poniedziałek, 30 listopada 2015

no-man: 2012 tour - część 6




Close Your Eyes

Wiem, że wiele osób uważa Close Your Eyes za szczytowe osiągnięcie no-man i czekało na wykonanie koncertowe. no-man spełnili to życzenie. Jako, że jest to dosyć kompleksowy utwór (przynajmniej jak na no-man), to zespół nie silił się na jakieś wyraźne zmiany w aranżacji. Niczego to nie zmieniło, wykonanie było rewelacyjne. Tim dał radę wokalnie, zwłaszcza słynny zaśpiew na koniec zrobił wrażenie na żywo. Andy Booker zwrócił mi uwagę, że zabrał ze sobą elektroniczny zestaw SPD-S między innymi po to by imitować z jego pomocą dźwięki bongosów z Close Your Eyes.

                                                       

Wherever There Is Light


Niewiele się zmieniło w stosunku do poprzednich tras no-man, natomiast nadal wrażenie robi partia skrzypcowa Steve'a Binghama (w oryginale grana na flecie przez Theo Travisa) nadając utworowi lekko folkowego klimatu. Między innymi dlatego jest to nadal ulubiony utwór Steve'a z setu. Pod koniec zawsze mógł zaimprowizować solo.
Mike Bearpark: Rdzeniem tego utworu są dwie gitary, które grając tę samą melodię stają się jednością. Zagrałbym to obudzony w środku nocy, a "Maestro" Bingham sprawia swoją partią, że całość staje się jeszcze bardziej wyjątkowa.


                                                          

                                                          


Day In The Trees

Powrót Days in The Trees w 2008 roku był mocno oczekiwany, ale granej wtedy wersji czegoś brakowało. I nie mówię tu tylko o całym wyciętym ze środka segmencie, ale też aranżacja wydawała mi się zbyt luźna. Być może kawałek jest tak silnie osadzony w swojej breakbeatowo-klawiszowej estetyce, że trudno przejść z innymi wersjami do porządku dziennego. Wykonania z 2012 roku były podobne w brzmieniu, ale odzyskaliśmy przynajmniej brakujący środek, który wspaniale buduje atmosferę przed finałem. Z tego choćby względu wykonania prezentowały się doskonale.
Mike Bearpark: Days In The Trees sprawiło mi odrobinę problemu ponieważ akustyczna gitara powinna w nim podążać za rytmem perkusji. Spędziłem pół dnia w autobusie próbując ustalić co robię źle i w końcu doszedłem do tego, że basowy bęben Andy'ego jest w zupełnie innym miejscu niż myślałem.

                                                     

                                                     


Mixtaped


Mixtaped, jak to kiedyś Tim sam zauważył, to utwór, który za każdym razem wykonywany jest w nieco inny sposób (co zauważalne jest głównie dla wykonujących). Ten niepozorny kawałek ze Schoolyard Ghosts stał się jednym z gwoździ programu począwszy od trasy z 2008 r. Mimo tego, że poszczególne wykonania różnią się od siebie, to improwizacyjna natura utworu sprawia, że bardzo trudno te różnice wychwycić. Z pewnością jednak słychać różnicę między wersją z 2008 r. a wersjami z lat 2011 i 2012. Oczywiście ze względu na perkusję!
Pete Morgan: Mixtaped, to mój faworyt ponieważ daje on doskonałe możliwości zabawy dynamiką za każdym razem gdy go gramy.

                                                 


Things Change


Things Change odkąd miało swoja premierę na koncercie no-man w 2008 roku, zawsze było dosyć podobne do oryginalnej wersji z płyty. Z kilkoma różnicami. Zawsze uważałem, że Steve Bingham jest doskonałym muzykiem i fantastycznym dodatkiem do składu koncertowego no-man. I o ile nie mogę mu niczego zarzucić we wszystkich pozostałych utworach, tak przy Things Change zawsze czuję niedosyt. Steve'owi brakuje tego bluesowego feelingu, który jest tak charakterystyczny dla stylu Bena Colemana. I kiedy Ben grał Things Change w Londynie w 2008 r. (podczas jedynego jak dotąd reunionu z Timem i Stevenem jako no-man od 1993 r.), to wszystko było na swoim miejscu. Andy Booker marudził wprawdzie, że Coleman nauczył się idealnie swojej partii z płyty więc trzeba było dokładnie odliczać ile zostało do końca. Bingham zawsze improwizuje, co oczywiście ma swoje wyraźne plusy, ale jednak słychać, że jest to muzyk, który głównie zajmował się muzyką klasyczną. Mimo to jednak nie powiem nigdy, że jego solo w Things Change jest słabe, z resztą on sam przyznał, że uwielbia grać ten kawałek bo pozwala mu on aby naprawdę "zarzucić grzywą". Po prostu utwór ten jest definitywnym piętnem jakie Ben odcisnął na muzyce no-man i jego wykonanie zawsze będzie dla mnie najlepsze.
Stephen Bennett: Jedynym utworem, który sprawił mi problem był Things Change podczas koncertu w Londynie. Giancarlo (Erra, z nosound) pożyczył mój stołek i odstawił go koło moich instrumentów kiedy akurat był w pobliżu sceny. Stołek wytrzymał prawie cały set, ale kiedy zacząłem organowe intro do Things Change, nagle opadł o dobre pół metra. Cały utwór zagrałem kucając w pokraczny sposób, widać to na filmikach na You Tubie!


                                                   


Back When You Were Beautiful


Jeżeli miałbym wybrać najważniejszy utwór w secie koncertowym no-man z trasy 2012, to na pewno byłby to Back When You Were Beautiful. Mógłbym napisać cały osobny tekst rozpływając się nad tym w jak niesamowity sposób udało się zespołowi stworzyć aranżację odpowiednią do grania na żywo, nie tracą jednocześnie ducha oryginalnej wersji. A droga do uzyskania takowej była długa i kręta. Andrew Booker: Na pewnym etapie na próbach, zanim Steven do nas dołączył, miałem wykorzystać pady perkusyjne i skopiować melodię graną na banjo używając do tego tego brzmienia przypominającego bicie dzwona kościelnego! Możemy być wdzięczni, że Steven przejął tę partię. Ostatecznie muskałem bębny marakasami, a w trakcie refrenu uderzałem w talerze. Wyszło całkiem nieźle.
Michael Bearpark: Ostatni bis Back When You Were Beautiful przekształcił się w coś w rodzaju hymnu, urósł znacznie w stosunku do tego jak to brzmiało na próbach. Napisany w czasach kiedy no-man był zespołem czysto studyjnym, oddalonym od grania koncertów jak się tylko dało najbardziej, z perspektywą tego typu występu istniejącą tylko w wyobraźni, wykonanie tego utworu na żywo było czymś co przypominało fragment snu, który utkwił w głowie po przebudzeniu się. Realny i nierealny naraz.


Watching Over Me

Niestety nie słyszałem Watching Over Me z tej trasy, ani na żywo, ani na bootlegu. Można chyba jednak założyć, że wersja była podobna do tej z 2008 r.


Housewives Hooked On Heroin

Historia zagrania 
Housewives Hooked On Heroin obrosła już niemałą legendą, ale kiedy pierwszy raz zobaczyłem setlistę z tego koncertu (chyba tego samego wieczora), to nie mogłem uwierzyć w to co widzę. I zastanawiałem się dlaczego Holendrzy otrzymali taki rarytas jako dodatkowy bis (a nie zamiennik jak w wypadku Watching Over Me). Okazało się, że był to czysty spontan w wykonaniu no-man.
Mike Bearpark: Tim bardzo chciał zagrać Housewives Hooked On Heroin z albumu Wild Opera, ale podczas prób odnieśliśmy wrażenie, że kawałek zbytnio polega na produkcji studyjnej i nikt nie palił się do pracy nad jego aranżacją. Mimo to Tim nie chciał odpuścić i w formie żartu proponował go po każdym naszym koncercie.
Stephen Bennet: W tym utworze wychodzi ze mniej mój wewnętrzny Barbieri! Housewives Hooked On Heroin odpadł szybko w trakcie prób, ale na trasie Tim cały czas robił sobie jaja i proponował granie go na bis. Pewnego razu Steven wziął nas na bok i powiedział 'jak Tim zapyta czy gramy Housewives na bis, to mówimy tak'. Tim zapytał, więc my się zgodziliśmy! Nie wiem czy Steven próbował to z nami chociaż raz.
Michael Bearpark: Po porzuceniu utworu na wczesnym etapie prób, nie graliśmy go ani razu. Z jednej strony, jest to prosty zestaw akordów, ale z drugiej, jest w konkretny sposób zaaranżowany. Jakimś cudem udało nam się odtworzyć wystarczająco dużo w tym chaosie. Aplauz był olbrzymi i przypomniał mi jak bardzo spontaniczność i unikalne doświadczenie na koncercie są doceniane przez publiczność.
Andy Booker: Miałem sporo roboty z odtworzeniem partii bębenków z oryginału jednocześnie śpiewając chórki.

Przyznam szczerze, że takie rzeczy rzadko zdarzają się w zespołach, w których jest Steven Wilson (zwłaszcza przez ostatnie lata) i takie akcje budzą duży uśmiech na mojej twarzy. Samo wykonanie wyszło kapitalnie (na podstawie bootlegu)!. Bawi jedynie dziwna barwa brzmienia klawiszy Stephena Bennetta.

I to tyle jeśli chodzi o utwory grane na trasie.
Trochę statystyk:

no-man na trasie w 2012 r. zagrali:


1 utwór z "Loveblows & Lovecries" (Days In The Trees)
2 utwory z "Flowermouth" (Things C
hange i Watching Over Me)4 utwory z "Wild Opera" (Pretty Genius, My Revenge On Seattle, Time travel In Texas i Housewives Hooked On Heroin)
4 utwory z "Returning Jesus" (Carolina Skeletons, Close Your Eyes, Only Rain i Lighthouse)
3 utwory z "Together We're Stranger" (Together We're Stranger, All The Blue Changes i Back When You Were Beautiful)
2 utwory ze "Schoolyard Ghosts" (Wherever There Is Light i Mixtaped)
2 utwory niewydane studyjnie (wtedy) (Beaten By Love i The Warm-Up Man Forever)


Bootlegi:

Z Krakowskiego koncertu istnieją dwa nagrania. Jedno, mojego autorstwa, wyszło niestety słabo, ale poszło w obieg i po jakimś czasie wróciło do mnie z Japonii (lol). Drugie nagranie (autorstwa Magoga) jest doskonałej jakości i polecam je każdemu. Uchwyciło ono wszystko to co najważniejsze, w tym najlepsze wykonanie The Warm-Up Man Forever. Dźwięk jest czysty, dynamiczny, ale nie przebasowany. Słychać wyraźnie co Tim i SW mówią między utworami.

Trzeci bootleg pochodzi z koncertu w Holandii i nie wiem czy nie przewyższa on tego z Krakowa. Na pewno jeśli chodzi o jakość i setlistę. O ile Kraków Magoga jest świetny, to Holandia (nie wiem niestety czyjego autorstwa) jest absolutnym szczytem jeśli chodzi o amatorskie nagrania z publiczności. Sam koncert na niezwykłym poziomie zarówno jeśli chodzi o
kondycje zespołu jak i zgromadzonej publiczności (ale to Holandia, tam zawsze dają radę). Do tego, właśnie tam zagrano wyjątkowy dodatkowy bis w postaci Housewives Hooked On Heroin i to jeszcze bardziej sprawia, że bootleg jest cenny. W erze nagrywania koncertów długopisami, aż dziwi, że niewiele brakowało, a to unikatowe wykonanie prawie nie zostało zarejestrowane. Poza tym, takiego Back When You Were Beautiful nie słyszeliście.

Niestety, póki co, nic mi nie wiadomo o innych nagraniach z tej trasy.
Wiem, że zespół nagrywał te koncerty (na pamiątkę) i one leżą gdzieś w archiwum Tima. Żadnego z nich nie wydano z prostej przyczyny - dopiero co wyszło "Love & Endings". Tym samym wydawnictwo, które stało się główną iskrą dla trasy z 2012 r., stało się też głównym powodem, dla którego nie mamy oficjalnych pamiątek z tej trasy. Ale dobrze, że są bootlegi.

I to tyle. Wiem, że tekst był długi, ale uważam go za spore osiągnięcie dla tego bloga. Być może zabrakło wywiadu z SW, ale tłumaczyłem na początku dlaczego nie było sensu nawet starać się o taki (z reszta nawet nie wiem do kogo miałbym się zwrócić w jego sprawie). Przez następne kilka dni będę umieszczał wywiady, które przeprowadziłem (5, każdy w oryginale i w tłumaczeniu), a już teraz zabieram się do pracy nad tekstem tyczącym się Porcupine Tree (bo zakładam, że większość osób na to czeka).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz