czwartek, 17 lipca 2014

The sun is shining. In Poland. 4 lata po koncercie Porcupine Tree w Łodzi.


Mijają cztery lata od ostatniego koncertu Porcupine Tree w Polsce. Był to wyjątkowo udany koncert, a wspomnienie o nim nadal jest żywe ponieważ trzy miesiące później zespół zakończył swoją aktywność na czas nieokreślony (co niestety trwa do dzisiaj) i nie mieliśmy już żadnej okazji aby zobaczyć tych pięciu facetów na scenie (przynajmniej razem). Od razu uprzedzam, że poniższy tekst nie jest spóźnioną o cztery lata relacją, raczej nostalgiczną podróżą, przy okazji której przyjrzę się też „suchym” okiem na to jak ten koncert prezentował się na tle całej trasy The Incident Tour. A prezentował się wyjątkowo i wiele osób może nie zdawać sobie sprawy z tego jak bardzo. Ja tamten dzień pamiętam jako prawdopodobnie najgorętszy dzień lata 2010. Nie znoszę upałów, ale jak na złość maszerowałem wtedy wbity w garnitur na obronę pracy dyplomowej. Zanim mój umysł zaczął przyjmować do wiadomości, że idę wieczorem na koncert PT było już popołudnie. Jako, że grali „u mnie” nie musiałem się martwić o podstawowe kwestie takie jak dojazd, ewentualny nocleg lub powrót w środku nocy. Z racji zawodowych miałem z przydziału fotopass (z którego prawdę mówiąc nie miałem zamiaru korzystać, a przynajmniej nie żeby dostać się do „fosy”). Sumując wspomniane elementy dotarłem na miejsce w ostatniej chwili i mogłem zapomnieć o pierwszym rzędzie. Z drugiej strony nie spalono mi niespodzianki w postaci Pure Narcotic, które część osób słyszała przez drzwi kiedy zespół odbywał próbę.
Zadowolony byłem z tego, że nie przewidziano supportu, zwłaszcza po występie Rose Kemp we Wrocławiu (może jestem zbyt surowy, ale tamten październikowy wieczór nie był właściwy dla tego koncertu). Ci którzy byli 17 lipca 2010 roku w łódzkiej Wytwórni (tudzież Toya Studios, sam już nie wiem jaka jest nazwa tego miejsca) pamiętają zapewne głównie brak tlenu, zakładam, że podobne wspomnienia ma zespół. O samym koncercie z mojego punktu widzenia nie będę się rozpisywał, ci którzy byli na pewno pamiętają co i jak, a tym którzy nie byli mój opis raczej w niczym nie pomoże (a w internecie jest wiele napisanych bardziej na czasie relacji). Oczywiście można długo wspominać magiczną sztuczkę Gavina, Stefana zapominającego co drugi tekst i serdeczną, niemal rodzinną atmosferę podczas Pure Narcotic, ale przecież to wiecie. Jeżeli nadal nie, to bardziej pomoże tutaj dobrej jakości bootleg, o którym napiszę później.

                                    

Co wyróżnia łódzki koncert na tle całej trasy? Może najpierw kilka słów o tym czym ten koncert różnił się od Wrocławskiego, który odbył się w październiku 2009 roku. Pamiętam, że będąc w Hali Orbita kręciłem nosem na setlistę, ale gdybym wiedział ile nadrobię w Łodzi to bym tak nie marudził. Jeżeli ktoś był na obu koncertach to powinien być zadowolony, zespół postarał się aby ilość dubli ograniczyć do minimum (w tym wypadku poza materiałem z nowej płyty powtórzyły się tylko Way Out Of Here, Russia on Ice i Trains). Nie można też zapomnieć o tym, że album The Incident był we Wrocławiu grany w całości. Z innych kwestii Łódź wygrywa praktycznie pod każdym względem. Hala Orbita jest jednak miejscem, które służy głównie widowiskom sportowym i było to słychać. Wydaje mi się, że nawet w Hali Wisły akustyka jest lepsza. Wytwórnia nadal pozostaje jedną z najlepiej nagłośnionych (o ile nie najlepszą ze wszystkich) sal w Polsce, w końcu muzyka od początku była priorytetem przy jej projektowaniu. PT na dużej wrocławskiej scenie robiło wrażenie, ale jednak intymność koncertu w Łodzi wygrywa. Porcupine Tree na wyciągnięcie ręki. Jedynym minusem było to, że z jakiegoś powodu zespół nie grał na podwyższeniu przez co stojący dalej mogli mieć problem z widocznością (a jako bywalec Tojki wiem, że to nie jest norma). Ostatnią kwestią jest wspomniany wrocławski support, nad którym nie chcę się już pastwić. Co dalej zatem? Dlaczego łódzki koncert był jednym z najciekawszych koncertów na tej trasie (a tak właśnie uważam)?
Bo Pure Narcotic? To prawda, utwór ten został zagrany tylko na czterech koncertach tej trasy (po ośmioletniej przerwie) w tym na dwóch koncertach specjalnych. Można zatem uznać, że kawałek pojawił się tylko na dwóch regularnych koncertach The Incident Tour co czyni go jeszcze większym rarytasem. Ja sam w natłoku myśli po zapowiedzi Bosego analizowałem o jakim utworze może mówić (chociaż liczba 8 i akustyk mówiły wiele), ale kiedy przed odliczaniem SW spojrzał na Ryśka nie było już wątpliwości. Marzyłem o zobaczeniu/usłyszeniu tej piosenki na żywo i nawet już w jej trakcie nie mogłem uwierzyć, że takie rzeczy się dzieją w mieście Łodzi. Ci którzy byli w Wytwórni mogą się uważać za wybranych. Ale to nie wszystko. Co może być dla niektórych zaskoczeniem Dark Matter zagrano tylko trzykrotnie na tej trasie (i nie pojawił się on na koncertach specjalnych) w tym u nas (oraz w Izraelu i we Włoszech) i było to ostatnie wykonanie jak dotąd.

                                      

Buying New Soul
był grany rzadko w 2009, ale w 2010 pojawiał się jeszcze rzadziej. Po 5 wykonaniach w kwietniu/maju (raz w Meksyku, 3 razy w USA i raz w Kanadzie) utwór zniknął i powrócił w lipcu jedynie na jeden koncert – łódzki. Dostaliśmy zatem BNS jako jedyni w Europie (tamtego roku) i póki co jako ostatni w ogóle. Rodzynkiem jest to, że chyba po raz pierwszy utwór został pozbawiony wstępu z arpeggio i klawiszami Ryśka co oczywiście nie jest już takie fajne i można jedynie spekulować czy tak miało być czy też zespół był już zbyt zmęczony panującym na sali zaduchem i spontanicznie ciął gdzie się dało (jeśli nie fragmenty, to całe utwory o czym później). Warto zwrócić uwagę (chociaż ma to charakter drobnej ciekawostki), że jedynie dwukrotnie na całej trasie Buying New Soul i Russia On Ice znalazły się w tym samym secie. Zazwyczaj utwory te grane były wymiennie przed The Pills I'm Taking, wyjątek zrobiono tylko u nas i w Houston (21 kwietnia). Tym większą dla mnie niespodzianką było kiedy zaczęli grać ten utwór, obecność ROI zazwyczaj wykluczała BNS. Pozostała część łódzkiego setu była prezentem zwłaszcza dla tych, którym brakowało we Wrocławiu pewnych granych już w tamtym czasie utworów w tym wspomnianego Buying New Soul, oraz Normal i Bonnie The Cat. Mimo, że nie jest zbyt wielkim rarytasem (grany prędzej czy później na każdym turnusie) owacyjnie został przyjęty Hatesong, który moim zdaniem na tej trasie osiągnął absolutny szczyt wykonania. Niewiele brakowało, a można by do tego zestawu dołożyć nieobecne we Wrocławiu Halo (równie rzadko wykonywane na Incident Tour co Dark Matter). Niestety widniejący na wydrukowanej setliście utwór nie został zagrany ponieważ zespół nie dawał już rady ze względu na upał i panujący na sali brak tlenu.

                                      
                                      

Dementuję plotki jakoby klimatyzacja w Wytwórni była tamtego wieczoru wyłączona. Po prostu upał był zbyt wielki, a system klimatyzacyjny się nie sprawdził. Niecierpliwa osoba zajmująca miejsce przy konsolecie włączyła na chwilę sekwenser do Halo jeszcze w trakcie kabaretowego segmentu Trains, ale zespół na Trains zakończył. I do dziś mam Stefanowi za złe tekst „we have 2 votes for Stars Die and about 2000 for Trains”. Zupełnie niepotrzebny sarkazm zwłaszcza, że na utwór czekałem, a okazja do zagrania idealna bo nagłośnienie było rewelacyjne (a to podstawowy warunek aby zespół chciał zagrać Stars Die, podobnie było kiedyś ze Stop Swimming). Jak mogę się na Wilsonie „zemścić”? Mogę zwrócić uwagę na to, że Bosy był przez większość koncertu (najpewniej ze względu na upał) mocno roztargniony. Pokręcił finałowe linijki Pure Narcotic i kompletnie zapomniał tekstu na samym początku The Seance co głośno zauważył tocząc z siebie beke w najlepsze. Mimo wszystko cieszą takie momenty, bo chyba wszyscy mamy trochę dosyć wystudiowanej maniery Stefana (zwłaszcza na ostatniej solowej trasie gdzie wszystko zdawało się być wykalkulowane do granic możliwości poza brawurowym spacerem po wybiegu w Zabrzu). Zatem w skrócie:

01. Occam's Razor
02. The Blind House
03. Great Expectations
04. Kneel and Disconnect
05. Drawing The Line
06. Hatesong
07. Pure Narcotic
08. Russia On Ice
09. The Pills I'm Taking (Anesthetize)
10. Dark Matter
....
11. Time Flies
12. Degree Zero of Liberty
13. Octane Twisted
14. The Seance
15. Circle of Manias
16. Buying New Soul
17. Way Out Of Here
18. Normal
19. Bonnie The Cat
......
20. Trains



Myślę, że po takim koncercie nawet brak nieszczęsnego Halo nikomu nie zepsuł wieczoru, a ja byłem już kompletnie spełniony kiedy wychodząc z Wytwórni zobaczyłem padający deszcz (wiem, że przyjezdni nie byli tak szczęśliwi z tego powodu). Jako, że dzień był pełen wrażeń, to zwinęliśmy się ze znajomymi od razu, a jak się okazało zespół wyszedł do ludzi, nawet Stefan, który chyba chciał w ten sposób przeprosić za sprint do busa we Wrocławiu. Czy można coś jeszcze napisać o tym koncercie?
Można napisać o bootlegu. Do tego roku miałem jedynie swoje nagranie, które jest tragicznej jakości (jako, że nie posiadałem wtedy jakiegokolwiek sensownego sprzętu), ale w ubiegłym miesiącu udało mi się w końcu pozyskać nagranie z innego źródła. Tym razem jakość jest dobra. Poza tym wszystko się zgadza, rejestracja jest kompletna i dostępna w „bezstratnej” jakości (jeżeli komuś na tym zależy). Jest to doskonała pamiątka i warto się w nią zaopatrzyć jeśli, parafrazując słowa Steve'a Hogartha, się na tym koncercie było, a zwłaszcza jeśli się nie było.
Jeżeli ktoś ma problem z uzyskaniem tego bootlegu w przestrzeni internetowej, to (żeby bezczelnie nie pisać wprost) są ludzie, którzy to nagranie mają i chętnie się podzielą, zwłaszcza przy okazji rocznicy. Być może mogłem poczekać z tym tekstem do przyszłego roku kiedy obchodzić będziemy pięciolecie występu w Łodzi, ale wspomniany bootleg zainspirował mnie do tego teraz, a nie zapominajmy, że w 2015 roku być może będziemy na tym etapie w trakcie kolejnej solowej trasy Wilsona, którą będę chciał śledzić, opisywać i (co wielce prawdopodobne) krytykować na bieżąco.

                                       

Kilka było na tej trasie tak fikuśnych koncertów i jeśli nie liczyć występów specjalnych to Łodzi może dorównać jedynie San Francisco (11.08.2010, będę pisał o tym koncercie) i ewentualnie kilka koncertów jesiennych (bo z oczywistych względów PT sypali wtedy starociami). Sto lat. Dziś wieczorem siadam sobie wygodnie i włączam bootleg z Łodzi. I będę dalej się zastanawiał jak Gavin zrobił tę sztuczkę.


                                        

filmik by Miłosz, sztuczka w 4:25. Spróbujcie to powtórzyć.
Pierwszy raz nie musiałem się posiłkować fotografiami "z zewnątrz",
chociaż tyle pokorzystałem z tego fotopassa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz