piątek, 18 kwietnia 2014

Arriving everywhere... (2005): cz.3: wpadki, urodziny i Mr. John Wesley

Jako że Deadwing Tour była trasą mocno urozmaiconą pod względem repertuaru, trzeba się trochę naszukać, żeby wszystkie wykonane utwory zebrać. Nie będę tu robił szczegółowej listy, co gdzie jest, nie będę psuł zabawy (zresztą doskonałym przewodnikiem są poprzednie dwie części tekstu o tym turnusie).
Mogę za to wskazać na co ciekawsze bootlegi spełniające różnego rodzaju kryteria. Powinienem zacząć tradycyjnie od nagrań z konsolety, z transmisji, itd. Tak się składa jednak, że ta trasa nie oferuje w tym wypadku nic poza oficjalnymi wydawnictwami (czyli „Arriving somewhere...” i „Rockpalast”). Oczywiście, jeśli chodzi o audio, ponieważ nagrane dla telewizji video z „Rockpalastu” jest dostępne w internecie (mimo, że niekompletne).

                                                         

Na szczęście amatorskie nagrania nie są złe. Z pewnością w pierwszej dziesiątce bootlegów, które posiadam znalazłyby się
Wolverhampton (01.04), Berlin (13.04), Frankfurt (19.04), Munich (21.04), Nowy Jork (01.10), Chicago (11.10), Berlin (18.11), Treviso (24.11), czy Lichtenvoorde (10.06.2006). To oczywiście bootlegi czarujące najlepszą jakością. Niestety jedyny polski koncert jaki mam w kolekcji (Kraków), brzmi jak nagrywany kapciem. Da się słuchać, ale odnosi się wrażenie, że występ obywał się w studni. Podobnie niestety z rejestracją trasowego debiutu w Nottingham, o tyle szkoda, że pochodzi z niego jedyne nagranie Glass Arm Shattering, które mam. To tyle jeśli chodzi o jakość. Jako że ja mam ucho cierpliwe, przejdziemy do mojej ulubionej części czyli koncertów, na których wydarzyło się coś ciekawego. Pomijam fakt, że na niektórych Wilson zapowiadał, że na tej trasie grają Radioactive Toy po raz ostatni (kłamał, jak zawsze zresztą). Wspominałem w poprzednim tekście o koncercie w Houston, podczas którego Rysiowi posypały się klawisze na .3. Na szczęście na sali był ktoś, kto nagrywał i dzięki temu mamy pamiątkę z tego niecodziennego wydarzenia. Można wierzyć lub nie, ale takie rzeczy nie zdarzają się Jeżodrzewiu zbyt często. Ryszard jako muzyk doświadczony zareagował szybko i podstawił jakieś inne brzmienie (prawdopodobnie z innego parapetu). Sytuacja przypomina trochę występ w San Francisco z 1999 roku, kiedy słynny problem z angielskimi wtyczkami spowodował, że Barbieri grał cały koncert na odchudzonym o połowę zestawie.

                 

Jeżeli kogoś interesują celebracje przy okazji urodzin członków zespołu, odsyłam do bootlegu ze
Strasbourga (30.11.2005). Poszkodowanemu z Houston odśpiewano happy birthday, oczywiście w środku Trains, gdzie jest miejsce na wszelką wesołą aktywność Porcupine Tree. W poprzednich tekstach opowiadałem też o tym, jak to Wes grał po swojemu solówkę na końcu Shesmovedon. Na początku było jednak inaczej. Wesley kopiował oryginalne solo, ale słychać było, że go nosi (tradycyjnie zdarzało mu się fałszować). Zakładam, że w pewnym momencie Wilson stwierdził „ok, Wes, graj jak chcesz”. Już w drugim tygodniu trasy John brylował w swoim stylu, a SW zawsze poprzedzał solo zapowiedzią. Bawi mnie potwornie ten fragment na koncercie w Tilburgu (11.04), Stefan w porywie wydziera się „Mr. John Wesley... fuck 'em!!!”. Oczami wyobraźni widzę, jak Wes cały się trzęsie ze śmiechu i jednocześnie próbuje grać swoje. W Kolonii (12.04) było „Mr. John Wesley from Tampa, Florida, there he goes!!”, z czym Wilson ledwo się zmieścił (a solo zaserwowane przez Wesa było kosmiczne), we Frankfurcie (19.04) mamy zaś „Go! Go! Mr. John Wesleeyyyy...”. Za dawnych czasów byłby to niezawodny sposób żeby odróżnić jeden koncert od drugiego (bywało jeszcze „Mr. John Wesley – take him away!”). Wspomniany w pierwszej części amerykański radiowiec musiał być zadowolony (o ile w ogóle pofatygował się na koncert). I to by było na tyle jeśli chodzi o bootlegi z Deadwing Tour.  Mała ciekawostka – jakaś miła osoba dołączyła na końcu bootlegu z Tilburga (11.04) nagranie Comfortably Numb w wykonaniu Anathemy (która supportowała wtedy PT). Mała rzecz, a cieszy.
Trasa ciekawa, a repertuar obszerny, chociaż pod tym względem Porcupine Tree dopiero się rozkręcali (co pokazali na FoaBP Tour, a zwłaszcza na The Incident Tour). Póki co, nie zdecydowałem jeszcze jaką trasą zajmę się w maju, ale tak jak pisałem na FB, zapraszam do komentowania i zgłaszania swoich propozycji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz