piątek, 14 października 2016

An Evening With Steven Wilson: Grace for Drowning Tour 2011 - 2012, cz.1: Koncert zmyślony.



Chciałabym żeby Stefan pojechał w trasę ze swoimi solowymi utworami” - powiedziała mi znajoma na koncercie Porcupine Tree we Wrocławiu w 2009 r. Wtedy, to była naprawdę ekscytująca perspektywa.

Insurgentes podobało się praktycznie wszystkim, a formuła koncertowa PT wydawała się wtedy już lekko zmęczona. Różnie sobie w tamtym czasie wyobrażałem potencjalne solowe koncerty SW. Głównie tworzył mi się obraz małych, intymnych koncertów, w małych salach, na siedząco, itd. To co w 2009 r. wydawało się ekscytujące, dziś jest już dawno spowszedniałą codziennością, której sporo osób ma już trochę dosyć. Zanim jednak część z nas zaczęła rzygać solowym Wilsonem był moment, w którym wszyscy oczekiwali mitycznej solowej trasy. Pierwsze wzmianki na ten temat zaczęły pojawiać się jeszcze w 2010 r., który z punktu widzenia wydawniczego był dla fanów Wilsona rokiem wznowień (Recordings, IEM, itd.).

                                                 

Jedyną nowością okazał się być utwór Home in Negative, który miło nastrajał na zbliżający się drugi solowy album Stefana. Pod koniec roku było wiadomo, że w 2011 r. wyjdą dwie nowe płyty z udziałem SW – Blackfield III (później ochrzczone Welcome To My DNA) oraz wspomniana druga solówka. O ile trasa związana z tym pierwszym wydarzeniem była wtedy dosyć oczywista (co jest ironiczne z dzisiejszej perspektywy), to o ewentualnej trasie promującej drugie solo mówiono bardzo nieśmiało. Stefan trochę przedwcześnie puścił info o wstępnych planach w świat (jeszcze w okolicach specjalnych koncertów Porcupine Tree), a potem zaczął się z tego wycofywać twierdząc, że chęci chęciami, ale nie wie w jaki sposób mógłby taki turnus sfinansować.
Jeszcze w kwietniu 2011 r. podczas trasy Blackfield, SW nie potrafił jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, czy to się uda (mimo, że solowy album miał już tytuł i datę wydania).
W końcu, na początku lipca, oficjalnie ogłoszono, że trasa się odbędzie, ujawniono skład zespołu oraz opublikowano wstępną listę koncertów. Na tym etapie, pierwszy solowy zespół Stevena Wilsona składał się z: Marco Minnemana na perkusji, Nicka Beggsa na basie, Aziza Ibrahima na gitarze, Gary’ego Husbanda na klawiszach i Theo Travisa na klarnecie, flecie i saksofonie.
Jak widać na obrazku, trasa rozpoczynała się w Krakowie 21szego października 2011 r.

                                       


26tego sierpnia Stefanowe strony ogłosiły: „Ticket sales for the show in Krakow, Poland have been going so well that an additional "warm up" show has been added the night before in Poznan at Klub Eskulap. Tickets will be on sale from Monday„. Stefan utyskiwał też, że nie może niestety pojechać wszędzie gdzie by chciał, bo go nie stać na 6cio miesięczną trasę. Stoi to w dosyć jaskrawym kontraście, z kończącą się za kilka miesięcy Hand Cannot Erase Tour, która trwa od kwietnia 2015 roku.

W międzyczasie, doszło do małego wyłamu w składzie. Z powodów zdrowotnych musiał się wycofać Gary Husband. Adam Holzman wspomina, że pod koniec sierpnia zadzwonił do niego znajomy dając cynk, że Wilson w panice szuka klawiszowca na trasę. Holzman, fan Porcupine Tree, od razu skontaktował się ze Stefanem będąc gotowym rzucić wszystko żeby być w składzie solo bandu. SW zatrudnił go przez telefon. Ponoć zadecydowało to, że za Adama poręczył Jordan Rudess. O zmianie w składzie, SW poinformował na Facebook’u dopiero 15tego października więc niecały tydzień przed rozpoczęciem trasy.

Zanim przejdę do faktycznego startu Grace for Drowning Tour, lub jak to wtedy reklamowano An Evening With Steven Wilson, muszę napisać parę słów, o tym co się przed tym wydarzeniem działo w świecie fanów. A trzeba zaznaczyć, że wokół trasy (oczywiście zanim się rozpoczęła) narosło więcej mitów niż w kwestii Terumi. Sam Stefan podsycał atmosferę i napędzał wyobraźnię fanów enigmatycznymi wypowiedziami na fejsie, w stylu:

To present the kind of show we are planning, we do need the whole stage for the whole evening - can't tell you much more at the moment

Wilson wspominał również tu i tam, że nie będzie supportu ze względu na to, że „spektakl” rozpocznie się jeszcze przed właściwym koncertem, jak i będzie trwał już po występie. Oświadczył też, że muzyka Bass Communion będzie odgrywała ważną rolę podczas koncertów, i że będą to pierwsze jego występy, podczas których wykorzystany będzie system kwadrofoniczny.
Ok, z obecnej perspektywy nie można Stefanowi zarzucić, że mówił o czymś, co ostatecznie nie zostało zrealizowane. Rzecz w tym, że wyobraźnia fanów (w tym moja) poszła znacznie dalej. Nie tylko ja wyobrażałem sobie jakieś specjalne atrakcje zahaczające o koncerty Hawkwind.
Mit rósł za mitem, trasa nabierała mistycznego charakteru, jakbyśmy nie wiadomo czego mieli na niej doświadczyć. Teraz już wiemy co to było, i że ten obraz został mocno zakrzywiony i wyolbrzymiony. Ale po kolej. W kolejnym 'odcinku' napiszę o koncercie w Poznaniu. Tekst zostanie opublikowany w piątą rocznicę tego występu (a następnego dnia będzie Kraków).

3 komentarze:

  1. Byłem w Poznaniu na tym koncercie, doskonały, pamiętam do dziś. Czekam mocno na tekst, nie tylko ten o koncercie, ale także wszystkie następne! Wiedz, że jesteś czytany i twoje teksty są oczekiwane!!! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Miałem ten koncert na imieniny. Gdybym nie poszedł to bym teraz żałował, to chyba jeden z lepiej zrealizowanych koncertów na Hali Wisły. Właśnie dzięki nowej drodze nagłośnienia. Długo zbierałem szczękę z podłogi.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki za komentarze, Panowie! Cieszę się, że się dobrze czyta, zapraszam do lektury kolejnych tekstów :)

    OdpowiedzUsuń