Pokazywanie postów oznaczonych etykietą statystyki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą statystyki. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 30 listopada 2015

no-man: 2012 tour - część 6




Close Your Eyes

Wiem, że wiele osób uważa Close Your Eyes za szczytowe osiągnięcie no-man i czekało na wykonanie koncertowe. no-man spełnili to życzenie. Jako, że jest to dosyć kompleksowy utwór (przynajmniej jak na no-man), to zespół nie silił się na jakieś wyraźne zmiany w aranżacji. Niczego to nie zmieniło, wykonanie było rewelacyjne. Tim dał radę wokalnie, zwłaszcza słynny zaśpiew na koniec zrobił wrażenie na żywo. Andy Booker zwrócił mi uwagę, że zabrał ze sobą elektroniczny zestaw SPD-S między innymi po to by imitować z jego pomocą dźwięki bongosów z Close Your Eyes.

                                                       

Wherever There Is Light


Niewiele się zmieniło w stosunku do poprzednich tras no-man, natomiast nadal wrażenie robi partia skrzypcowa Steve'a Binghama (w oryginale grana na flecie przez Theo Travisa) nadając utworowi lekko folkowego klimatu. Między innymi dlatego jest to nadal ulubiony utwór Steve'a z setu. Pod koniec zawsze mógł zaimprowizować solo.
Mike Bearpark: Rdzeniem tego utworu są dwie gitary, które grając tę samą melodię stają się jednością. Zagrałbym to obudzony w środku nocy, a "Maestro" Bingham sprawia swoją partią, że całość staje się jeszcze bardziej wyjątkowa.


                                                          

                                                          


Day In The Trees

Powrót Days in The Trees w 2008 roku był mocno oczekiwany, ale granej wtedy wersji czegoś brakowało. I nie mówię tu tylko o całym wyciętym ze środka segmencie, ale też aranżacja wydawała mi się zbyt luźna. Być może kawałek jest tak silnie osadzony w swojej breakbeatowo-klawiszowej estetyce, że trudno przejść z innymi wersjami do porządku dziennego. Wykonania z 2012 roku były podobne w brzmieniu, ale odzyskaliśmy przynajmniej brakujący środek, który wspaniale buduje atmosferę przed finałem. Z tego choćby względu wykonania prezentowały się doskonale.
Mike Bearpark: Days In The Trees sprawiło mi odrobinę problemu ponieważ akustyczna gitara powinna w nim podążać za rytmem perkusji. Spędziłem pół dnia w autobusie próbując ustalić co robię źle i w końcu doszedłem do tego, że basowy bęben Andy'ego jest w zupełnie innym miejscu niż myślałem.

                                                     

                                                     


Mixtaped


Mixtaped, jak to kiedyś Tim sam zauważył, to utwór, który za każdym razem wykonywany jest w nieco inny sposób (co zauważalne jest głównie dla wykonujących). Ten niepozorny kawałek ze Schoolyard Ghosts stał się jednym z gwoździ programu począwszy od trasy z 2008 r. Mimo tego, że poszczególne wykonania różnią się od siebie, to improwizacyjna natura utworu sprawia, że bardzo trudno te różnice wychwycić. Z pewnością jednak słychać różnicę między wersją z 2008 r. a wersjami z lat 2011 i 2012. Oczywiście ze względu na perkusję!
Pete Morgan: Mixtaped, to mój faworyt ponieważ daje on doskonałe możliwości zabawy dynamiką za każdym razem gdy go gramy.

                                                 


Things Change


Things Change odkąd miało swoja premierę na koncercie no-man w 2008 roku, zawsze było dosyć podobne do oryginalnej wersji z płyty. Z kilkoma różnicami. Zawsze uważałem, że Steve Bingham jest doskonałym muzykiem i fantastycznym dodatkiem do składu koncertowego no-man. I o ile nie mogę mu niczego zarzucić we wszystkich pozostałych utworach, tak przy Things Change zawsze czuję niedosyt. Steve'owi brakuje tego bluesowego feelingu, który jest tak charakterystyczny dla stylu Bena Colemana. I kiedy Ben grał Things Change w Londynie w 2008 r. (podczas jedynego jak dotąd reunionu z Timem i Stevenem jako no-man od 1993 r.), to wszystko było na swoim miejscu. Andy Booker marudził wprawdzie, że Coleman nauczył się idealnie swojej partii z płyty więc trzeba było dokładnie odliczać ile zostało do końca. Bingham zawsze improwizuje, co oczywiście ma swoje wyraźne plusy, ale jednak słychać, że jest to muzyk, który głównie zajmował się muzyką klasyczną. Mimo to jednak nie powiem nigdy, że jego solo w Things Change jest słabe, z resztą on sam przyznał, że uwielbia grać ten kawałek bo pozwala mu on aby naprawdę "zarzucić grzywą". Po prostu utwór ten jest definitywnym piętnem jakie Ben odcisnął na muzyce no-man i jego wykonanie zawsze będzie dla mnie najlepsze.
Stephen Bennett: Jedynym utworem, który sprawił mi problem był Things Change podczas koncertu w Londynie. Giancarlo (Erra, z nosound) pożyczył mój stołek i odstawił go koło moich instrumentów kiedy akurat był w pobliżu sceny. Stołek wytrzymał prawie cały set, ale kiedy zacząłem organowe intro do Things Change, nagle opadł o dobre pół metra. Cały utwór zagrałem kucając w pokraczny sposób, widać to na filmikach na You Tubie!


                                                   


Back When You Were Beautiful


Jeżeli miałbym wybrać najważniejszy utwór w secie koncertowym no-man z trasy 2012, to na pewno byłby to Back When You Were Beautiful. Mógłbym napisać cały osobny tekst rozpływając się nad tym w jak niesamowity sposób udało się zespołowi stworzyć aranżację odpowiednią do grania na żywo, nie tracą jednocześnie ducha oryginalnej wersji. A droga do uzyskania takowej była długa i kręta. Andrew Booker: Na pewnym etapie na próbach, zanim Steven do nas dołączył, miałem wykorzystać pady perkusyjne i skopiować melodię graną na banjo używając do tego tego brzmienia przypominającego bicie dzwona kościelnego! Możemy być wdzięczni, że Steven przejął tę partię. Ostatecznie muskałem bębny marakasami, a w trakcie refrenu uderzałem w talerze. Wyszło całkiem nieźle.
Michael Bearpark: Ostatni bis Back When You Were Beautiful przekształcił się w coś w rodzaju hymnu, urósł znacznie w stosunku do tego jak to brzmiało na próbach. Napisany w czasach kiedy no-man był zespołem czysto studyjnym, oddalonym od grania koncertów jak się tylko dało najbardziej, z perspektywą tego typu występu istniejącą tylko w wyobraźni, wykonanie tego utworu na żywo było czymś co przypominało fragment snu, który utkwił w głowie po przebudzeniu się. Realny i nierealny naraz.


Watching Over Me

Niestety nie słyszałem Watching Over Me z tej trasy, ani na żywo, ani na bootlegu. Można chyba jednak założyć, że wersja była podobna do tej z 2008 r.


Housewives Hooked On Heroin

Historia zagrania 
Housewives Hooked On Heroin obrosła już niemałą legendą, ale kiedy pierwszy raz zobaczyłem setlistę z tego koncertu (chyba tego samego wieczora), to nie mogłem uwierzyć w to co widzę. I zastanawiałem się dlaczego Holendrzy otrzymali taki rarytas jako dodatkowy bis (a nie zamiennik jak w wypadku Watching Over Me). Okazało się, że był to czysty spontan w wykonaniu no-man.
Mike Bearpark: Tim bardzo chciał zagrać Housewives Hooked On Heroin z albumu Wild Opera, ale podczas prób odnieśliśmy wrażenie, że kawałek zbytnio polega na produkcji studyjnej i nikt nie palił się do pracy nad jego aranżacją. Mimo to Tim nie chciał odpuścić i w formie żartu proponował go po każdym naszym koncercie.
Stephen Bennet: W tym utworze wychodzi ze mniej mój wewnętrzny Barbieri! Housewives Hooked On Heroin odpadł szybko w trakcie prób, ale na trasie Tim cały czas robił sobie jaja i proponował granie go na bis. Pewnego razu Steven wziął nas na bok i powiedział 'jak Tim zapyta czy gramy Housewives na bis, to mówimy tak'. Tim zapytał, więc my się zgodziliśmy! Nie wiem czy Steven próbował to z nami chociaż raz.
Michael Bearpark: Po porzuceniu utworu na wczesnym etapie prób, nie graliśmy go ani razu. Z jednej strony, jest to prosty zestaw akordów, ale z drugiej, jest w konkretny sposób zaaranżowany. Jakimś cudem udało nam się odtworzyć wystarczająco dużo w tym chaosie. Aplauz był olbrzymi i przypomniał mi jak bardzo spontaniczność i unikalne doświadczenie na koncercie są doceniane przez publiczność.
Andy Booker: Miałem sporo roboty z odtworzeniem partii bębenków z oryginału jednocześnie śpiewając chórki.

Przyznam szczerze, że takie rzeczy rzadko zdarzają się w zespołach, w których jest Steven Wilson (zwłaszcza przez ostatnie lata) i takie akcje budzą duży uśmiech na mojej twarzy. Samo wykonanie wyszło kapitalnie (na podstawie bootlegu)!. Bawi jedynie dziwna barwa brzmienia klawiszy Stephena Bennetta.

I to tyle jeśli chodzi o utwory grane na trasie.
Trochę statystyk:

no-man na trasie w 2012 r. zagrali:


1 utwór z "Loveblows & Lovecries" (Days In The Trees)
2 utwory z "Flowermouth" (Things C
hange i Watching Over Me)4 utwory z "Wild Opera" (Pretty Genius, My Revenge On Seattle, Time travel In Texas i Housewives Hooked On Heroin)
4 utwory z "Returning Jesus" (Carolina Skeletons, Close Your Eyes, Only Rain i Lighthouse)
3 utwory z "Together We're Stranger" (Together We're Stranger, All The Blue Changes i Back When You Were Beautiful)
2 utwory ze "Schoolyard Ghosts" (Wherever There Is Light i Mixtaped)
2 utwory niewydane studyjnie (wtedy) (Beaten By Love i The Warm-Up Man Forever)


Bootlegi:

Z Krakowskiego koncertu istnieją dwa nagrania. Jedno, mojego autorstwa, wyszło niestety słabo, ale poszło w obieg i po jakimś czasie wróciło do mnie z Japonii (lol). Drugie nagranie (autorstwa Magoga) jest doskonałej jakości i polecam je każdemu. Uchwyciło ono wszystko to co najważniejsze, w tym najlepsze wykonanie The Warm-Up Man Forever. Dźwięk jest czysty, dynamiczny, ale nie przebasowany. Słychać wyraźnie co Tim i SW mówią między utworami.

Trzeci bootleg pochodzi z koncertu w Holandii i nie wiem czy nie przewyższa on tego z Krakowa. Na pewno jeśli chodzi o jakość i setlistę. O ile Kraków Magoga jest świetny, to Holandia (nie wiem niestety czyjego autorstwa) jest absolutnym szczytem jeśli chodzi o amatorskie nagrania z publiczności. Sam koncert na niezwykłym poziomie zarówno jeśli chodzi o
kondycje zespołu jak i zgromadzonej publiczności (ale to Holandia, tam zawsze dają radę). Do tego, właśnie tam zagrano wyjątkowy dodatkowy bis w postaci Housewives Hooked On Heroin i to jeszcze bardziej sprawia, że bootleg jest cenny. W erze nagrywania koncertów długopisami, aż dziwi, że niewiele brakowało, a to unikatowe wykonanie prawie nie zostało zarejestrowane. Poza tym, takiego Back When You Were Beautiful nie słyszeliście.

Niestety, póki co, nic mi nie wiadomo o innych nagraniach z tej trasy.
Wiem, że zespół nagrywał te koncerty (na pamiątkę) i one leżą gdzieś w archiwum Tima. Żadnego z nich nie wydano z prostej przyczyny - dopiero co wyszło "Love & Endings". Tym samym wydawnictwo, które stało się główną iskrą dla trasy z 2012 r., stało się też głównym powodem, dla którego nie mamy oficjalnych pamiątek z tej trasy. Ale dobrze, że są bootlegi.

I to tyle. Wiem, że tekst był długi, ale uważam go za spore osiągnięcie dla tego bloga. Być może zabrakło wywiadu z SW, ale tłumaczyłem na początku dlaczego nie było sensu nawet starać się o taki (z reszta nawet nie wiem do kogo miałbym się zwrócić w jego sprawie). Przez następne kilka dni będę umieszczał wywiady, które przeprowadziłem (5, każdy w oryginale i w tłumaczeniu), a już teraz zabieram się do pracy nad tekstem tyczącym się Porcupine Tree (bo zakładam, że większość osób na to czeka).

piątek, 27 listopada 2015

no-man: 2012 tour - część 5



Setlista no-man na trasie w 2012 roku obfitowała w niespodzianki. Pojawiły się nowe (lub prawie nowe) kompozycje, te dawno nie grane, oraz te w ogóle nie grane. Niektóre z różnych powodów ewoluowały zarówno muzycznie jak i lirycznie. Przyjrzę się dokładniej temu jak piosenki z setu się prezentowały:

Together We're Stranger

Płyta Together We're Stranger jest przez wielu uważana za najlepsze dzieło no-man i gdybym musiał wybierać (a wszystkie płyty zespołu podobają mi się w niemal równym stopniu), to prawdopodobnie również wskazał bym na TWS (chociaż ulubioną zawsze pozostanie dla mnie Speak). Tytułowy utwór powstał na bazie znanego z pierwszej płyty Bass Communion utworu Drugged. Przez lata był wykonywany w różny sposób przy różnych okazjach. W 2006, Tim wystąpił jako gość na kilku koncertach zespołu nosound (zaśpiewał też w utworze Someone Starts to Fade Away z wydanej w tamtym czasie płyty Lightdark). Założyciel i lider nosound – Giancarlo Erra – jest wielkim fanem no-man, tak więc odegrano również kilka utworów tego zespołu. W tym TWS. Tamta wersja były ekstremalnie wierna wersji płytowej. Nie można tego powiedzieć o pierwszym wykonaniu jako no-man (tego samego roku, na pierwszym występie no-man od 1993), które było mocno improwizowane. Wersja jaką zaprezentowano na trasie w 2012 roku była wypadkową obu wymienionych. Wykorzystano luźną, ambientową naturę oryginału by wcielić improwizacje, ale nie były one przypadkowe i wynikające z tego, że Wilson niewiele pamiętał z oryginału (jak w 2006). Tym samym udało się osadzić swobodę wykonania na luźnym, ale zwartym szkielecie co dało nam pierwsze, porządnie przygotowane koncertowe Toghether We're Stranger.

Pod koniec utworu Tim wplótł fragment „look at the photographs” czyli nawiązanie do utworu Photographs in Black and White, który cytowany był również przy poprzednich wykonaniach TWS. Idealne otwarcie koncertu no-man? Chyba tak.


All The Blue Changes

Tim nieraz podkreślał, że umieszczenie utworu na płycie no-man, to dopiero początek jego istnienia. Zarówno liryczne jak i muzyczne ewolucje piosenek potwierdzają te słowa, a All The Blue Changes jest jednym z dobrych przykładów. Na trasie w 2008 r. słychać było jeszcze, że zespół nie do końca wiedział jak poradzić sobie z zaaranżowaniem tego kawałka na koncerty. Andy Booker przyznał w swoim pamiętniku na stronie Improvisone, że tamte wykonania były bardzo „luźne”. Kiedy przygotowywał się do koncertu no-man w 2011 roku, postanowił znacznie dokładniej odwzorować partię graną na talerzach. I jeżeli wersja z Love and Endings jest zdecydowanie kolejnym krokiem w ewolucji All The Blue Changes, to tę z trasy 2012 można już uznać za definitywną. Wypływała ona bezpośrednio z utworu Together We're Stranger (tak jak na albumie) powoli przeradzając się z kolarzu zapętlonej partii skrzypiec, w kawałek, który znamy z płyty. Wykonywany ze znacznie większą pewnością siebie utwór charakteryzował się tradycyjnym dla wersji koncertowej gitarowym klimaksem.


Pretty Genius

Pretty Genius nie różni się zbytnio od wersji znanej z Love and Endings. Słychać natomiast równicę w stosunku do wykonań z koncertów w 2008. Zwłaszcza w przypadku Andy Bookera, który był wtedy uwięziony w świecie elektronicznego zestawu perkusyjnego co przy niektórych utworach się sprawdziło, a innych mniej (w tym właśnie PG). Wersja z trasy 2012 jest też dosyć daleka od wersji z płyty, ale tamta aranżacja byłaby bardzo trudna w odtworzeniu (i raczej też nie o to chodziło).


                                                     



My Revenge On Seattle


Kolejny wersja żywcem wyjęta z Love and Endings, która sama w sobie jest kompletnym przeobrażeniem w stosunku do wersji studyjnej. Jako alternatywa działa doskonale i świetnie wpisuje się w ten konkretny skład muzyków. Jest to też kolejny przykład ewolucji, tym razem od strony lirycznej. Tim zmienił kilka linijek tekstu z "out of the sky, and left to die, believing the lie of protection" na "I fall from the sky, too tired to try, Alone, I watch your asnesion". Jak sam przyznał, oryginał wydał mu się po latach trochę zbyt abstrakcyjny.


                                                     


Carolina Skeletons


Niewiele się tutaj zmieniło w stosunku do wersji, którą znamy z trasy 2008 (czyli np. z dvd Mixtaped). Andy Booker miał co prawda akustyczny zestaw perkusji, ale nie było to aż tak odczuwalne jak w niektórych innych utworach. Cieszy to, że nie zrezygnowali z grania tej piosenki.


The Warm-Up Man Forever


Premierowy utwór, który wziął Krakowską publiczność z zaskoczenia. Teraz istnieje już jako kawałek na solowej płycie Tima, ale wtedy był utworem no-man i miał kompletnie inną aranżację. Z resztą był to utwór no-man znacznie wcześniej. Pierwszy raz wypłynął podczas sesji nagraniowych do Schoolyard Ghosts. Demo Tima bardzo różniło się od późniejszych wersji, zespół próbował różnych rzeczy z tą piosenką, ale nie dało się tego dopasować do reszty materiału i Warm-Up Man został odłożony na bok. Wersja grana na trasie w 2012 różni się znacznie od tego co możemy usłyszeć na Abandoned Dancehall Dream Tima. Zbliżona aranżacja została zarejestrowana i umieszczona jako bonus z dopiskiem Band Version (ale równie dobrze można ją nazwać no-man version).


Only Rain

Taka sama wersja jak ta z trasy 2008. W zasadzie możemy tu mówić o wycinku ponieważ pełnego Only Rain nigdy nie zagrano. Podobnie jak na poprzedniej trasie, skrzypcowo-wokalny segment utworu służył jako intro do następnego. W wywiadzie, którego mi udzielił, Steve Bingham opowiedział mi trochę o jego technice zapętlania partii skrzypiec. Wywiad opublikuję niedługo.


Time Travel In Texas

Tutaj w końcu jakieś zmiany. Przyznam, że sztywna wersja Time Travel In Texas z dvd Mixtaped nigdy nie była moją ulubioną. Głównym problemem była tu dla mnie elektroniczna perkusja, która brzmiała jakby Andy Booker grał na śmietniku. Wykonanie z „Love & Endings” wyszło znacznie lepiej, ale dopiero na trasie z 2012 (oraz na solowych koncertach Tima w latach późniejszych) utwór w pełni rozwinął skrzydła. Time Travel w wersji z płyty opiera się bardziej na hipnotycznym rytmie i abstrakcyjnych dźwiękach (nie mówiąc o baaardzo luźnej strukturze i zakończeniu w stylu urwanej taśmy), gdy tymczasem wersja na żywo to kontrolowany jazgot. Najświeższe wykonanie koncertowe no-man było zdecydowanie bardziej kontrolowane i lepiej zaaranżowane. Andy Booker (oprócz tego, że od 2011 r. robi w refrenie TTIT chórki) pokazał, że akustyczna perkusja robi różnicę, a jednocześnie robił użytek ze swojego SPD-Sa dorzucając interesujące przeszkadzajki w zwrotkach. W końcu można było odczuć, że utwór ma jakiś początek, środek i koniec. Kolejny przykład nieustającej ewolucji muzyki w koncertowym świecie no-man. Steve Bingham: Time Travel... zawsze jest doskonałą okazją by pobawić się dziwnymi dźwiękami.


Lighthouse

Aranżując w 2008 roku Lighthouse, Tim, Steven i reszta zrobili najwłaściwszą rzecz jaką wtedy mogli zrobić. Wrócili do wersji demo z 1994 roku. I o ile bardziej jazzowa wersja z Returning Jesus doskonale sprawdza się na płycie, to free-form Steve'a Jansena mógłby wzbudzić zbyt w dużo zamieszania na koncercie. Tim znowu zaczął eksperymentować i w 2011 r. przywrócił fragment wokalny z wersji demo (którego nie było na albumie) przy czym zmienił tekst na słynne już „The heartbreak notes and the laboured jokes, the trashy years and the random tears, the love and endings, the almost starts, love and endings, the tell-tale art”. Takie Lighthouse zaprezentowano na trasie w 2012 roku i zmiotło mnie ono z powierzchni ziemi.
Michael Bearpark: Lighthouse zawsze był gwoździem programu. Podstawy tego utworu są proste, ale złożoność leży w tym jak je ze sobą poukładać i kontrolować. To poważne wyzwanie aby odpowiednio operować dynamiką, od szeptu do krzyku i z powrotem.

Pete Morgan
: Lighthouse (...) potrafi sprawić kłopot, trzeba być bardzo skoncentrowanym w trakcie jego wykonywania.


Beaten By Love

Beaten By Love to smutny utwór ze smutną historią. Ponad 20 lat przeleżał w szafie (pierwsza wersja powstała pod koniec lat 80-tych) chociaż nie do końca. W międzyczasie, kiedy kawałek coraz mnie pasował do czegokolwiek co robili no-man, Tim próbował zrobić z niego użytek gdzie indziej. Razem z ……. znanego obecnie pod nazwą Faultine, zrobili trip-hopową wersję, która miała ukazać się na debiutanckim albumie Faultine (razem z Only Rain). Nic z tego jednak nie wyszło. Tim zabrał więc Beaten By Love do swojego największego wtedy (zaraz po no-man) zespołu – Samuel Smiles. O ile wersja studyjna nigdy nie powstała, to Samuel Smiles grali kawałek na koncertach i jedno z takich wykonań zostało wydane na płycie The Way We Used To Live Vol.2. Warto posłuchać ponieważ aranżacja Samuel Smiles jest z kompletnie innego kosmosu niż ta, którą znamy najlepiej. no-man przyjechali do nas z Beaten By Love w aranżacji zimno-falowej, którą przygotowano na koncert w 2011 roku. Muzycy pozwalali sobie na nieco więcej eksperymentów, ale Tim wspominał w swoim pamiętniku, że utwór zaczyna go trochę przytłaczać.
Ostatecznie, w identycznej wersji, Beaten By Love zostało zarejestrowane i umieszczone na solówce Bownessa Abandoned Dancehall Dream. Steven Wilson (wyjątkowo) dograł swoje partie więc praktycznie można uznać, że jest to wersja no-man.
   

                                                          

W kolejnym (i ostatnim) odcinku tekstu o trasie no-man z 2012 roku napiszę o pozostałych utworach, podsumuję trasę statystycznie oraz napiszę o dwóch (a nawet trzech) bootlegach, które stanowią pamiątkę po tym wydarzeniu.

sobota, 30 listopada 2013

The band moves sideways (1994 - 1995) cz.3: ostatnie jesienne objazdy + no-man

Na październikowym odnóżu trasy w 1995 roku Porcupine Tree prezentowali głównie taki zestaw:

01. Signify

02. The Sky Moves Sideways (Phase 1)
03. Radioactive Toy
04. Waiting (Phase 1)
05. Moonloop
06. Dislocated Day
07. Is...Not
08. Dark Matter
09. Up The Downstair
10. Voyage 34


Jak zatem widać zespół zdecydował się przywrócić swój pierwszy nieformalny singiel Voyage 34, okazjonalnie grywał też Not Beautiful Anymore, a Cryogenics zaliczyło jednorazowe wystąpienie. Trudno powiedzieć, czy Dark Matter był wykonywany regularnie, ponieważ informacje o tej części trasy są dosyć skąpe. 21 października w Londynie PT zagrało krótki set jako support zespołu Hawkwind, który obchodził właśnie swoje 25-lecie.
Pod sam koniec trasy Steven Wilson zaskoczył fanów podczas występu w rzymskim Radiu Rock (które w znacznym stopniu przyczyniło się do wypromowania trzech koncertów w 1997 roku, które zostały zarejestrowane i wydane jako
Coma Divine). W trakcie krótkiego akustycznego koncertu (31 października) premierowo zostało wykonane Stars Die oraz relikt przeszłości – Nine Cats. Ten drugi został zagrany ponownie tego samego dnia podczas koncertu w rzymskim The Palladium. Wilson wskazał potem te wykonania jako główny powód nagrania akustycznej wersji studyjnej, która wylądowała na Insignificance (utwór powrócił w tej aranżacji podczas trasy Stupid Dream oraz wielu solowych koncertów Wilsona z pierwszej połowy lat dwutysięcznych).



W grudniu Porcupine Tree przyjęli zaproszenie Ozric Tentacles i w charakterze supportu zagrali pięć koncertów w UK (od 1-ego do 10-tego grudnia).
Prezentowali wtedy czteroutworowy set:

01. The Sky Moves Sideways (Phase 1) (czasami wraz z „Is...Not”)
02. Signify
03. Radioactive Toy
04. Voyage 34


The Sky Moves Sideways Tour (oraz 1995 rok) zakończyło się oficjalnie koncertem w Atenach (23 grudnia) gdzie zespół zaprezentował poszerzony repertuar przywracając
The Moon Touches Your Shoulder/Always Never oraz Burning Sky. W następstwie Porcupine Tree zrobili sobie czteromiesięczną przerwę od koncertowania i powrócili dopiero w 1996 roku na kwietniową trasę z Gong oraz następującą po niej „Waiting Tour” (o której powstał osobny tekst), która miała na celu promocję nowego singla (nie muszę chyba pisać jakiego). W międzyczasie zespół się nie obijał i na 4-tego marca 1996 zaklepał sobie studio Doghouse w Hanley (prawdopodobnie bez udziału Barbieriego). Tym razem udało się wyimprowizować muzykę, która po kilku dogrywkach w No Man's Land ostatecznie trafiła na album jako Intermediate Jesus.
Dłuższy fragment tego, co wydarzyło się tamtego dnia w Hanley to utwory 5, 6 i 7 z
Metanoii. Był to ostatni etap powstawania płyty Signify, dwa miesiące później PT zaczęli wprowadzać do setu kolejne nowe kompozycje.

TSMS Tour była trasą, która z pewnością przyniosła Jeżodrzewiu zyski - może nie finansowe, ale bogatymi frekwencyjnie i dobrze przyjętymi koncertami w Holandii i we Włoszech Porcupine Tree udowodnili sobie, że istnieje zapotrzebowanie na ich muzykę poza granicami tradycyjnie niewdzięcznej wobec rodzimych zespołów Wielkiej Brytanii. Zróbmy zatem podsumowanie. Między 19-tym października 1994 a 23-cim grudnia 1995, PT zagrali 17 utworów (dokładniejsze statystyki poniżej) z czego 3 miały znaleźć się na wydanym w 1996
Signify, a jeden pozostał ekskluziwem (przynajmniej w tej wersji) dla bootlegu z Northampton. Włosy Stevena urosły w tym czasie do monstrualnych rozmiarów, a warto też zaznaczyć, że Bosy wcale nie był jeszcze wtedy bosy i na każdym koncercie występował w butach!

The Sky Moves Sideways Tour (1994 - 1995)

2 utwory z "On The Sunday Of Life"
4 utwory z "Up The Downstair"
5 utworów z "The Sky Moves Sideways"
3 utwory z "Signify"
1 utwór niealbumowy (Voyage 34)
1 utwór niewydany (Cryogenics)


Jako ciekawostkę dorzucę jeszcze kilka ciekawych informacji okołowilsonowych, które umieszczone we wcześniejszym tekście mogłyby spowodować chaos i wytrącenie Was z Jeżodzrzewiowego transu. 31 października 1994 (praktycznie między koncertami PT) odbył się bardzo krótki, ale bardzo ważny występ zespołu no-man. Było to absolutnie ostatnie publiczne wystąpienie duetu do czasu Burning Shed Event w 2006 roku.
Mikro koncert miał miejsce podczas artystycznego wydarzenia Haloween Society i był to tej nocy jeden z wielu muzycznych przerywników podczas przeglądu krótkich filmów autorskich. no-man zagrali wtedy trzy utwory:
Pretty Genius (wtedy istniejący pod tytułem Brightest Colours), Time Travel In Texas i Taste My Dream.
Więcej informacji na temat tego wydarzenia (jak i wszelkiej działalności koncertowej no-man) możecie znaleźć w absolutnie rewelacyjnym i wyczerpującym tekście Richarda Smitha >
http://www.no-man.co.uk/live%20amongst%20the%20white%20trash.pdf

Ponadto warto wspomnieć, że w przerwach między trasami Porcupine Tree Wilson pracował nie tylko nad muzyką tego zespołu, ale też właśnie no-man.
W wakacje 1994 roku Tim i Steven spędzili dużo czasu w No Man's Land i powstały wtedy takie utwory jak
Pretty Genius, Time Travel In Texas, Libertine Libretto czy Kightlinger. Rok później, we wrześniu powstało między innymi Hit The Ceiling.
Album Wild Opera formował się podczas bardzo krótkich, często spontanicznych spotkań w studiu (przy niektórych utworach podane są nawet godziny między którymi powstawały) i okres 1994 – 1996 był zapewne nimi naszpikowany. W kolejnych latach działalność Wilsona nabrała jeszcze większych rozmiarów, o czym oczywiście napiszę w następnych tekstach.