotic pochodzi właśnie z tego występu (z Southampton, 24.04.1999). Może kiedyś się doczekamy wydania całości.

                                  


3. Every Home Is Wired

Jedyny piosenkowy utwór z Signify, z którym Porcupine Tree tak się ociągali i ostatecznie nigdy w pełni nie zagrali. Pomijając fakt, że druga część wersji studyjnej, to dolepiona improwizacja z kosmosu, nawet akustyczne wykonania okazały się rzadkością. Tak naprawdę mówimy tutaj o dwóch koncertowych prezentacjach na dwóch (z trzech) koncertach w Rzymie w marcu 1997 kiedy zespół nagrywał materiał na Coma Divine. Muzycznie trudno tutaj o obfity opis, SW gra to sam na gitarze akustycznej, a Chris Maitland robi chórki. I tyle. Całe dwa wykonania w historii koncertów Porcupine Tree. Ja posiadam jedno z koncertu z 26-tego marca i jest ono przycięte, a jego brzmienie łagodnie mówiąc nie zachwyca. Oprócz tego jest nagranie z próby przed koncertem i o dziwo jest doskonałej jakości (ale nie mogę tego policzyć jako publiczne wykonanie koncertowe).

                                  


2. Cryogenics

Długo się zastanawiałem nad obsadzeniem dwóch pierwszych miejsc, ale ostatecznie Cryogenics wylądowało na drugi miejscu, głównie ze względu na to, że wykonań było więcej niż Voyage 34 (Phase II), a dostępność i kompletność nagrań jest zadziwiająco duża. O kompozycji tej pisałem już bardzo dużo w cz.3 tekstu o Signify Tour i w tekście o The Sky Moves Sideways Tour, ale w skrócie – jest to nieco bardziej uporządkowana wersja improwizacji Mesmer III z Metanoi, zawierająca pewne nowe elementy. Istnieją dwie formy Cryogenics. Pierwsza, tak zwana długa, została zaprezentowana raz w 1995 roku w Northampton 11.10.1995 roku.

                                  

Zawierała nawet bardzo krótki, instrumentalny cytat z utworu Wake As Gun. Całość trwała ok. 5 minut. Druga wersja – krótka – została przygotowana z myślą o koncertach we Włoszech w pierwszej połowie 1997 roku i miała uświetnić koncerty rejestrowane na potrzeby wydania Coma Divine (dla którego Cryogenics miało być ekskluziwem). Porcupine Tree wykonali kawałek na wszystkich włoskich koncertach. Usunięto wstawkę z Wake As Gun i kilka innych elementów, a całość przechodziła niemal płynnie w Dark Matter. Ostatecznie SW uznał, że średnio im to wyszło i na Coma Divine nic się nie pojawiło. Co takiego jest w tym utworze, że znalazł się tak wysoko na liście? A to, że jest to jedyny przypadek kiedy Porcupine Tree wykonywali na koncertach utwór, który nigdy nie doczekał się wersji studyjnej (powiedzmy, że nie liczymy Mesmer III bo to mimo wszystko daleki krewny). Wbrew temu co uważa Stefan, Cryogenics to nie było takie barachło, zwłaszcza w pełnej wersji z 1995 roku. I może nie był to też najlepszy utwór napisany w tamtym czasie, ale z pewnością wart jest poznania. Na szczęście wykonanie z 1995 roku oraz większość (o ile nie wszystkie) z 1997 zostały zarejestrowane i są (mniej lub bardziej) dostępne w internecie. Wprawdzie jakość nie zrywa papy z dachu, ale podobnie jak w przypadku koncertu z Union Chapel, nie ma co się pastwić bo mogło nie być nic.

