Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 2012. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 2012. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 28 listopada 2016

An Evening With Steven Wilson: Grace for Drowning Tour 2011 - 2012, cz.5: Bootlegi.


Jak na względnie krótką trasę, to wybór bootlegów jest dosyć przyzwoity. Pierwsze dwa koncerty (Poznań 20.10.2011 r. i Kraków 21.10.2011 r.) nagrywałem sam i jak dotąd nie słyszałem żadnych innych rejestracji tych występów. Jakość tych bootlegów jest średnia, sprzęt był nowy, a ja cały czas eksperymentowałem z ustawieniami i wyszło jak wyszło. Inna sprawa, że miałem swoje 5 minut fejmu kiedy udostępniłem te nagrania na Demonoid, w końcu to były pierwsze solowe występy Stefana w ogóle i sporo osób czekało na te bootlegi jak dzieci na Wigilię. Jako, że nie ma żadnych substytutów, to nieskromnie polecam moje nagrania jako jedyną pamiątkę scenicznego debiutu Stefana solo na małej i dużej scenie. Jeżeli ktoś posiada alternatywne bootlegi, to proszę o kontakt.

        

Niemcy nie dali ciała. Z czterech koncertów jakie SW zagrał u nich w 2011 r, posiadam trzy bootlegi z dwóch koncertów (Monachium 23.10.2011 r. i Hamburg 28.11.2011 r., z czego Monachium nagrały dwie osoby). Każde z tych nagrań ma swoje wady i zalety, ale generalnie są miłe dla ucha.

                                              

Równie dobra jest rejestracja z koncertu w Londynie (31.10.2011 r.). Jest to ostatni koncert zagrany w oryginalnym składzie solo bandu (z Azizem Ibrahimem) więc warto go mieć.
Następne dwa bootlegi również są swego rodzaju rarytasami, bo to jedyne nagrania z Amerykańsko/Kanadyjskiej części trasy jakie posiadam (i być może jedyne dostępne w szerszym obiegu). W skrócie, to jedyne bootlegi, na których możemy usłyszeć Johna Wesleya. Każdy gitarzysta, który był członkiem zespołu Stefana miał trochę inne podejście do tych samych utworów i fajnie jest porównać, to jak te kawałki się ze względu na to zmieniały. Wes, tak jak pisałem już wcześniej, doskonale dawał radę. Do słuchania mamy Boston (13.11.2011 r.) i Montreal (15.11.2011 r.). