Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Michael Bearpark. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Michael Bearpark. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 7 grudnia 2015

Michael Bearpark - wywiad dla SWL (2015)



Michale Bearpark znany nam jest jako niezwykły gitarzysta i kompozytor, ale oprócz muzyki jest też naukowcem z tytułem profesora! Przez lata występował w różnych zespołach z Timem Bownessem takich jak Plenty, After The Stranger, Samuel Smiles czy jako członek koncertowego składu no-man (niewiele brakowało, a zostałby nim już na początku lat 90-tych). Niezwykle bystry, inteligentny człowiek, który ma dużo ciekawych rzeczy do powiedzenia!

Wywiad przeprowadzony został mailowo 22 czerwca 2015 r.

1. Powiedz mi jakiego sprzętu używałeś na trasie no-man w 2012 roku.


Na koncertach no-man, Steven Wilson używał tego samego sprzętu, którego używa zazwyczaj Mój nie pokonuje takich dystansów. Do nagrywania lub małych koncertowych z atmosferyczną improwizowaną muzyką (w których zazwyczaj biorę udział) wymagania są inne i miałem trochę kłopotów żeby dostosować się do no-man. W rezultacie, używam małego wzmacniacza Hughes & Kettner (TubeMeister 18) odkąd go wypuścili w 2011 roku. Dobrze znosi podróże, jest prosty w użyciu, ma jasne czyste brzmienia, ale też ciepły przester, wiele mniejszych wzmacniaczy potrafi tylko jedną z tych rzeczy. Same w sobie, dźwięki bywają czasem zbyt jasne, zbyt ciepłe, ale sprawdzają się w kontekście zespołu, przy odpowiedniej głośności, prawie jak odpowiednio zaaplikowane na nagraniu EQ i dynamika procesowa.


Jego rozmiar rozbawił jednak firmę, która zbudowała nam kufry transportowe.
Nie używałem zbyt dużo przesteru ze wzmacniacza, jestem przyzwyczajony do używania efektów, które są z nim w interakcji i od 2011 r. polegam w tej kwestii na Fulltone Plimsoul, które zawiera magiczną kombinację niezwykle długiego utrzymywania dźwięku i rozpiętość dynamiki. W przeciwieństwie do Stevena używam sporo pokręteł głośności i tonu przy gitarze aby ukształtować ton przesteru, jak i pudełka głośności aby kontrolować atak.

Efekty echa w 2012 r. pochodziły głównie z Bossa DD-7 (z cichą i stabilną emulacją analogowego echa), razem z Line 6 M5, którego wybrałem ponieważ może przechowywać ustawienia z odpowiednią długością echa oraz innych modulowanych dźwięków (doskonale emuluje chorus/detune Rolanda Dimension D). Przy dwóch gitarach w zespole istotne jest, aby mieć kontrastujące podejście by uniknąć powielania i walki o przestrzeń.

W 2012 r. używałem gitary elektrycznej PRS Mira. Częściowo zainspirowana Gibsonem SG i Les Paulem Juniorem, jest lekka i łatwa w grze, ma dużą paletę świetnych tonów i nigdy się nie rozstraja. To druga strona PRS: świetna gitara w tradycyjnym stylu, która jednocześnie stawia tej tradycji wyzwania, acz bez błyskotek, na których punkcie mają obsesję kolekcjonerzy. Odkąd moja Mira prawie nie przepadła w trakcie przeładunku innego zespołu, podróżuje z gitarą Yamaha, ale Mira nadal jest moim głównym instrumentem.


2. Czy próbowaliście jakieś piosenki, które ostatecznie nie trafiły do setlisty?

W 2011 roku, no-man zagrali pojedynczy koncert w Lemington Spa. W ostatniej chwili zdecydowaliśmy się go nagrać i tak powstało Love And Endings. Wyszło tak dobrze że stało się to niemal problemem kiedy zaczynaliśmy przygotowania w 2012 r.. Próbując stworzyć dłuższy set, wiedzieliśmy, że musimy przebić wszystko czego się do tej pory nauczyliśmy. Jednak po krótkim okresie dezorientacji, zadziałało. Zarówno Tim jak i Steven są mistrzami sekwencji, ułożenia setlisty tak aby koncert miał ręce i nogi, prawie jak album. Jeżeli coś do sekwencji nie pasuje, wypada, nawet jeśli samo w sobie brzmi dobrze. Set był próbowany w całości tak długo, aż zabrzmiał dobrze

Steven nie był zainteresowany graniem utworów z pierwszych dwóch płyt, z czasów kiedy ten materiał był faktycznie grany na żywo. Na pewnym etapie odkopaliśmy oryginalną taśmę DAT z podkładem do między innymi Heaven's Break, aby jej użyć. Póki co jednak to się nie stało.

Tim bardzo chciał zagrać Housewives Hooked On Heroin z albumu Wild Opera, ale podczas prób odnieśliśmy wrażenie, że kawałek zbytnio polega na produkcji studyjnej i nikt nie palił się do pracy nad jego aranżacją. Mimo to Tim nie chciał odpuścić i w formie żartu proponował go po każdym naszym koncercie. Zgodziliśmy się za jego plecami, że jeśli znowu zapyta, to zagramy, a po porzuceniu utworu na wczesnym etapie prób, nie graliśmy go ani razu. Z jednej strony, jest to prosty zestaw akordów, ale z drugiej, jest w konkretny sposób zaaranżowany. Jakimś cudem udało nam się odtworzyć wystarczająco dużo w tym chaosie. Aplauz był olbrzymi i przypomniał mi jak bardzo spontaniczność i unikalne doświadczenie na koncercie są doceniane przez publiczność.

Dopiero podczas prób do mini-trasy Tima w 2014 odkryliśmy czego temu utworowi było trzeba – fuzzowego solo, które wypłynęło podczas jednej z nocnych sesji w domu kiedy byłem zbyt zmęczony by myśleć. Teraz myślę, że udało nam się popchnąć oryginał w dobrym kierunku i świetnie będzie móc to nagrać na zbliżającej się trasie.


3. Który utwór z setu był Twoim ulubionym i najbardziej satysfakcjonującym, a który wręcz przeciwnie?

Myślę, że wszyscy z nas czuli, że Close Your Eyes jest tym najważniejszym utworem. Nowa aranżacja na 2012 r. pozostawiła kluczowe elementy wersji studyjnej, a jednocześnie popchnęła utwór w świeżym kierunku. Lighthouse zawsze był doskonały, podstawy tego kawałka są proste, ale zawiłość tkwi jak są one zestawione i kontrolowane. To wyzwanie utrzymać dynamikę w odpowiedni sposób. Od szeptu do krzyku i z powrotem.

Rdzeniem Wherever There Is Light są dwie gitary, które grając tę samą melodię stają się jednością. Zagrałbym to obudzony w środku nocy, a "Maestro" Steve Bingham sprawia swoją partią, że całość staje się jeszcze bardziej wyjątkowa.

Czy coś sprawiało kłopoty? Jeśli tak, to były to różne utwory dla każdego z nas. Dla mnie był to Day In The Trees ponieważ akustyczna gitara rytmiczna i rytm perkusji powinny płynąć w ten sam sposób. Kilka godzin zajęło mi aby odkryć w końcu co robiłem źle. Basowy bęben Andy'ego nie był tam gdzie myślałem, że jest.

4. Jak wyglądało życie w trasie z zespołem no-man? Co lubisz robić w jej trakcie i czy lubisz podróżować w ten sposób?

Będąc w towarzystwie interesujących, inteligentnych i doświadczonych ludzi mówiących o tym co kochają (w tym o muzyce), czego tu nie lubić? Każdy miał swoją przestrzeń, nie obowiązywała żadna hierarchia i było wiele tematów do obgadania. W 2012 r. busowy konkurs to: wymień artystę, który zaliczył największy upadek w karierze, oraz tego, który poszybował najwyżej. Walka była zacięta, wszyscy wykazali się kreatywnością. To wymagało odwagi by rzucić jakimś typem i trzymać się go zacięcie mimo że reszta go zupełnie nie rozumiała! W kontraście ze Spinal Tap (filmie rockumentalnym, z którego ciągle rzucało się cytatami) doskonały jest balans między głupotą, a przebiegłością.

Na trasie w 2012 r. było trochę czasu aby pozwiedzać i zobaczyć co się zmieniło. Zwłaszcza w Krakowie, w którym ostatni raz byłem ponad 20 lat temu, pociągiem z Monachium, z kopią scenariuszy „Dekalogów” Kieślowskiego w ręku (z pewnością nie wyobrażałem sobie wtedy, że powrócę dwa razy starszy aby zagrać koncert!).


Mieliśmy rewelacyjnego tour managera – Tima Carleya, który przywykł do niańczenia znacznie bardziej wymagających zespołów (nasz wynik w tradycjach trasowych i ekscesach jest niski) więc podróż była niezwykle relaksująca, co zaskoczyło niektórych ludzi, których spotkałem na koncertach.



5. Koncert w Krakowie był pierwszym koncertem najdłuższej trasy no-man od 1993 roku. Wiele faworytów publiczności było grane po raz pierwszy. Jakie są Twoje wspomnienia w związku z tamtym występem? Jaka była atmosfera za kulisami przed i po koncercie?

Mam wiele dobrych wspomnień z tamtego czasu. Jednak chyba nie doceniłem w pełni tego jak ważna jest ta muzyka dla niektórych ludzi.
Po powrocie z miasta, mieliśmy kilka technicznych problemów, sprzęt źle zniósł podróż, więc te przyziemne (acz ważne) sprawy zajęły to skutecznie moją głowę. Myślałem o tym jeszcze kiedy poszedłem za kulisy po stroik i zobaczyłem, że pusta jeszcze nie dawno sala jest pełna wyczekujących i podekscytowanych ludzi.


Tim dobrze to opisał na swoim blogu
Pamiętam dobrze ostatni bis Back When You Were Beautiful, który przekształcił się w coś w rodzaju hymnu, urósł znacznie w stosunku do tego jak to brzmiało na próbach. Napisany w czasach kiedy no-man był zespołem czysto studyjnym, oddalonym od grania koncertów jak się tylko dało najbardziej, z perspektywą tego typu występu istniejącą tylko w wyobraźni, wykonanie tego utworu na żywo było czymś co przypominało fragment snu, który utkwił w głowie po przebudzeniu się. Realny i nierealny naraz.

Relacja Tima z graniem na żywo bywa ambiwalentna, ale w trakcie koncertu jak i po nim (w trakcie spotkania z fanami) był w swoim żywiole. Wyszedłem z nim po występie jako wsparcie! Świetnie było spotkać się z ludźmi, których znałem przez internet od jakiegoś czasu i innych, którzy odnaleźli w tej muzyce coś specjalnego.


6. Czy pracujesz teraz nad jakimś projektem muzycznym? Opowiedz mi o obecnej działalności duetu Darkroom.

Nowy album Tima Stupid Things That Mean The World wychodzi 17-tego lipca i zagramy kilka koncertów promocyjnych. Razem z Timem zagra Colin Edwin na basie, Andy Booker, na perkusji oraz Stephen Bennet na klawiszach i ja na gitarze. Będziemy na Ino-Rocku w Polsce i cieszymy się na myśl o powrocie z nowymi piosenkami, ale też ze starszymi i tymi no-man.
Tutaj jest przykład tego jak zabrzmi nowa płyta.



W tym utworze, dwa nieokrojone podejścia mojej przesterowanej gitary (nagranych jedno po drugim) przepoczwarzyło ten instrumental w coś zaaranżowanego. Następnie Bruce Soord (z Pineapple Thief) pchnął całość w jeszcze bardziej intensywne rejony. Tak jak przy okazji każdego utworu na płycie, jest z tym związana historia. Uśmiecham się kiedy myślę o całej muzyce, której wtedy słuchaliśmy i staraliśmy się aby nic z niej nie znalazło się w tym co robimy.
Na koncertach w Wielkiej Brytanii, supportem Tima będzie Improvizone (http://www.improvizone.com), zespół skupiający się wokół Andrew Bookera, który stworzył aby rozwijać swoje umiejętności improwizacyjne i aby odkrywać nowe dźwięki perkusji elektronicznej, w czasach gdy błędnie założył, że już nigdy nie zagra na akustycznym zestawie (odkąd dołączył do Sanguine Hum, to się zmieniło i Improvizone jest na wstrzymaniu). Andy jest niezwykłym perkusyjnym wynalazcą i muzykiem, to kolejny znak jak „pokręcony” jest zespół Tima. Andy potrafi rozwiązać każdy problem z aranżacją lub harmonią gdy reszta z nas, polegających na intuicji, rozkłada ręce.

Darkroom to moja kolaboracja z Andrew Ostlerem (Os'em). Zaczęliśy jako trio z Timem, ale on zdecydował się zająć czym innym po dwóch płytach co zmieniło trochę to jak graliśmy. Od początku byliśmy jednak związani z Burning Shed i wydaliśmy podwójny album w 2013 r. Gravity Dirty Works, również na pięknym winylu i w formie cyfrowej.



Tytuł, to nawiązanie do mojego naukowego zaplecza i dobra metafora starzenia się, i o ile instrumentalna muzyka może o czymkolwiek opowiadać, to są to nieskończenie ambiwalentne pomysły, które zgłębiamy.
Bardziej emocjonalne niż atletyczne, łączy improwizacje i cierpliwe składanie tego w kompozycję oraz obsesję dźwiękiem i kolorem, tak aby chciało się tego słuchać ponownie.

W czerwcu tego roku, Darkroom wypuściło The Rest Is Noise



kolekcję nagrań z naszych Londyńskich koncertów sprzed roku. Pomimo tego, że trwa ponad cztery godziny, dla mnie nadal jest to album. Utwory ułożone są w odpowiednim szyku
i kończyliśmy ten materiał w taką samą dbałością myśląc o słuchaczach, którzy chcą się zatopić w czymś wyjątkowym i immersyjnym.
Z myślą o tych, którzy nisko cenią sobie wydania istniejące tylko w formie cyfrowej, zaprosiliśmy do współpracy Brazylijskiego fotografa, który opatrzył każdy utwór osobnym zdjęciem. Opowiadamy o tym procesie tutaj: https://www.mixcloud.com/Resonance/clear-spot-12th-june-2015-sonic-imperfections/.



7. Niedawno miałem okazję posłuchać w końcu płyty „Another Beauty Blooms” zespoły After The Stranger, w którym udzielałeś się wraz z Timem. To świetna płyta! Czy pamiętasz coś z jej nagrywania?

Serio?! Myślę, że wiele się zmieniło przez ostatnie 30 lat :)
Oczywiście, ten album ma specjalne miejsce w moim sercu ze względu na możliwości jakie stworzył: spotkanie z Timem, po tym jak usłyszał kasetę z moimi gitarowymi instrumentalami nagranymi w domu, czy skupienie się na muzyce zespołowej, co było znacznie ambitniejsze od wszystkiego z czym do tej pory byłem związany. Jednak zaraz po tym jak skończyliśmy nagrywać pojawiły się wątpliwości. Muzyka nie reprezentowała dobrze błyskawicznie rozwijającego się brzmienia zespołu, a jednocześnie zaistniała współpraca z Brianem Hulse'm, która zaowocowała powstaniem grupy Plenty (i jednej z piosenek, które pojawią się na nowej płycie Tima).