                                  


1. Voyage 34 (Phase II)

Król królów, mój oficjalny nr 1 jeśli chodzi o koncertowe rarytasy Porcupine Tree. I to w pełni zasłużony tytuł. Samo to, że przez lata uznawałem jego istnienie za żart, już o czymś mówi. Pierwsza faza Voyage 34 była stałym punktem programu w latach 1993 – 2001, ale druga pojawiła się w secie tylko trzy razy w ogóle. Długo nie byłem w stanie zweryfikować tego, czy tak rzeczywiście było, czy to się w ogóle wydarzyło. Niby była wzmianka na oficjalnej stronie PT, ale można tam znaleźć wiele błędów, literówek, a nawet dwa różne koncerty z taką samą datą. Brałem to „źródło” z pewną dozą rezerwy, ale jednak brałem. Kwestia rozwiązała się parę lat temu kiedy wpadły mi w ręce odpowiednie bootlegi (oraz informacje).
Voyage 34 (Phase II) miało swój debiut na koncercie, który zdobyłby prawdopodobnie pierwsze miejsce w kategorii „najbardziej enigmatyczny koncert Porcupine Tree” (możliwe, że taka lista powstanie). Występ ten odbył się w klubie Tic-Toc w Coventry, 11-tego grudnia 1993 roku. Był to jedyny koncert, który PT zagrali w niepełnym składzie (i jedyny koncert zagrany jako trio). Zabrakło Richarda Barbieri, który tego dnia był „niedostępny”. Trudno mi sobie wyobrazić jak to wyglądało (a raczej brzmiało) i dlaczego akurat ten dzień wybrali sobie na premierę drugiej fazy V34? Niestety na takie pytania trudno odpowiedzieć jeżeli brakuje nie tylko materiału audio/video, ale zwykłej relacji fana z tamtego dnia. Jedynie sucha informacja na stronie PT o nieobecności Ryśka, świadczy o tym, że był to koncert inny niż wszystkie. Bootlegu nie tylko nie posiadam, nie słyszałem/czytałem nigdy o istnieniu takowego. SW na pewno ma nagranie z konsolety w swoim zbiorze, ale czy z punktu widzenia zespołu jest to koncert, którego rejestracja powinna opuścić archiwum? Wątpię.
Na ponowne odegranie fazy drugiej nie trzeba było długo czekać, natomiast trzeba było być Holendrem, który akurat 7-mego stycznia 1994 r. zdecydował się być w klubie De Pul w mieście Uden.

                                  


Porcupine Tree odegrali wtedy obie fazy Voyage 34 obok siebie i istnieje z tego wydarzenia bootleg. Niestety słabej jakości, a co najważniejsze, urywa się po kilku minutach od wejścia drugiej fazy. Prawdopodobnie nagrywającemu skończyła się kaseta. Wiemy jednak mniej więcej jak zespół ogarniał wtedy temat tej kompozycji na żywo, a przede wszystkim to, że naprawdę to grali.
Ostatni raz jak dotąd miał miejsce podczas jednego ze słynnych koncertów w Rzymie, kiedy nagrywano Coma Divine. 26-tego marca 1997 roku, w klubie Frontiera, publiczność usłyszała fazę II na zakończenie drugiego z trzech występów, które się w tym czasie odbyły. Nagranie z publiczności istnieje, ale jest jeszcze gorszej jakości niż to z 1994 roku i urywa się jeszcze szybciej (ale cały bootleg jest mocno poszatkowany).


                                  


Tym samym wygląda to jak badanie archeologiczne. Dostajemy jakieś strzępy informacji, pewne namacalne (w tym wypadku słyszalne) dowody na istnienie tego i owego, ale reszty musimy domyślać się z kontekstu, bądź z kosmosu.

Warto jednak pamiętać, że te koncerty były profesjonalnie nagrywane (nie tylko na pamiątkę, jak większość pozostałych) i takie wielościeżkowe nagranie Voyage 34 (Phase II) istnieje i czeka na wydanie. Już wtedy, w 1997 roku, Steven Wilson zasugerował, że kiedyś mogą to wydać. Podejrzewam, że w końcu się tego doczekamy, w ten lub inny sposób.

To by było na tyle jeśli chodzi o top10 najrzadszych koncertowych wykonań kompozycji Porcupine Tree. Mam nadzieję, że pewnym osobom nie odebrałem przyjemności odkrywania tych skarbów samemu, ale podejrzewam, że większość z Was z ulgą przyjęła do wiadomości, że nie będzie musiała przeszukiwać całego internetu w poszukiwaniu materiału audio. Zebranie tych utworów zajęło mi całe lata, ale dzięki temu mogę teraz podzielić się tym wszystkim z innymi. Do następnego tekstu!

środa, 16 grudnia 2015

The Nostalgia Factory (1993 - 1994)

Opisałem ostatni jak dotąd rozdział koncertowej historii Porcupine Tree, czas zatem zwrócić się w kierunku początkom. A tam panuje chaos. Niewiadoma za niewiadomą. Z tego choćby względu zwlekałem z napisaniem tekstu na temat trasy, a raczej serii koncertów, które odbyły się na przełomie 1993 r. i 1994 r.
O dziwo zachowało się sporo materiału audio i video z tamtego okresu, ale jednocześnie brakuje kluczowych informacji co do wielu setlist. Pomyślałem jednak, że można tak czekać i czekać, a stosowne informacje mogą się szybko nie pojawić. Zweryfikowałem zatem co się dało i zabrałem się do pisania.

Początki koncertowej działalności Porcupine Tree to wynik serii przypadków. Kiedy Steven Wilson zaczynał tworzyć muzykę, którą ukrywał pod pseudonimem PT, to nie myślał za bardzo o tym, że kiedyś będzie musiał wykonywać ją na żywo. W tamtym czasie jedynym poważnym projektem w jego życiu był no-man (a raczej No Man Is An Island (Except The Island Of Man)) i to na nim koncentrował się SW do 1995 roku. W międzyczasie jednak produkował sobie w domu muzykę psychodeliczną, zahaczającą momentami o prog. Historię o wyimaginowanym zespole sprzed lat znają już chyba wszyscy. Kasety z nagraniami demo PT zaczęły odnosić skromny sukces w podziemnym kręgu słuchaczy muzyki psychodelicznej i tak znana i szanowana wytwórnia Delerium zaproponowała Wilsonowi skompilowanie najlepszych fragmentów tych kaset i wydanie ich na płycie. Tak powstało On The Sunday Of Life. I tak Porcupine Tree zaczęło istnieć. Niedługo po wydaniu kontynuacji pt.: Up The Downstair okazało się, że fanów enigmatycznego projektu jest już całkiem sporo i istnieje faktyczne zapotrzebowanie na koncerty. A koncerty to promocja. Steven zaczął się panicznie rozglądać za kimś z kim mógłby wtaszczyć muzykę Jeżodrzewia na scenę. Kto był w zasięgu?
Był stary kolega ze szkoły – Colin Edwin – który doskonale grał na fretlessie oraz kontrabasie. Był Richard Barbieri, którego Wilson poznał kiedy trio JBK (Jansen-Barbieri-Karn), czyli to co pozostało po zespole Japan, zgodziło się uzupełnić skład no-man w 1992 roku (Rysiek zagrał też na płycie Up The Downstair). Był też Chris Maitland, którego Wilson poznał w podobnych okoliczność kiedy w 1993 r. Chris stał się koncertowym perkusistą no-man oraz zagrał na wydanej w 1994 r. płycie Flowermouth. To grono, jak się wydaje, przypadkowych ludzi okazało się być bardzo zgranym zespołem, któremu udało się wynieść muzykę Porcupine Tree na wyższy poziom niż sugerowały domowe zabawy Wilsona z końca lat 80-tych.

Koncerty z przełomu lat 93/94 opisuję jako trasę ponieważ nie za bardzo mam inne wyjście. Regularnych występów było raptem 5, do tego możemy dodać sesję w radiu BBC. Liczę koncerty zagrane w 1993 roku i w pierwszej połowie 1994. Dwa lata temu (w jednym z pierwszych tekstów jakie opublikowałem) opisując The Sky Moves Sideways Tour zdecydowałem, że wcielę jesienne koncerty z 1994 roku do tej trasy jako, że zespół promował wtedy singla Stars Die/Moonloop, który stanowił wstęp do płyty TSMS (grali wtedy Moonloop i Is...Not). Tak naprawdę jednak, to była trasa przejściowa zatem pod koniec tekstu dam linka do opisu Moontour, aby obraz był pełny.

Z 6 występów jakie Porcupine Tree zagrali w ramach nieformalnej trasy „Up The Downstair”, 5 koncertów zostało w jakiejś formie zarejestrowanych. Wyjątkowo będę opisywał bootlegi zaraz obok opisów samych koncertów (o ile jest co opisywać), bo jest tego tak mało.

Pierwszy w historii koncert Porcupine Tree miał miejsce 4 grudnia 1993 roku w High Wycombe w klubie Nags Head. Niewiele wiadomo o tym występie, niewiele wiadomo o frekwencji (chociaż oczywiste jest to, że tłumów nie było), nie są mi znane żadne ciekawe anegdoty w związku z nim. Jest za to setlista:

01. Voyage 34 (Phase I)
02. Always Never
03. The Nostalgia Factory
04. Burning Sky
05. Radioactive Toy
06. Fadeaway
07. Up The Downstair
……….
08. Not Beautiful Anymore


oraz kilka nagrań, ale o nich później. Repertuar jest dosyć interesujący i przyznam, że nadal nie jestem w 100% przekonany, że tak to wyglądało. Zdaję sobie sprawę, że taka setlista widnieje nawet na oficjalnej stronie PT, ale tam też pojawiają się błędy.
Uznajmy jednak, że tak to faktycznie wyglądało. The Nostalgia Factory oraz Fadeaway, to utwory, które zaliczyły prawdopodobnie pojedyncze wykonania i z różnych powodów zostały odłożone na półkę. Ten pierwszy powrócił w 1996 roku na serię koncertów promujących singla Waiting, natomiast Fadeaway pojawiło się dopiero w 2000 roku. Póki co możemy sobie tylko wyobrażać jak mogły brzmieć podczas dziewiczego występu Porcupine Tree. Reszta setlisty jest dosyć typowa dla tamtego okresu, większość pochodzi z Up The Downstair.
Koncert ten jest najlepiej i najpełniej zarejestrowanym występem PT z 1993 roku, a raczej najpełniej dostępnym, bo rejestrowano wszystko jak leci. Trzeba sobie jednak taki zestaw poskładać samemu. Na Voyage 34 (Phase I) musieliśmy czekać 20 lat. Aby uczcić tę okrągłą rocznicę, Steven Wilson zaszalał i udostępnił na swoim Soundcloudzie właśnie ten utwór, pierwszy z pierwszego koncertu PT. Napisał również kilka słów:

It's mind blowing for me to realise that it is almost exactly 20 years since Porcupine Tree made their first ever live appearance, at a small club called the Nag's Head in High Wycombe, UK on the 4th December 1993. To commemorate the anniversary here is a recording from the archives of the first song played at that first ever show, the Van Der Graaf Generator / Dead Can Dance sampling, David Gilmour meets The Orb fusion of Voyage 34 (years before he did actually collaborate with The Orb!), the birth of PT as a band and a performing entity. It was recorded straight from the mixing desk so the balance is a bit strange, but actually considering how nervous we must have all been, it's not bad at all.





Dzięki Steven! Przyznam, że udostępnienie tego nagrania, to jednak z najfajniejszych rzeczy jakie Wilson zrobił przez ostatnie kilka lat ;) Samo Voyage 34 z Nags Head zdradza, że zespół faktycznie się trochę denerwował. W kilku momentach można usłyszeć kiksy, ale to nie ważne! Steven Wilson wyciągnął dużą wiedzę z tras no-man (z 1992 i 1993 roku) na temat tego jak grać do sekwensera i jednocześnie trzymać wszystko w kupie. Chris Maitland (z wielkimi słuchawkami na uszach) też przeszedł wcześniej swój chrzest bojowy.
W tym samym czasie, trochę cichaczem, został też udostępniony Burning Sky z Nags Head. Żeby go usłyszeć trzeba się zarejestrować na stronie SWHQ w dziale SWST. Jest tam kilka ciekawych rzeczy, w tym wspomniane nagranie.
Ponadto, 3 kawałki (Radioactive Toy, Up The Downstair i Not Beautiful Anymore) są szeroko dostępne na mini-albumie koncertowym Spiral Circus, który został wydany jeszcze w 1994 r. (w bardzo małym nakładzie).

Jako, że Steven Wilson miał już sprzymierzeńców w radiu BBC, tak też Porcupine Tree udało się zagrać mikołajkowy set u Marka Radcliffe'a. Zestaw utworów składał się z:

01. Radioactive Toy
02. Burning Sky
03. Always Never


Burning Sky zostało podzielone na dwie części (prawdopodobnie ze względu na toporną długość),
między którymi przeprowadzany był wywiad. Sesja przebiegła pomyślnie, a jej rezultat jest szeroko dostępny na bootlegach (jak zresztą wszystkie pozostałe sesje dla BBC). Ponadto pierwsza połowa Burning Sky oraz całe Always Never znalazły się na wspomnianym Spiral Circus.


Następny koncert (drugi pełny) odbył się w klubie Borderline w Londynie (7 grudnia). Pierwszy koncert w stolicy i znów dziwaczna setlista:

01. Burning Sky
02. Voyage 34
03. Radioactive Toy
04. Up The Downstair
05. Linton Samuel Dawson


Gryzie mnie ten Linton, nie ukrywam. Tym razem na stronie PT nie ma słowa na temat setlisty z tamtego wieczora, najwyraźniej musi istnieć bootleg, którego ja nie posiadam (większość bootlegów opisanych jako Borderline 1993, to bezczelnie skopiowane Spiral Circus z wyciętym Always Never).
Z Londynu 1993 udostępniono teoretycznie dwa utwory, ale praktycznie jeden. Wynika to z tego, że na Spiral Circus pojawiła się tylko druga połowa Burning Sky (pierwsza pochodzi z wykonania w BBC) oraz druga połowa Voyage 34 (Phase I) (pierwszej nie ma w ogóle). Zwłaszcza ten drugi przypadek wydaje mi się dziwny. Do 2013 roku podejrzewał, że być może w takiej formie Voyage 34 było grane w 1993 r., ale wrzucone przez Wilsona wykonanie z Nags Head rozwiało te wątpliwość. Dlaczego wycięto połowę utworu? Ze względu na brak miejsca na nośniku? Nie wiadomo.

Koncert, który odbył się 11 grudnia w Coventry, w klubie Tic-Toc, to jeden z najbardziej enigmatycznych koncertów Porcupine Tree w historii tego zespołu. Informacje są szczątkowe, ale wiadomo dwie istotne rzeczy.
Po pierwsze, Richard Barbieri nie wziął udziału w imprezie ponieważ był „niedostępny”. Po drugie, akurat ten dzień PT wybrali sobie na koncertową premierę Voyage 34 (Phase II).
Nic innego nie wiadomo. W obiegu nie ma żadnych nagrań, żadnych relacji naocznych świadków, ani tym bardziej żadnych zdjęć. Był to ostatni koncert PT w 1993 roku i przeszedł do historii jako jedyny zagrany jako trio.
1994 rok rozpoczął się dla zespołu pierwszą poważną wycieczką zagranicę.
Pierwszymi szczęśliwcami z Europy, którzy mieli jaja żeby zaprosić Porcupine Tree byli oczywiście Holendrzy. Przez wiele lat, to właśnie Holandia była główną przystanią PT podczas koncertów odbywających się poza Wielką Brytanią.
7 stycznia zespół zagrał koncert w Uden (w klubie De Nieuwe Pul). Nie wiem jakie były okoliczności zaproszenia PT do Uden, nie wiadomo czy był to festiwal czy pojedynczy koncert, ale na pewno można odrzucić opcję supportu, bo odpowiednia adnotacja pojawiłaby się w tym miejscu na stronie PT.
Zespół zaprezentował:

01. Up The Downstair
02. Radioactive Toy
03. Burning Sky
04. Always Never
05. Voyage 34 (Phase I)
06. Voyage 34 (Phase II)


Holendrzy nie zdawali sobie pewnie wtedy sprawy z tego jaki prezent dostali. Od tamtej pory, Voyage 34 (Phase II) zostało chyba wykonane tylko raz przy okazji koncertu w Rzymie na początku 1997 roku.

Z tego występu pochodzi bardzo średniej jakości bootleg, ale jego wartość historyczna jest olbrzymia (pierwszy koncert PT za granicą, drugie z trzech wykonań Voyage 34 2). Niestety najbardziej pożądany utwór tego nagrania urywa się w połowie (podobnie jak jego następca z 1997). Pozostaje mieć nadzieję, że wszystko leży w archiwach Stevena Wilsona i kiedyś zostanie w jakiejś formie udostępnione. Istnieje również nagranie wideo. Jakość dźwięku jest odrobinę lepsza, obraz zgrywany z dwóch kamer (ale głównie użyta była jedna). Niewiele widać, kopia z vhs jest nadgryziona. Co ciekawe, jest to oficjalne nagranie Delerium (oczywiście istniejące tylko w celach promocyjnych). Niestety również ma ucięte Voyage 34 (Phase II).


                                 


                                 


                                 


Ostatni koncert, który odbył się w tej połowie roku również odbył się w Holandii i również w Uden, ale przy zupełnie innej okazji. Tym razem, Porcupine Tree zostali zaproszeni na festiwal rocka progresywnego Planet Pul, który odbywał się na stadionie De Kuip. Oprócz Jeżodrzewia, tego dnia wystąpili również Now (z Belgii) oraz IQ (prawdopodobnie jako gwiazda wieczoru). Porcupine Tree zagrali w dzień, do tego tęgo lało przez cały ich set, a garstka ludzi pod wielką sceną na stadionie wyglądała dosyć komicznie (zaraz napiszę skąd to wszystko wiem).
Setlista była krótka (jak to na festiwalu):

01. Up The Downstair
02. Always Never
03. Radioactive Toy
04. Burning Sky
05. Not Beautiful Anymore


Otóż wszystko o czym pisałem powyżej można zobaczyć na profesjonalnym nagraniu wideo z tego koncertu. Jest to najwcześniejsza tego typu rejestracja występu PT. Możemy zobaczyć Stefana w pasiastej koszulce, ogolonego Colina (!!!!), oraz poobserwować jak zespół stresował się na zapleczu. Z tego wideo pochodzi również doskonałej jakości audio. Zespół był znacznie bardziej rozgrzany (mimo prawie półrocznej przerwy w graniu koncertów) i muszę przyznać, że wracam do tego bootlegu regularnie.


                                    


                                    

                                    

                                    

                                    

                                    


I to tyle. Kolejna regularna seria koncertów rozpoczęła się w październiku i napisałem o niej trochę tutaj:

http://stevenwilsonlive.blogspot.com/2013/11/the-band-moves-sideways-1994-1995-cz1.html

Do ugruntowanej już setlisty (choć bez niespodzianek w stylu Voyage 34 I,II, Linton Samuel Dawson, Fadeaway czy tez The Nostalgia Factory) doszły premierowe kompozycje Is...Not i Moonloop co na 7 utworów w setliście dawało 5 instrumentalnych (tak to kiedyś było w PT).
Co mogę napisać na koniec tekstu o tych dziewiczych wczesnych występach Porcupine Tree? Narodziło się wtedy „Porcupine Tree – zespół”, którego skład zdeterminował drogę ewolucji Jeżodrzewia na wiele kolejnych lat. Wczesne występy nadal owiane są gęstą mgłą tajemnicy, brakuje materiału wideo czy chociaż większej kolekcji zdjęć z tych najwcześniejszych koncertów w 1993 roku. Brakuje również nagra
ń wykonanych wtedy rarytasów jak Linton, Nostalgia Factory, Fadeaway czy porządnej jakości (i w całości) Voyage 34 (Phase II), czy jakiejkolwiek pamiątki po jedynym występie jako trio (przy czym klawisze leciały pewnie z sekwensera).

Tak więc w tym okresie PT zagrali:

3 utwory z "On The Sunday Of Life" (Linton Samuel Dawson, The Nostalgia Factory i Radioactive Toy)
5 utworów z "Up The Downstair" (Up The Downstair, Burning Sky, Fadeaway, Not Beautiful Anymore i Always Never)
2 utwory z "Voyage 34" (Phase I i Phase II)


Ludzie, którzy z jakiegoś powodu wybrali się wtedy, na któryś z tych koncertów mogą uważać się za wybranych. Nam pozostają bootlegi i radość z tego, że właśnie tych czterech facetów zdecydowało się wtedy na wspólną grę.