Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Pete Morgan. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Pete Morgan. Pokaż wszystkie posty

piątek, 4 grudnia 2015

Pete Morgan - wywiad dla SWL (2015)



Pete Morgan to angielski basista i kompozytor muzyki elektronicznej oraz współzałożyciel sklepu i wydawnictwa Burning Shed. Głównym solowym projektem Pete'a jest UXB. Pod tą nazwą wydał trzy płyty oraz wiele remiksów dla innych artystów (w tym Tima Bownessa). Z Timem współpracuje od lat (zarówno muzycznie jak i biznesowo), a od 2008 r. jest basistą koncertowego składu no-man.

Wywiad przeprowadziłem mailowo 1 marca 2015 r.



1. Powiedz mi jakiego sprzętu używałeś na trasie no-man w 2012 roku.


Używam basu American Fender Jazz i wzmacniacza Hughes & Kettner. Pedal board to BOSS GT-6B.


2. Jak wyglądały próby przed trasą?


Odbywaliśmy próby na tydzień przed trasą, 3 dni bez Stevena Wilsona i 2 dni z nim. Podczas prób ze Stevenem wszystko układa się bardzo dobrze, jest dobry we wskazywaniu co jest właściwe dla utworów, a co nie żeby set funkcjonował jak należy.


3. Który utwór z setu był Twoim ulubionym i najbardziej satysfakcjonującym, a który wręcz przeciwnie?

Mój ulubieniec to Mixtaped ponieważ jest klimatyczny i można się pobawić w nim dynamiką. Kłopoty sprawiały Lighthouse i Things Change bo pomimo że nie wydają się skomplikowane, to wymagają dużo koncentracji.


4. Jak wyglądało życie w trasie z zespołem no-man? Co lubisz robić w jej trakcie i czy lubisz podróżować w ten sposób?

Podróżowanie było ok, a jako, że byłem jednym z dwóch kierowców, to czas płynął szybko. Najlepszą częścią było oczywiście zwiedzanie nowych miejsc, odkrywanie tego jak wyglądają sale koncertowe i hotele, itd.. Najgorszą było zatrucie pokarmowe, któremu uległem na trasie między Polską, a Niemcami. Reszta zespołu martwiła się, że nie dam rady zagrać kolejnego koncertu.
W busie, generalnie rozprawialiśmy o takich rzeczach jak to czy muzyka była lepsza w latach 70-tych czy teraz, lub o nasileniu przestępczości w różnych angielskich miastach (to jedna z obsesji Tima).


5. Koncert w Krakowie był pierwszym koncertem najdłuższej trasy no-man od 1993 roku. Wiele faworytów publiczności było grane po raz pierwszy. Jakie są Twoje wspomnienia w związku z tamtym występem? Jaka była atmosfera za kulisami przed i po koncercie?


To było fantastyczne przeżycie od początku do końca. Nigdy nie byłem wcześniej w Krakowie czy gdziekolwiek w Polsce, wszyscy tu byli bardzo przyjaźni. Przyjechaliśmy wieczór wcześniej więc mieliśmy okazję aby przejść się po mieście.

Przyjechaliśmy na próbę około południa. Było ekscytująco bo był to pierwszy koncert na trasie i pamiętam, że trochę się przez to denerwowałem. Organizator Piotr (Kosiński) zapewnił nam fantastyczną ekipę ludzi na miejscu oraz dużo jedzenia i picia. Ustawiłem sklepik razem naszym tour managerem i pomogłem mu sprzedać kilka koszulek. W końcu kazał mi sobie iść i szykować się do koncertu.

Koncert sam w sobie był niesamowity. Reakcje publiczności były obezwładniające, czuliśmy, że ten koncert wiele znaczy dla zgromadzonych ludzi. Chyba zagraliśmy całkiem dobrze, bez wielu pomyłek. Po koncercie fani były świetni i prosili Tima o podpis na wszystkim! Za kulisami po występie byliśmy zadowoleni i pełni ulgi więc wypiliśmy kilka piw żeby to uczcić!

6. Czy koncerty były nagrywane?

Tak, myślę, że niektóre koncerty zostały nagrane prosto ze stołu mikserskiego, ale nie słyszałem ich. Nie jestem pewien czy kiedykolwiek zostaną wydane ponieważ pojawiły się już ostatnio dwa wydawnictwa koncertowe no-man.


7. Czy jest jakiś projekt muzyczny, nad którym pracujesz obecnie? Powiedz mi więcej o UXB.

UXB to mój solowy projekt elektroniczny i należy do niego wszystko co nagrywam w wolnym czasie w domu. Rozpoczął się w 1992 r. i wielu ludzi brało w nim udział przez lata, ale to zawsze byłem głównie ja.

Póki co wydałem trzy albumy przez Burning Shed z bardziej ambientowo-elektroniczną muzyką („Urban Mutant”, „White House, Black Ash” i „Everything Is Under Control”).

Pracuję obecnie nad nowym albumem, który mam nadzieję skończyć szybciej niż ostatni (który pochłonął 8 lat!). Na tym etapie brzmi bardziej skocznie, zawiera więcej granego na żywo basu i wokali, ale ostateczny rezultat może być inny.


8. Co myślisz o Burning Shed po tylu latach działalności?

Jestem dumny z tego jak Burning Shed się rozrósł, zawarliśmy w tym czasie wiele przyjaźni. Staramy się postępować etycznie i sprawiedliwie względem artystów i klientów. Zatrudniamy coraz więcej ludzi co zwiększa odpowiedzialność za to żeby wszystko szło gładko. Następnym krokiem jest opublikowanie nowej wersji strony internetowej. Praca nad nią trwała latami przy jednoczesnym utrzymywaniu starej wersji. Chcielibyśmy mieć ją gotową na 15-tą rocznicę w 2016 r.!


..................................................
wersja oryginalna
...................................................



1. Please, tell me something about the gear you've been playing on the tour.

I was playing an American Fender Jazz bass through a Hughes & Kettner bass amp. The pedal board is a BOSS GT-6B Bass Effects Processor.
2. How the tour rehearsals looked like?

We rehearsed for about a week ahead of the tour, 3 days without Steven Wilson and the last 2 days with him. Rehearsing with Steven there makes it all come together really well and he is great at pointing out what works and what doesn’t to pull the set together.


3. Was there any particular song in the setlist you found most interesting and rewarding to play live? Also, was there any 'troublemaker' in the set?

My favourite was Mixtaped because it’s so moody and we could mess round with the dynamics every time we played it. The trouble-maker for me were Lighthouse and Things Change because although changes in them seem simple they require a lot of concentration.


4. Tell me something about no-man's 'tour bus life'. What kinds of things do you like to do on tour to pass the time? Do you enjoy traveling on tour?

The travelling was ok and as I was doing half of the driving it passed pretty quickly.
The best part is seeing new places and discovering what the venue and hotel is like when you arrive. The worst was a short bout of food poisoning I experienced whilst driving between Poland and Germany. The rest of the band were concerned that I wasn’t going to be able to play the next gig.
In the bus we generally argued about whether music was better in the 1970s or now and also about the crime rates of various English cities (one of Tim’s favourite obsessions).


5. The show in Kraków (Poland) was the first show of the longest no-man tour since 1993. Many fan favorites were played for the very first time. What are your memories of that show? What was the atmosphere backstage before and after the gig?

This was a fantastic experience from start to finish. I had never been to Krakow or anywhere else in Poland and everyone was really friendly. We arrived the night before so we had a chance to look around the main square during the previous evening and also the daytime of the gig.

We arrived to soundcheck in the middle of the afternoon. This was exciting because it was the first show of the tour and I remember feeling a bit nervous because of that. Piotr the promoter had provided a fantastic crew plus plenty of food and drink for us.
I set up the merchandise stall with our tour manager and helped sell a few t-shirts before the gig. eventually he told me to go away and get ready to play.

We arrived to soundcheck in the middle of the afternoon. This was exciting because it was the first show of the tour and I remember feeling a bit nervous because of that. Piotr the promoter had provided a fantastic crew plus plenty of food and drink for us.
I set up the merchandise stall with our tour manager and helped sell a few t-shirts before the gig. eventually he told me to go away and get ready to play.


6. Were any shows recorded (even as a memorabilia for the band)?

Yes, I think some of the shows were recorded directly from the mixing desk but I haven’t heard any of them since. I’m not sure if they would ever be released since there have already been two recent live recordings.


7. Is there any musical project you're working on at the moment? Could you tell me more about your project UXB?

UXB is my solo electronic project and covers whatever I record in my spare bedroom. It started in 1992 and has had various people involved over the years but it’s always been primarily me.

So far I’ve released three albums through Burning Shed  of the more ambient/electronic music I’ve written (‘Urban Mutant’, ‘White House, Black Ash’ and ‘Everything Is Under Control’).

I am working on a new album which will hopefully be finished quicker than the last one (which took 8 years on and off!). At the moment it’s a bit more upbeat and has more live bass and vocals on it though the final result might not be like that.


8. What are your thoughts about evolution of Burning Shed over the years? 

I’m very proud of the way Burning Shed has grown and we have made a lot of friends along the way. We try to be ethical and fair to the artists and the customers. We’re employing more and more people too so there’s a responsibility to make sure everything keeps running.
The next step is to get the new version of the website finished and get it live. It’s taken years of work behind the scenes whilst keeping the existing site going and it would be great to get this done before our 15th birthday next year!


poniedziałek, 30 listopada 2015

no-man: 2012 tour - część 6




Close Your Eyes

Wiem, że wiele osób uważa Close Your Eyes za szczytowe osiągnięcie no-man i czekało na wykonanie koncertowe. no-man spełnili to życzenie. Jako, że jest to dosyć kompleksowy utwór (przynajmniej jak na no-man), to zespół nie silił się na jakieś wyraźne zmiany w aranżacji. Niczego to nie zmieniło, wykonanie było rewelacyjne. Tim dał radę wokalnie, zwłaszcza słynny zaśpiew na koniec zrobił wrażenie na żywo. Andy Booker zwrócił mi uwagę, że zabrał ze sobą elektroniczny zestaw SPD-S między innymi po to by imitować z jego pomocą dźwięki bongosów z Close Your Eyes.

                                                       

Wherever There Is Light


Niewiele się zmieniło w stosunku do poprzednich tras no-man, natomiast nadal wrażenie robi partia skrzypcowa Steve'a Binghama (w oryginale grana na flecie przez Theo Travisa) nadając utworowi lekko folkowego klimatu. Między innymi dlatego jest to nadal ulubiony utwór Steve'a z setu. Pod koniec zawsze mógł zaimprowizować solo.
Mike Bearpark: Rdzeniem tego utworu są dwie gitary, które grając tę samą melodię stają się jednością. Zagrałbym to obudzony w środku nocy, a "Maestro" Bingham sprawia swoją partią, że całość staje się jeszcze bardziej wyjątkowa.


                                                          

                                                          


Day In The Trees

Powrót Days in The Trees w 2008 roku był mocno oczekiwany, ale granej wtedy wersji czegoś brakowało. I nie mówię tu tylko o całym wyciętym ze środka segmencie, ale też aranżacja wydawała mi się zbyt luźna. Być może kawałek jest tak silnie osadzony w swojej breakbeatowo-klawiszowej estetyce, że trudno przejść z innymi wersjami do porządku dziennego. Wykonania z 2012 roku były podobne w brzmieniu, ale odzyskaliśmy przynajmniej brakujący środek, który wspaniale buduje atmosferę przed finałem. Z tego choćby względu wykonania prezentowały się doskonale.
Mike Bearpark: Days In The Trees sprawiło mi odrobinę problemu ponieważ akustyczna gitara powinna w nim podążać za rytmem perkusji. Spędziłem pół dnia w autobusie próbując ustalić co robię źle i w końcu doszedłem do tego, że basowy bęben Andy'ego jest w zupełnie innym miejscu niż myślałem.

                                                     

                                                     


Mixtaped


Mixtaped, jak to kiedyś Tim sam zauważył, to utwór, który za każdym razem wykonywany jest w nieco inny sposób (co zauważalne jest głównie dla wykonujących). Ten niepozorny kawałek ze Schoolyard Ghosts stał się jednym z gwoździ programu począwszy od trasy z 2008 r. Mimo tego, że poszczególne wykonania różnią się od siebie, to improwizacyjna natura utworu sprawia, że bardzo trudno te różnice wychwycić. Z pewnością jednak słychać różnicę między wersją z 2008 r. a wersjami z lat 2011 i 2012. Oczywiście ze względu na perkusję!
Pete Morgan: Mixtaped, to mój faworyt ponieważ daje on doskonałe możliwości zabawy dynamiką za każdym razem gdy go gramy.

                                                 


Things Change


Things Change odkąd miało swoja premierę na koncercie no-man w 2008 roku, zawsze było dosyć podobne do oryginalnej wersji z płyty. Z kilkoma różnicami. Zawsze uważałem, że Steve Bingham jest doskonałym muzykiem i fantastycznym dodatkiem do składu koncertowego no-man. I o ile nie mogę mu niczego zarzucić we wszystkich pozostałych utworach, tak przy Things Change zawsze czuję niedosyt. Steve'owi brakuje tego bluesowego feelingu, który jest tak charakterystyczny dla stylu Bena Colemana. I kiedy Ben grał Things Change w Londynie w 2008 r. (podczas jedynego jak dotąd reunionu z Timem i Stevenem jako no-man od 1993 r.), to wszystko było na swoim miejscu. Andy Booker marudził wprawdzie, że Coleman nauczył się idealnie swojej partii z płyty więc trzeba było dokładnie odliczać ile zostało do końca. Bingham zawsze improwizuje, co oczywiście ma swoje wyraźne plusy, ale jednak słychać, że jest to muzyk, który głównie zajmował się muzyką klasyczną. Mimo to jednak nie powiem nigdy, że jego solo w Things Change jest słabe, z resztą on sam przyznał, że uwielbia grać ten kawałek bo pozwala mu on aby naprawdę "zarzucić grzywą". Po prostu utwór ten jest definitywnym piętnem jakie Ben odcisnął na muzyce no-man i jego wykonanie zawsze będzie dla mnie najlepsze.
Stephen Bennett: Jedynym utworem, który sprawił mi problem był Things Change podczas koncertu w Londynie. Giancarlo (Erra, z nosound) pożyczył mój stołek i odstawił go koło moich instrumentów kiedy akurat był w pobliżu sceny. Stołek wytrzymał prawie cały set, ale kiedy zacząłem organowe intro do Things Change, nagle opadł o dobre pół metra. Cały utwór zagrałem kucając w pokraczny sposób, widać to na filmikach na You Tubie!


                                                   


Back When You Were Beautiful


Jeżeli miałbym wybrać najważniejszy utwór w secie koncertowym no-man z trasy 2012, to na pewno byłby to Back When You Were Beautiful. Mógłbym napisać cały osobny tekst rozpływając się nad tym w jak niesamowity sposób udało się zespołowi stworzyć aranżację odpowiednią do grania na żywo, nie tracą jednocześnie ducha oryginalnej wersji. A droga do uzyskania takowej była długa i kręta. Andrew Booker: Na pewnym etapie na próbach, zanim Steven do nas dołączył, miałem wykorzystać pady perkusyjne i skopiować melodię graną na banjo używając do tego tego brzmienia przypominającego bicie dzwona kościelnego! Możemy być wdzięczni, że Steven przejął tę partię. Ostatecznie muskałem bębny marakasami, a w trakcie refrenu uderzałem w talerze. Wyszło całkiem nieźle.
Michael Bearpark: Ostatni bis Back When You Were Beautiful przekształcił się w coś w rodzaju hymnu, urósł znacznie w stosunku do tego jak to brzmiało na próbach. Napisany w czasach kiedy no-man był zespołem czysto studyjnym, oddalonym od grania koncertów jak się tylko dało najbardziej, z perspektywą tego typu występu istniejącą tylko w wyobraźni, wykonanie tego utworu na żywo było czymś co przypominało fragment snu, który utkwił w głowie po przebudzeniu się. Realny i nierealny naraz.


Watching Over Me

Niestety nie słyszałem Watching Over Me z tej trasy, ani na żywo, ani na bootlegu. Można chyba jednak założyć, że wersja była podobna do tej z 2008 r.


Housewives Hooked On Heroin

Historia zagrania 
Housewives Hooked On Heroin obrosła już niemałą legendą, ale kiedy pierwszy raz zobaczyłem setlistę z tego koncertu (chyba tego samego wieczora), to nie mogłem uwierzyć w to co widzę. I zastanawiałem się dlaczego Holendrzy otrzymali taki rarytas jako dodatkowy bis (a nie zamiennik jak w wypadku Watching Over Me). Okazało się, że był to czysty spontan w wykonaniu no-man.
Mike Bearpark: Tim bardzo chciał zagrać Housewives Hooked On Heroin z albumu Wild Opera, ale podczas prób odnieśliśmy wrażenie, że kawałek zbytnio polega na produkcji studyjnej i nikt nie palił się do pracy nad jego aranżacją. Mimo to Tim nie chciał odpuścić i w formie żartu proponował go po każdym naszym koncercie.
Stephen Bennet: W tym utworze wychodzi ze mniej mój wewnętrzny Barbieri! Housewives Hooked On Heroin odpadł szybko w trakcie prób, ale na trasie Tim cały czas robił sobie jaja i proponował granie go na bis. Pewnego razu Steven wziął nas na bok i powiedział 'jak Tim zapyta czy gramy Housewives na bis, to mówimy tak'. Tim zapytał, więc my się zgodziliśmy! Nie wiem czy Steven próbował to z nami chociaż raz.
Michael Bearpark: Po porzuceniu utworu na wczesnym etapie prób, nie graliśmy go ani razu. Z jednej strony, jest to prosty zestaw akordów, ale z drugiej, jest w konkretny sposób zaaranżowany. Jakimś cudem udało nam się odtworzyć wystarczająco dużo w tym chaosie. Aplauz był olbrzymi i przypomniał mi jak bardzo spontaniczność i unikalne doświadczenie na koncercie są doceniane przez publiczność.
Andy Booker: Miałem sporo roboty z odtworzeniem partii bębenków z oryginału jednocześnie śpiewając chórki.

Przyznam szczerze, że takie rzeczy rzadko zdarzają się w zespołach, w których jest Steven Wilson (zwłaszcza przez ostatnie lata) i takie akcje budzą duży uśmiech na mojej twarzy. Samo wykonanie wyszło kapitalnie (na podstawie bootlegu)!. Bawi jedynie dziwna barwa brzmienia klawiszy Stephena Bennetta.

I to tyle jeśli chodzi o utwory grane na trasie.
Trochę statystyk:

no-man na trasie w 2012 r. zagrali:


1 utwór z "Loveblows & Lovecries" (Days In The Trees)
2 utwory z "Flowermouth" (Things C
hange i Watching Over Me)4 utwory z "Wild Opera" (Pretty Genius, My Revenge On Seattle, Time travel In Texas i Housewives Hooked On Heroin)
4 utwory z "Returning Jesus" (Carolina Skeletons, Close Your Eyes, Only Rain i Lighthouse)
3 utwory z "Together We're Stranger" (Together We're Stranger, All The Blue Changes i Back When You Were Beautiful)
2 utwory ze "Schoolyard Ghosts" (Wherever There Is Light i Mixtaped)
2 utwory niewydane studyjnie (wtedy) (Beaten By Love i The Warm-Up Man Forever)


Bootlegi:

Z Krakowskiego koncertu istnieją dwa nagrania. Jedno, mojego autorstwa, wyszło niestety słabo, ale poszło w obieg i po jakimś czasie wróciło do mnie z Japonii (lol). Drugie nagranie (autorstwa Magoga) jest doskonałej jakości i polecam je każdemu. Uchwyciło ono wszystko to co najważniejsze, w tym najlepsze wykonanie The Warm-Up Man Forever. Dźwięk jest czysty, dynamiczny, ale nie przebasowany. Słychać wyraźnie co Tim i SW mówią między utworami.

Trzeci bootleg pochodzi z koncertu w Holandii i nie wiem czy nie przewyższa on tego z Krakowa. Na pewno jeśli chodzi o jakość i setlistę. O ile Kraków Magoga jest świetny, to Holandia (nie wiem niestety czyjego autorstwa) jest absolutnym szczytem jeśli chodzi o amatorskie nagrania z publiczności. Sam koncert na niezwykłym poziomie zarówno jeśli chodzi o
kondycje zespołu jak i zgromadzonej publiczności (ale to Holandia, tam zawsze dają radę). Do tego, właśnie tam zagrano wyjątkowy dodatkowy bis w postaci Housewives Hooked On Heroin i to jeszcze bardziej sprawia, że bootleg jest cenny. W erze nagrywania koncertów długopisami, aż dziwi, że niewiele brakowało, a to unikatowe wykonanie prawie nie zostało zarejestrowane. Poza tym, takiego Back When You Were Beautiful nie słyszeliście.

Niestety, póki co, nic mi nie wiadomo o innych nagraniach z tej trasy.
Wiem, że zespół nagrywał te koncerty (na pamiątkę) i one leżą gdzieś w archiwum Tima. Żadnego z nich nie wydano z prostej przyczyny - dopiero co wyszło "Love & Endings". Tym samym wydawnictwo, które stało się główną iskrą dla trasy z 2012 r., stało się też głównym powodem, dla którego nie mamy oficjalnych pamiątek z tej trasy. Ale dobrze, że są bootlegi.

I to tyle. Wiem, że tekst był długi, ale uważam go za spore osiągnięcie dla tego bloga. Być może zabrakło wywiadu z SW, ale tłumaczyłem na początku dlaczego nie było sensu nawet starać się o taki (z reszta nawet nie wiem do kogo miałbym się zwrócić w jego sprawie). Przez następne kilka dni będę umieszczał wywiady, które przeprowadziłem (5, każdy w oryginale i w tłumaczeniu), a już teraz zabieram się do pracy nad tekstem tyczącym się Porcupine Tree (bo zakładam, że większość osób na to czeka).

piątek, 27 listopada 2015

no-man: 2012 tour - część 5



Setlista no-man na trasie w 2012 roku obfitowała w niespodzianki. Pojawiły się nowe (lub prawie nowe) kompozycje, te dawno nie grane, oraz te w ogóle nie grane. Niektóre z różnych powodów ewoluowały zarówno muzycznie jak i lirycznie. Przyjrzę się dokładniej temu jak piosenki z setu się prezentowały:

Together We're Stranger

Płyta Together We're Stranger jest przez wielu uważana za najlepsze dzieło no-man i gdybym musiał wybierać (a wszystkie płyty zespołu podobają mi się w niemal równym stopniu), to prawdopodobnie również wskazał bym na TWS (chociaż ulubioną zawsze pozostanie dla mnie Speak). Tytułowy utwór powstał na bazie znanego z pierwszej płyty Bass Communion utworu Drugged. Przez lata był wykonywany w różny sposób przy różnych okazjach. W 2006, Tim wystąpił jako gość na kilku koncertach zespołu nosound (zaśpiewał też w utworze Someone Starts to Fade Away z wydanej w tamtym czasie płyty Lightdark). Założyciel i lider nosound – Giancarlo Erra – jest wielkim fanem no-man, tak więc odegrano również kilka utworów tego zespołu. W tym TWS. Tamta wersja były ekstremalnie wierna wersji płytowej. Nie można tego powiedzieć o pierwszym wykonaniu jako no-man (tego samego roku, na pierwszym występie no-man od 1993), które było mocno improwizowane. Wersja jaką zaprezentowano na trasie w 2012 roku była wypadkową obu wymienionych. Wykorzystano luźną, ambientową naturę oryginału by wcielić improwizacje, ale nie były one przypadkowe i wynikające z tego, że Wilson niewiele pamiętał z oryginału (jak w 2006). Tym samym udało się osadzić swobodę wykonania na luźnym, ale zwartym szkielecie co dało nam pierwsze, porządnie przygotowane koncertowe Toghether We're Stranger.

Pod koniec utworu Tim wplótł fragment „look at the photographs” czyli nawiązanie do utworu Photographs in Black and White, który cytowany był również przy poprzednich wykonaniach TWS. Idealne otwarcie koncertu no-man? Chyba tak.


All The Blue Changes

Tim nieraz podkreślał, że umieszczenie utworu na płycie no-man, to dopiero początek jego istnienia. Zarówno liryczne jak i muzyczne ewolucje piosenek potwierdzają te słowa, a All The Blue Changes jest jednym z dobrych przykładów. Na trasie w 2008 r. słychać było jeszcze, że zespół nie do końca wiedział jak poradzić sobie z zaaranżowaniem tego kawałka na koncerty. Andy Booker przyznał w swoim pamiętniku na stronie Improvisone, że tamte wykonania były bardzo „luźne”. Kiedy przygotowywał się do koncertu no-man w 2011 roku, postanowił znacznie dokładniej odwzorować partię graną na talerzach. I jeżeli wersja z Love and Endings jest zdecydowanie kolejnym krokiem w ewolucji All The Blue Changes, to tę z trasy 2012 można już uznać za definitywną. Wypływała ona bezpośrednio z utworu Together We're Stranger (tak jak na albumie) powoli przeradzając się z kolarzu zapętlonej partii skrzypiec, w kawałek, który znamy z płyty. Wykonywany ze znacznie większą pewnością siebie utwór charakteryzował się tradycyjnym dla wersji koncertowej gitarowym klimaksem.


Pretty Genius

Pretty Genius nie różni się zbytnio od wersji znanej z Love and Endings. Słychać natomiast równicę w stosunku do wykonań z koncertów w 2008. Zwłaszcza w przypadku Andy Bookera, który był wtedy uwięziony w świecie elektronicznego zestawu perkusyjnego co przy niektórych utworach się sprawdziło, a innych mniej (w tym właśnie PG). Wersja z trasy 2012 jest też dosyć daleka od wersji z płyty, ale tamta aranżacja byłaby bardzo trudna w odtworzeniu (i raczej też nie o to chodziło).


                                                     



My Revenge On Seattle


Kolejny wersja żywcem wyjęta z Love and Endings, która sama w sobie jest kompletnym przeobrażeniem w stosunku do wersji studyjnej. Jako alternatywa działa doskonale i świetnie wpisuje się w ten konkretny skład muzyków. Jest to też kolejny przykład ewolucji, tym razem od strony lirycznej. Tim zmienił kilka linijek tekstu z "out of the sky, and left to die, believing the lie of protection" na "I fall from the sky, too tired to try, Alone, I watch your asnesion". Jak sam przyznał, oryginał wydał mu się po latach trochę zbyt abstrakcyjny.


                                                     


Carolina Skeletons


Niewiele się tutaj zmieniło w stosunku do wersji, którą znamy z trasy 2008 (czyli np. z dvd Mixtaped). Andy Booker miał co prawda akustyczny zestaw perkusji, ale nie było to aż tak odczuwalne jak w niektórych innych utworach. Cieszy to, że nie zrezygnowali z grania tej piosenki.


The Warm-Up Man Forever


Premierowy utwór, który wziął Krakowską publiczność z zaskoczenia. Teraz istnieje już jako kawałek na solowej płycie Tima, ale wtedy był utworem no-man i miał kompletnie inną aranżację. Z resztą był to utwór no-man znacznie wcześniej. Pierwszy raz wypłynął podczas sesji nagraniowych do Schoolyard Ghosts. Demo Tima bardzo różniło się od późniejszych wersji, zespół próbował różnych rzeczy z tą piosenką, ale nie dało się tego dopasować do reszty materiału i Warm-Up Man został odłożony na bok. Wersja grana na trasie w 2012 różni się znacznie od tego co możemy usłyszeć na Abandoned Dancehall Dream Tima. Zbliżona aranżacja została zarejestrowana i umieszczona jako bonus z dopiskiem Band Version (ale równie dobrze można ją nazwać no-man version).


Only Rain

Taka sama wersja jak ta z trasy 2008. W zasadzie możemy tu mówić o wycinku ponieważ pełnego Only Rain nigdy nie zagrano. Podobnie jak na poprzedniej trasie, skrzypcowo-wokalny segment utworu służył jako intro do następnego. W wywiadzie, którego mi udzielił, Steve Bingham opowiedział mi trochę o jego technice zapętlania partii skrzypiec. Wywiad opublikuję niedługo.


Time Travel In Texas

Tutaj w końcu jakieś zmiany. Przyznam, że sztywna wersja Time Travel In Texas z dvd Mixtaped nigdy nie była moją ulubioną. Głównym problemem była tu dla mnie elektroniczna perkusja, która brzmiała jakby Andy Booker grał na śmietniku. Wykonanie z „Love & Endings” wyszło znacznie lepiej, ale dopiero na trasie z 2012 (oraz na solowych koncertach Tima w latach późniejszych) utwór w pełni rozwinął skrzydła. Time Travel w wersji z płyty opiera się bardziej na hipnotycznym rytmie i abstrakcyjnych dźwiękach (nie mówiąc o baaardzo luźnej strukturze i zakończeniu w stylu urwanej taśmy), gdy tymczasem wersja na żywo to kontrolowany jazgot. Najświeższe wykonanie koncertowe no-man było zdecydowanie bardziej kontrolowane i lepiej zaaranżowane. Andy Booker (oprócz tego, że od 2011 r. robi w refrenie TTIT chórki) pokazał, że akustyczna perkusja robi różnicę, a jednocześnie robił użytek ze swojego SPD-Sa dorzucając interesujące przeszkadzajki w zwrotkach. W końcu można było odczuć, że utwór ma jakiś początek, środek i koniec. Kolejny przykład nieustającej ewolucji muzyki w koncertowym świecie no-man. Steve Bingham: Time Travel... zawsze jest doskonałą okazją by pobawić się dziwnymi dźwiękami.


Lighthouse

Aranżując w 2008 roku Lighthouse, Tim, Steven i reszta zrobili najwłaściwszą rzecz jaką wtedy mogli zrobić. Wrócili do wersji demo z 1994 roku. I o ile bardziej jazzowa wersja z Returning Jesus doskonale sprawdza się na płycie, to free-form Steve'a Jansena mógłby wzbudzić zbyt w dużo zamieszania na koncercie. Tim znowu zaczął eksperymentować i w 2011 r. przywrócił fragment wokalny z wersji demo (którego nie było na albumie) przy czym zmienił tekst na słynne już „The heartbreak notes and the laboured jokes, the trashy years and the random tears, the love and endings, the almost starts, love and endings, the tell-tale art”. Takie Lighthouse zaprezentowano na trasie w 2012 roku i zmiotło mnie ono z powierzchni ziemi.
Michael Bearpark: Lighthouse zawsze był gwoździem programu. Podstawy tego utworu są proste, ale złożoność leży w tym jak je ze sobą poukładać i kontrolować. To poważne wyzwanie aby odpowiednio operować dynamiką, od szeptu do krzyku i z powrotem.

Pete Morgan
: Lighthouse (...) potrafi sprawić kłopot, trzeba być bardzo skoncentrowanym w trakcie jego wykonywania.


Beaten By Love

Beaten By Love to smutny utwór ze smutną historią. Ponad 20 lat przeleżał w szafie (pierwsza wersja powstała pod koniec lat 80-tych) chociaż nie do końca. W międzyczasie, kiedy kawałek coraz mnie pasował do czegokolwiek co robili no-man, Tim próbował zrobić z niego użytek gdzie indziej. Razem z ……. znanego obecnie pod nazwą Faultine, zrobili trip-hopową wersję, która miała ukazać się na debiutanckim albumie Faultine (razem z Only Rain). Nic z tego jednak nie wyszło. Tim zabrał więc Beaten By Love do swojego największego wtedy (zaraz po no-man) zespołu – Samuel Smiles. O ile wersja studyjna nigdy nie powstała, to Samuel Smiles grali kawałek na koncertach i jedno z takich wykonań zostało wydane na płycie The Way We Used To Live Vol.2. Warto posłuchać ponieważ aranżacja Samuel Smiles jest z kompletnie innego kosmosu niż ta, którą znamy najlepiej. no-man przyjechali do nas z Beaten By Love w aranżacji zimno-falowej, którą przygotowano na koncert w 2011 roku. Muzycy pozwalali sobie na nieco więcej eksperymentów, ale Tim wspominał w swoim pamiętniku, że utwór zaczyna go trochę przytłaczać.
Ostatecznie, w identycznej wersji, Beaten By Love zostało zarejestrowane i umieszczone na solówce Bownessa Abandoned Dancehall Dream. Steven Wilson (wyjątkowo) dograł swoje partie więc praktycznie można uznać, że jest to wersja no-man.
   

                                                          

W kolejnym (i ostatnim) odcinku tekstu o trasie no-man z 2012 roku napiszę o pozostałych utworach, podsumuję trasę statystycznie oraz napiszę o dwóch (a nawet trzech) bootlegach, które stanowią pamiątkę po tym wydarzeniu.

wtorek, 24 listopada 2015

no-man: 2012 tour - część 4



Po koncercie w Krakowie, trasa objęła jeszcze dwa koncerty w Niemczech (w Aschaffenburgu i Kolonii), jeden w Holenderskim Boerderij i ostatni w Londynie. Nowsze, lub niegrane przed tą trasą kompozycje zaczęły kwitnąć, a niektóre miasta doczekały się skromnych zmian w secie.
Andy Booker przyznał, że najlepsze przy większej ilości koncertów jest to, że ma się więcej szans na to aby zagrać dobrze. Jeżeli, na jakiś koncercie coś nie wyjdzie, to zawsze pozostają kolejne. Publiczność w Kolonii miała szansę, jako jedyna na trasie, usłyszeć
Watching Over Me (choć za cenę Back When You Were Beautiful), natomiast najszczęśliwsi okazali się Holendrzy, którzy otrzymali dodatkowy bis w postaci Housewives Hooked On Heroin. W późniejszej części tekstu, w której będę omawiał utwory dokładniej, opiszę historię, która kryje się za tym wyjątkowym wykonaniem. Z tego koncertu istnieje świetnej jakości nagranie i na jego podstawie (mimo, że to tylko bootleg) można uznać, że był to pod wieloma względami najlepszy występ na trasie.

                                                    

O czym nie wspomniałem wcześniej, to to, że ta trasa no-man była wyjątkowa względem poprzednich z jeszcze innego względu. Steven Wilson dostał mikrofon i mimo że nie śpiewał do niego (nawet podczas
Housewives…), to z radością mówił do publiczności między utworami, a co najważniejsze, wdawał się w dyskusje z Timem. Niektóre z nich przeradzały się w coś co Tim określił później jako „komediowy przerywnik Bownessa i Wilsona”. Rozpoczęta w Krakowie zabawa w ustalanie odpowiednika rodzinnego miasteczka Tima – Warrington, była kontynuowana. Oprócz tego było dużo przekomarzania się, serdecznych docinek i wygłupów. Podzielone są zdania na temat tego czy Wilson gadał za dużo czy nie. W końcu od tego ma inne koncerty ze swoim udziałem. Niektórzy stwierdzili, że zbyt wiele uwagi ściągał na siebie gdy tymczasem powinien zostawić prowadzenie wieczoru Timowi.

                                                    

Być może jest w tym trochę prawdy, ale mimo wszystko cieszę się, że Stefan dostał ten mikrofon. Jego i Tima wiąże specyficzny rodzaj przyjaźni (trwającej już ponad ćwierć wieku), a w ich scenicznych „przepychankach” widać, że jest ona oparta na wzajemnym zrozumieniu. I choćby dzięki tym 'kabaretowym' występom można odczuć jak istotnym zespołem w karierze SW był, jest i będzie no-man.

                                                    

Trasa oficjalnie zakończyła się w Londynie na koncercie w Islington Assembly Hall (2.09.2012). Wyjątkowo, jako support przed no-man wystąpił Daniel Cavanagh z akustycznym setem. Odegrano standardową (czyli Krakowską) setlistę i to był jak na razie ostatni koncert zespołu. Zarówno Tim jak i fani wiele sobie obiecywali po tej trasie. Nowy utwór w setliście (
The Warm-Up Man Forever) i drugi nie do końca nowy, ale wciąż czekający na wydanie w wersji studyjnej (Beaten By Love) dały nadzieje na szybki powrót no-man do studia. W istocie, zespół rozpoczął nieśmiałe próby nagrań (głównie bez Stevena Wilsona) pod koniec 2012 roku i w lecie 2013. Wilson, który miał brać udział w dalszych pracach nad albumem nagle zmienił zdanie i zdecydował, że ma czas jedynie na nagrywanie swojego trzeciego solowego albumu. Rozczarowanie Tima było olbrzymie (o czym pisał w swoim internetowym pamiętniku), ale przekuł jakoś tę sytuację w coś pozytywnego – swój drugi (i pierwszy od 10 lat) solowy album. Część tej płyty można potraktować jako materiał zastępczy za album no-man ponieważ te utwory powstały z myślą o tym zespole. Na Abandoned Dancehall Dreams znalazły się oba grane na trasie utwory (Warm-Up Man i Beaten By Love). Przyszłość no-man maluje się obecnie jako coś daleko za horyzontem, ale Wilson wielokrotnie zapewniał, że Schoolyard Ghosts, to nie jest ostatni album zespołu. Pozostaje trzymać go za słowo. Póki co, Tim rozwija w niezłym tempie swoją solową karierę (trzeci album – Stupid Things That Mean The Word – został wydane w lecie tego roku) i wychodzi mu to doskonale. Zagrał też parę miesięcy temu koncert w Inowrocławiu (niemal dokładnie w trzecią rocznicę występu no-man w Krakowie).
Jak zatem można podsumować trasę no-man z 2012 roku? Zdecydowanie warto było czekać. To było TO. Idealny koncert no-man i mój osobisty koncert życia (jak na razie). Oczywiście, że z pewnością wiele osób wybrałoby inne utwory, ale wydaje mi się, że wybór zespołu był optymalny. Nie pominięto żadnego albumu, były niespodzianki , były nowości i były „hity”, a obecny skład zespołu można chyba uznać za najlepszy do tej pory (chociaż porównanie jest dosyć trudne, kiedyś opiszę wszystkie sceniczne składy no-man w jednym tekście).
To jeszcze nie koniec tego tekstu. Czas przyjrzeć uważniej utworom, które były grane na trasie oraz pamiątkom, które po niej zostały.