Znalazłem kopię Another Beauty Blooms w sklepie z używanymi płytami w Londynie kiedy byłem tam z Timem i pękaliśmy ze śmiechu. Wytłoczono chyba tylko 300 kopii ze względu na problemy z maszyną do umieszczania naklejek, które wydrukowaliśmy. Ale bez tej płyty, Tim prawdopodobnie nie spotkałby Stevena, a nasza przyszłość wyglądałaby inaczej do stopnia, którego nie da się teraz ogarnąć wyobraźnią.

Album nagraliśmy na ośmiościeżkowej kasecie w tym samym studiu, w którym Geoff Mann nagrywał swoje solowe płyty. Była to piwnica pod stacją kolejową Knutsford, wszystko tam było pokryte niebieskim dywanem. Studio miało jednak doskonały plate reverb, który pokochałem na zawsze. To był mój pierwszy wybór jeśli chodzi o głos Tima i w zasadzie wszystko inne. Inni zwracali mi uwagę na to, że obecnie istnieje znacznie więcej opcji, ale nie jestem przekonany czy zawsze są najlepszym rozwiązaniem.

To ujmujące, że kogoś jeszcze ta muzyka obchodzi. Słuchając tego ponownie, usłyszę ziarenka tego co próbowałem osiągnąć i docenię tkwiącą w tym ambicję. Pozostali muzycy byli znacznie bardziej doświadczeni niż ja co jest dobrym sposobem aby szybko samemu się dokształcić. Przypomina mi to o wyjątkowym czasie , ale ciesze się, że moja muzyczna kariera nie skończyła się na tamtym etapie. Wpadnij zobaczyć nas grających piosenki ze Stupid Things That Mean The World lub sprawdź nowe płyty Darkroom. Nie wyobrażał bym sobie robienie takiej muzyki pod koniec lat 80-tych, a przecież tyle jeszcze jest do odkrycia!



.................................................
wersja oryginalna
.................................................


1. Please, tell me something about the gear you've been playing on the tour.

For the no-man tours, Steven Wilson used the same gear he normally travels the world with. Mine doesn't travel the same distance - for recording and the more atmospheric improvised music live which are central for me, the demands are different - and I had some problems to fix for no-man. As a result I've been using a small Hughes & Kettner amplifier (TubeMeister 18) since it came out in 2011. It's a good traveller, simple to use, and has both bright clean and warm distortion channels - many small amps do just one of these well. On its own, the sounds are almost too bright or too warm, but they're consistently good in a band context, at a sane volume; almost like some channel EQ and dynamics processing has been applied in recording. The amp's small size made the company that built flight cases for the tour laugh though!

I don't use a lot of amplifier distortion: I'm used to getting drive from pedals that interact with an amplifier, and from around 2011 I've mainly relied on the Fulltone Plimsoul for this, which has a magic combination of extreme singing sustain and dynamic range… unlike Steven I use guitar volume and tone controls extensively to shape distortion tones, as well as a volume pedal afterwards for controlling note attack.

Delay pedals in 2012 would have been mainly a Boss DD-7 (with a quiet and stable analog delay emulation I used a lot), together with a Line 6 M5, chosen because it can store presets with specific delay times, and also cover other modulation sounds (it has an excellent emulation of the Roland Dimension D static chorus/detune sound, for example). With two guitars in the band, it's important to have contrasting approaches so there's no duplication and fighting for space.

In 2012 I used a PRS Mira electric guitar. Partly inspired by Gibson's SG and Les Paul Junior, it's light and easy to play, has a variety of great tones and consistently stays in tune. It's the other side of PRS: a great guitar that's traditional while challenging tradition, but without any of the bling that collectors obsess over. Since my Mira almost disappeared with another band loading out after a show in 2013, I've mainly been travelling with a Yamaha guitar since, and my tones have moved on, but the Mira is still the reference instrument for me.


2. Were there any no-man songs that were rehearsed but ultimately not played?

In 2011 no-man played a one-off Burning Shed show in Leamington Spa in the UK. At the last minute, we decided to record this, and it became the live album Love And Endings. This came out so well that it almost became a problem starting up again in 2012: in developing a longer set for a tour, we knew we'd have to break up what we'd learned before! But after some initial confusion it worked out. Both Tim & Steven are masters of sequencing: following some initial preparation, a live show's put together with a flow just like an album - and if a song doesn't fit the sequence for whatever reason, it's out, even if it's good on its own. The set's then rehearsed through as a whole until it's right, so the connections between songs build alongside any practical cues.

Steven wasn't interested in playing any of the early no-man material from the first two albums, from back when much of it was actually played live. At some point we unearthed the original DAT backing track for Heaven's Break among others, thinking to feature this, but it's not made it in yet.

Tim was very keen on the song Housewives Hooked on Heroin from Wild Opera, but there was a feeling in the 2012 rehearsals that it relied too much on studio production, and no-one else was that excited. Still, Tim wouldn't let it go, and kept suggesting it as a joke after we finished playing each night. Several of us agreed to do it as an extra encore if he mentioned it again, and so back on we went in Zoetermeer in the Netherlands, wondering if any of the band was going to stop during the walk on stage - bearing in mind we'd dropped the song early on in rehearsal, and hadn't played it at all since. While it's a simple chord sequence, there's an arrangement, but somehow we managed to recreate enough of this in all of the chaos, and the huge applause that followed reminded me just how much spontaneity and a unique live experience are appreciated.

(It took rehearsing for Tim's Abandoned Dancehall Dreams live shows in 2014 to discover what that song really needed: a driving octave fuzz solo, that emerged in a late night session at home when I was too tired to think. Now I think we've improved on the original, and it'd be great to record it if it stays in the set for this year's shows).


3. Was there any particular song in the setlist you found most interesting and rewarding to play live? Also, was there any 'troublemaker' in the set?

I think we all felt that Close Your Eyes was a highlight - a new arrangement for 2012 that distilled the essential elements from the recording, set off in a different direction and developed fresh every time. Lighthouse was always a highlight: the basic ideas are simple, but complexity comes from how they're put together and controlled. It's a challenge to get those dynamics right; from a whisper to a scream and back again.

Wherever There Is Light… the core is a hypnotic two-guitar pattern, where both instruments should fuse in tune and become one. I can play it in my sleep: it's waking up and thinking about it that gets in the way! Particularly when listening to 'The Maestro' Steve Bingham develop the violin melody line that he's made his own, which is always a highlight for me.

Was any song a troublemaker? If there was, it wasn't the same song for everyone. I found Days In The Trees caused me some problems, because the acoustic rhythm guitar and the drums should merge together seamlessly, and it took me several hours listening on the bus one day to finally figure out what I wasn't getting quite right: Andy's bass drum consistently wasn't where I thought it was.



4. Tell me something about no-man's 'tour bus life'. What kinds of things do you like to do on tour to pass the time? Do you enjoy traveling on tour?

Being with interesting, intelligent and experienced people talking about what they love - which includes music - what's not to like? Everyone has their space, there's mostly no obvious heirarchy, and there's lots to talk about or switch off and listen to. In 2012 the tour bus competition was: name the artist whose creative zenith was highest and whose career nadir was lowest. There was some strong competition for this measure of outstanding creativity - it's far from negative: a willingness to take risks and be true to your vision wherever it goes, even if others can't work it out, rather than staying safe in a narrow range. Contrasting with Spinal Tap (the rockumentary that's predictably quoted extensively on tour) there's more than a fine line between stupid and clever.

In 2012 there was time to look around, and see what's changed - in Kraków, for example, since the last time I'd visited was by train from Munich well over 20 years ago, along with my copy of Kieślowski's Dekalog screenplays. (For sure, I wasn't imagining being back almost twice as old to play a concert!) We had a good tour manager (Tim Carley) who's used to dealing with bands that are far more demanding (we apparently score low on touring band traditions and excess), so the journey was mostly zen-like calm, which surprised a couple of people I met along the way who'd followed us to several shows.


5. The show in Kraków (Poland) was the first show of the longest no-man tour since 1993. Many fan favorites were played for the very first time. What are your memories of that show? What was the atmosphere backstage before and after the gig?

I've lots of good memories from around that show! I don't think I'd fully appreciated how much the music would mean to some of the audience though. Walking to the venue after having spent some time in the old town centre, we first had practical problems to sort out - gear that hadn't coped well with the journey - so my head was partly taken up by this critical but mundane stuff. And I was still mainly thinking about this when I went backstage to get a guitar tuner, and saw the hall I remembered as empty now red-lit and full, buzzing with anticipation.
Tim's summarised the concert itself so well in his tour diary:


http://timbowness.co.uk/no-man-2012-tour-diary/

I've included his link as I hardly remember the concert itself - it was all in the now! But I remember the final encore Back When You Were Beautiful transforming itself into something like a hymn, far beyond what it had ever sounded like in rehearsal. Written when no-man were a studio-based duo furthest from playing live, with a concert like this some unimagined future, it's like some small fragment of a dream remembered on waking up for me; both real and unreal.
Tim has an ambivalent relationship with playing live, but he was in his element both during the show and after, signing CDs and LPs for many who'd waited patiently. I went out after the show with him as backup! It was great to meet people I'd known online for some time, and others who'd found something special in the music.


6. Is there any musical project you're working on at the moment? Can you tell me more about Darkroom's recent activity?

Tim's new solo album Stupid Things That Mean The World is out on July 17th and we'll be playing a series of concerts to support this. Performing alongside Tim will be Colin Edwin on bass and Andrew Booker on drums (a magical combination with so much untapped potential), together with Stephen Bennet on keyboards and me on guitar. We're in Poland for Ino-Rock on August 29th, and looking forward to being back with new songs, as well as others from Tim's solo catalogue and no-man.

Here's an example from the new album:
On this track, two unedited takes of my echoed distorted guitar - recorded one after another - transformed this scattered instrumental into an arrangement, that Bruce Soord from Pineapple Thief then pushed to the next level of intensity. As with all of the songs on the album, there's a story behind it. I smile and think of all the music we used to listen to, and avoid - both make an appearance here.

In the UK, Tim's support will be from Improvizone, the collective centred around Andrew Booker that he formed to develop his improvisation skills and explore new sounds with electronic drums - back when he was mistakenly convinced he wouldn't be playing a full acoustic kit any more. (Since joining Sanguine Hum, that's all changed and Improvizone has been on hold, but you can explore the best of what was recorded at www.improvizone.com). Andy is an outstanding drum scientist and musician: in another sign of how 'wrong' Tim's band is, Andy can normally solve any harmony or arrangement problems that those of us who rely more on intuition sometimes get stuck with.

Darkroom is my duo collaboration with Andrew Ostler (Os). We started as a trio with Tim, but he moved on after the second album and our focus changed. But we've been part of the Burning Shed label since the beginning, releasing a double album 'Gravity's Dirty Work' in 2013 on CD and gorgeous double vinyl there:

as well as a high-resolution download. The title is a reference to my scientific background as well as a metaphor for ageing - and in as much as instrumental music can be 'about' anything, those are the endlessly ambivalent ideas we explore. It's more emotional than athletic, and combines open improvisation with careful editing composition and obsession with sound and colour, such that it's worth hearing over again and has some lasting value.

In June this year, Darkroom released The Rest Is Noise,

a collection of recordings based on our London concerts from the past year. Although it's almost four hours long, for me it's still 'an album': tracks are in order for a reason, and they've been finished with the same attention to detail and thinking of listeners who are both critical and want to get lost in something immersive and unique. For someone that thinks downloads have little value, we worked with a Brazilian photographer to find a unique image for each track, as well as an overall album icon. We talk a little about the process here… https://www.mixcloud.com/Resonance/clear-spot-12th-june-2015-sonic-imperfections/



7. Recently, I've finally got the chance to listen to "Another Beauty Blooms" by After the Stranger, your and Tim's old band. It's a great album. Do you remember anything about making this record?

Really!? I think I've moved on in the last 30 years :)

Of course, that album has a special place for me because of the opportunities it created: meeting Tim after he heard a cassette of simple guitar instrumentals I recorded at home; focussing on a band recording that was far more ambitious than anything I'd been involved in before. But almost immediately after we finished it there were doubts - the sound wasn't representative of the rapid evolution of the band, and the collaboration with Brian Hulse that became Plenty developed (and one of those songs features on Tim's current album).

I found a copy of Another Beauty Blooms in a second hand record shop in London once with Tim, and we couldn't stop laughing… there can only have been about 300 made because of problems at the pressing plant with the labels we'd printed. But without this album as an entry ticket Tim most likely wouldn't have met Steven, and our futures would have been different in a way that's hard to imagine now.

The album was recorded on 8-track tape, in the same studio that Geoff Mann recorded his solo albums - a basement underneath Knutsford railway station, every small surface covered in blue carpet. But the studio had a real plate reverb, a sound I've loved ever since. It'd be my first choice for Tim's voice and almost anything else - others remind me there are so many more options now, but I'm not convinced that's always a good thing.

It's touching that anyone still cares about that music. If I listen again, I'll hear some of the seeds of what I was trying to do, and can appreciate the ambition. The other players were all far more capable and experienced than me, which is a great way to develop as a musician fast. It reminds me of a special time - but I'm glad my musical career didn't finish there. Come see us play the songs from Stupid Things That Mean The World, or check out the most recent Darkroom albums - I couldn't imagine making those back then, and there's still so much more to discover.

poniedziałek, 30 listopada 2015

no-man: 2012 tour - część 6




Close Your Eyes

Wiem, że wiele osób uważa Close Your Eyes za szczytowe osiągnięcie no-man i czekało na wykonanie koncertowe. no-man spełnili to życzenie. Jako, że jest to dosyć kompleksowy utwór (przynajmniej jak na no-man), to zespół nie silił się na jakieś wyraźne zmiany w aranżacji. Niczego to nie zmieniło, wykonanie było rewelacyjne. Tim dał radę wokalnie, zwłaszcza słynny zaśpiew na koniec zrobił wrażenie na żywo. Andy Booker zwrócił mi uwagę, że zabrał ze sobą elektroniczny zestaw SPD-S między innymi po to by imitować z jego pomocą dźwięki bongosów z Close Your Eyes.

                                                       

Wherever There Is Light


Niewiele się zmieniło w stosunku do poprzednich tras no-man, natomiast nadal wrażenie robi partia skrzypcowa Steve'a Binghama (w oryginale grana na flecie przez Theo Travisa) nadając utworowi lekko folkowego klimatu. Między innymi dlatego jest to nadal ulubiony utwór Steve'a z setu. Pod koniec zawsze mógł zaimprowizować solo.
Mike Bearpark: Rdzeniem tego utworu są dwie gitary, które grając tę samą melodię stają się jednością. Zagrałbym to obudzony w środku nocy, a "Maestro" Bingham sprawia swoją partią, że całość staje się jeszcze bardziej wyjątkowa.


                                                          

                                                          


Day In The Trees

Powrót Days in The Trees w 2008 roku był mocno oczekiwany, ale granej wtedy wersji czegoś brakowało. I nie mówię tu tylko o całym wyciętym ze środka segmencie, ale też aranżacja wydawała mi się zbyt luźna. Być może kawałek jest tak silnie osadzony w swojej breakbeatowo-klawiszowej estetyce, że trudno przejść z innymi wersjami do porządku dziennego. Wykonania z 2012 roku były podobne w brzmieniu, ale odzyskaliśmy przynajmniej brakujący środek, który wspaniale buduje atmosferę przed finałem. Z tego choćby względu wykonania prezentowały się doskonale.
Mike Bearpark: Days In The Trees sprawiło mi odrobinę problemu ponieważ akustyczna gitara powinna w nim podążać za rytmem perkusji. Spędziłem pół dnia w autobusie próbując ustalić co robię źle i w końcu doszedłem do tego, że basowy bęben Andy'ego jest w zupełnie innym miejscu niż myślałem.

                                                     

                                                     


Mixtaped


Mixtaped, jak to kiedyś Tim sam zauważył, to utwór, który za każdym razem wykonywany jest w nieco inny sposób (co zauważalne jest głównie dla wykonujących). Ten niepozorny kawałek ze Schoolyard Ghosts stał się jednym z gwoździ programu począwszy od trasy z 2008 r. Mimo tego, że poszczególne wykonania różnią się od siebie, to improwizacyjna natura utworu sprawia, że bardzo trudno te różnice wychwycić. Z pewnością jednak słychać różnicę między wersją z 2008 r. a wersjami z lat 2011 i 2012. Oczywiście ze względu na perkusję!
Pete Morgan: Mixtaped, to mój faworyt ponieważ daje on doskonałe możliwości zabawy dynamiką za każdym razem gdy go gramy.

                                                 


Things Change


Things Change odkąd miało swoja premierę na koncercie no-man w 2008 roku, zawsze było dosyć podobne do oryginalnej wersji z płyty. Z kilkoma różnicami. Zawsze uważałem, że Steve Bingham jest doskonałym muzykiem i fantastycznym dodatkiem do składu koncertowego no-man. I o ile nie mogę mu niczego zarzucić we wszystkich pozostałych utworach, tak przy Things Change zawsze czuję niedosyt. Steve'owi brakuje tego bluesowego feelingu, który jest tak charakterystyczny dla stylu Bena Colemana. I kiedy Ben grał Things Change w Londynie w 2008 r. (podczas jedynego jak dotąd reunionu z Timem i Stevenem jako no-man od 1993 r.), to wszystko było na swoim miejscu. Andy Booker marudził wprawdzie, że Coleman nauczył się idealnie swojej partii z płyty więc trzeba było dokładnie odliczać ile zostało do końca. Bingham zawsze improwizuje, co oczywiście ma swoje wyraźne plusy, ale jednak słychać, że jest to muzyk, który głównie zajmował się muzyką klasyczną. Mimo to jednak nie powiem nigdy, że jego solo w Things Change jest słabe, z resztą on sam przyznał, że uwielbia grać ten kawałek bo pozwala mu on aby naprawdę "zarzucić grzywą". Po prostu utwór ten jest definitywnym piętnem jakie Ben odcisnął na muzyce no-man i jego wykonanie zawsze będzie dla mnie najlepsze.
Stephen Bennett: Jedynym utworem, który sprawił mi problem był Things Change podczas koncertu w Londynie. Giancarlo (Erra, z nosound) pożyczył mój stołek i odstawił go koło moich instrumentów kiedy akurat był w pobliżu sceny. Stołek wytrzymał prawie cały set, ale kiedy zacząłem organowe intro do Things Change, nagle opadł o dobre pół metra. Cały utwór zagrałem kucając w pokraczny sposób, widać to na filmikach na You Tubie!


                                                   


Back When You Were Beautiful


Jeżeli miałbym wybrać najważniejszy utwór w secie koncertowym no-man z trasy 2012, to na pewno byłby to Back When You Were Beautiful. Mógłbym napisać cały osobny tekst rozpływając się nad tym w jak niesamowity sposób udało się zespołowi stworzyć aranżację odpowiednią do grania na żywo, nie tracą jednocześnie ducha oryginalnej wersji. A droga do uzyskania takowej była długa i kręta. Andrew Booker: Na pewnym etapie na próbach, zanim Steven do nas dołączył, miałem wykorzystać pady perkusyjne i skopiować melodię graną na banjo używając do tego tego brzmienia przypominającego bicie dzwona kościelnego! Możemy być wdzięczni, że Steven przejął tę partię. Ostatecznie muskałem bębny marakasami, a w trakcie refrenu uderzałem w talerze. Wyszło całkiem nieźle.
Michael Bearpark: Ostatni bis Back When You Were Beautiful przekształcił się w coś w rodzaju hymnu, urósł znacznie w stosunku do tego jak to brzmiało na próbach. Napisany w czasach kiedy no-man był zespołem czysto studyjnym, oddalonym od grania koncertów jak się tylko dało najbardziej, z perspektywą tego typu występu istniejącą tylko w wyobraźni, wykonanie tego utworu na żywo było czymś co przypominało fragment snu, który utkwił w głowie po przebudzeniu się. Realny i nierealny naraz.


Watching Over Me

Niestety nie słyszałem Watching Over Me z tej trasy, ani na żywo, ani na bootlegu. Można chyba jednak założyć, że wersja była podobna do tej z 2008 r.


Housewives Hooked On Heroin

Historia zagrania 
Housewives Hooked On Heroin obrosła już niemałą legendą, ale kiedy pierwszy raz zobaczyłem setlistę z tego koncertu (chyba tego samego wieczora), to nie mogłem uwierzyć w to co widzę. I zastanawiałem się dlaczego Holendrzy otrzymali taki rarytas jako dodatkowy bis (a nie zamiennik jak w wypadku Watching Over Me). Okazało się, że był to czysty spontan w wykonaniu no-man.
Mike Bearpark: Tim bardzo chciał zagrać Housewives Hooked On Heroin z albumu Wild Opera, ale podczas prób odnieśliśmy wrażenie, że kawałek zbytnio polega na produkcji studyjnej i nikt nie palił się do pracy nad jego aranżacją. Mimo to Tim nie chciał odpuścić i w formie żartu proponował go po każdym naszym koncercie.
Stephen Bennet: W tym utworze wychodzi ze mniej mój wewnętrzny Barbieri! Housewives Hooked On Heroin odpadł szybko w trakcie prób, ale na trasie Tim cały czas robił sobie jaja i proponował granie go na bis. Pewnego razu Steven wziął nas na bok i powiedział 'jak Tim zapyta czy gramy Housewives na bis, to mówimy tak'. Tim zapytał, więc my się zgodziliśmy! Nie wiem czy Steven próbował to z nami chociaż raz.
Michael Bearpark: Po porzuceniu utworu na wczesnym etapie prób, nie graliśmy go ani razu. Z jednej strony, jest to prosty zestaw akordów, ale z drugiej, jest w konkretny sposób zaaranżowany. Jakimś cudem udało nam się odtworzyć wystarczająco dużo w tym chaosie. Aplauz był olbrzymi i przypomniał mi jak bardzo spontaniczność i unikalne doświadczenie na koncercie są doceniane przez publiczność.
Andy Booker: Miałem sporo roboty z odtworzeniem partii bębenków z oryginału jednocześnie śpiewając chórki.

Przyznam szczerze, że takie rzeczy rzadko zdarzają się w zespołach, w których jest Steven Wilson (zwłaszcza przez ostatnie lata) i takie akcje budzą duży uśmiech na mojej twarzy. Samo wykonanie wyszło kapitalnie (na podstawie bootlegu)!. Bawi jedynie dziwna barwa brzmienia klawiszy Stephena Bennetta.

I to tyle jeśli chodzi o utwory grane na trasie.
Trochę statystyk:

no-man na trasie w 2012 r. zagrali:


1 utwór z "Loveblows & Lovecries" (Days In The Trees)
2 utwory z "Flowermouth" (Things C
hange i Watching Over Me)4 utwory z "Wild Opera" (Pretty Genius, My Revenge On Seattle, Time travel In Texas i Housewives Hooked On Heroin)
4 utwory z "Returning Jesus" (Carolina Skeletons, Close Your Eyes, Only Rain i Lighthouse)
3 utwory z "Together We're Stranger" (Together We're Stranger, All The Blue Changes i Back When You Were Beautiful)
2 utwory ze "Schoolyard Ghosts" (Wherever There Is Light i Mixtaped)
2 utwory niewydane studyjnie (wtedy) (Beaten By Love i The Warm-Up Man Forever)


Bootlegi:

Z Krakowskiego koncertu istnieją dwa nagrania. Jedno, mojego autorstwa, wyszło niestety słabo, ale poszło w obieg i po jakimś czasie wróciło do mnie z Japonii (lol). Drugie nagranie (autorstwa Magoga) jest doskonałej jakości i polecam je każdemu. Uchwyciło ono wszystko to co najważniejsze, w tym najlepsze wykonanie The Warm-Up Man Forever. Dźwięk jest czysty, dynamiczny, ale nie przebasowany. Słychać wyraźnie co Tim i SW mówią między utworami.

Trzeci bootleg pochodzi z koncertu w Holandii i nie wiem czy nie przewyższa on tego z Krakowa. Na pewno jeśli chodzi o jakość i setlistę. O ile Kraków Magoga jest świetny, to Holandia (nie wiem niestety czyjego autorstwa) jest absolutnym szczytem jeśli chodzi o amatorskie nagrania z publiczności. Sam koncert na niezwykłym poziomie zarówno jeśli chodzi o
kondycje zespołu jak i zgromadzonej publiczności (ale to Holandia, tam zawsze dają radę). Do tego, właśnie tam zagrano wyjątkowy dodatkowy bis w postaci Housewives Hooked On Heroin i to jeszcze bardziej sprawia, że bootleg jest cenny. W erze nagrywania koncertów długopisami, aż dziwi, że niewiele brakowało, a to unikatowe wykonanie prawie nie zostało zarejestrowane. Poza tym, takiego Back When You Were Beautiful nie słyszeliście.

Niestety, póki co, nic mi nie wiadomo o innych nagraniach z tej trasy.
Wiem, że zespół nagrywał te koncerty (na pamiątkę) i one leżą gdzieś w archiwum Tima. Żadnego z nich nie wydano z prostej przyczyny - dopiero co wyszło "Love & Endings". Tym samym wydawnictwo, które stało się główną iskrą dla trasy z 2012 r., stało się też głównym powodem, dla którego nie mamy oficjalnych pamiątek z tej trasy. Ale dobrze, że są bootlegi.

I to tyle. Wiem, że tekst był długi, ale uważam go za spore osiągnięcie dla tego bloga. Być może zabrakło wywiadu z SW, ale tłumaczyłem na początku dlaczego nie było sensu nawet starać się o taki (z reszta nawet nie wiem do kogo miałbym się zwrócić w jego sprawie). Przez następne kilka dni będę umieszczał wywiady, które przeprowadziłem (5, każdy w oryginale i w tłumaczeniu), a już teraz zabieram się do pracy nad tekstem tyczącym się Porcupine Tree (bo zakładam, że większość osób na to czeka).