poniedziałek, 9 listopada 2015

no-man: 2012 tour - część 2


Zanim przejdę do opisu przebiegu koncertów i samej trasy, napiszę trochę o tym jak turnus wyglądał od zaplecza. Zapewne wielu z Was pamięta wielki bus, którym Steven Wilson przemierza świat razem z zespołem solo czy z Porcupine Tree. Nie w tym wypadku. no-man podróżowali dosyć małym busikiem, a każdy z muzyków miał do powiedzenia parę słów o tym jak wspólna podróż wyglądała. Jak dowcipnie przyznał Tim: Ośmiu facetów ściśniętych w małej przestrzeni, to potencjalna recepta na katastrofę!. Na szczęście nie w tym wypadku. Będąc w trasie z interesującymi, inteligentnymi i doświadczonymi ludźmi, którzy opowiadają o tym co kochają (w tym o muzyce), co mogło mi się nie podobać?, podsumował tę kwestię Mike Bearpark. Wszyscy są zgodni co do tego, że cała trasa była dla nich fantastycznym przeżyciem, a członkowie zespołu dogadują się doskonale.
Podobna zgodność istnieje przy stwierdzeniu, że głównymi bohaterami podczas podróży byli Tim Bowness i Steven Wilson. Każdy z moich rozmówców potwierdził, że nie potrafią oni wytrzymać bez prześcigania się w wiedzy na temat rocka (głównie progresywnego). Andrew Booker wspomina: Tim i Steven ciągle demonstrują swoją encyklopedyczną wiedzę na temat muzyki rockowej wymieniając w kolejności chronologicznej nazwy wszystkich albumów każdego wykonawcy, który może ci przyjść do głowy i wielu, o których istnieniu nie zdajesz sobie sprawy. A potem słuchamy wszystkich utworów z tych płyt...
Ponadto obaj panowie wciągali innych w niekończące się quizy z tym związane. Jednym z nich było wskazanie artystów wraz ze szczytami ich kariery, oraz największymi klęskami. Steve Bingham (jako jedyny w towarzystwie muzyk z klasycznym, a nie rockowym rodowodem) potwierdza, że z tym duetem nikt nie miał szans. Rozmowy stanowiły główną rozrywkę podczas długich godzin spędzonych w podróży. Tyczyły się one nie tylko muzyki, ale też filmów, książek, polityki, rozmyślań egzystencjalnych, czy też jednej z ulubionych obsesji Tima Bownessa (jak zdradził mi Pete Morgan) – nasilenia przestępczości w angielskich miastach. Kiedy i te tematy się wyczerpały, zespół zaczął tworzyć dla zgrywy komediowy podcast o trasie, a skończyło się na teście wiedzy na temat Hobbita (autorstwa Stevena Wilsona), który wygrał Stephen Bennett. Po sześciu godzinach (z dziesięciu) jazdy między Polską, a Niemcami wszyscy jednak ucichli lub zasnęli. Pete Morgan nie zawsze mógł uczestniczyć w zabawach ponieważ był drugim kierowcą, a do tego na trasie między Polską, a Niemcami, doznał zatrucia pokarmowego, które w pewnym momencie stanowiło zagrożenie dla kolejnego koncertu. Mimo wszystko wspomina trasę ciepło, zwłaszcza ekscytujące chwile gdy zespół poznawał nowe miejsce, rozpakowywał się w hotelu, odwiedzał lokal, w którym miał odbyć się koncert., itd. Andrew Booker również wspomina ten okres jako wielkie wakacje.

                                   

Poza czasem spędzonym w busie, panowie lubili zwiedzać miasta, w których grali. Mike Bearpark przyznał, że nie była to jego pierwsza wizyta w Krakowie. Dwadzieścia lat temu odwiedził miasto pociągiem z Monachium, mając ze sobą kopię scenariuszy 'Dekalogów' Kieślowskiego. Tym samym interesujące było dla niego zobaczyć jak to miejsce zmieniło się przez lata. Mike wspomniał również o tym, że jedno z wczesnych dem Samuel Smiles posiadało okładkę ze zdjęciem, które Bearpark zrobił w górach, w Zakopanem. Oprócz zwiedzania, każdy członek zespołu miał swoje małe rytuały. Andrew miał obowiązkowe pół godziny na bieganie, parę chwil spędzonych w kompletnej ciszy na relaksowaniu się lub po prostu na perkusyjnym treningu (w odosobnieniu, z filiżanką herbaty). Tim i Steven wracali z miasta obładowani płytami, a Mike, jako zespołowy fotograf, nie pozwolił aby te chwilę pozostały nieuwiecznione. Warto pamiętać, że mimo bardzo małych rozmiarów, była to największa międzynarodowa trasa no-man (jak i tego składu muzyków) i wszystko zdawało się znacznie bardziej ekscytujące niż zwykle.
Członkowie zespołu są zgodni co do tego, że fantastyczne warunki i atmosferę w trakcie trasy zawdzięczają tour managerowi Timowi Carleyowi, który dopilnował aby cała trasa stanowiła dla grupy relaksująco i bezstresowo spędzony czas. Sam Carley był przyzwyczajony do znacznie trudniejszych we współpracy zespołów, tym samym trasa z no-man również dla niego była przyjemnym doświadczeniem. W następnym odcinku (który pojawi się w ciągu kilku dni, a nie miesięcy) opiszę przebieg trasy od strony koncertów.

* większość zdjęć z tego i następnych części tekstu pochodzi z kolekcji Mike'a Bearparka, który zgodził się na ich publikację.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz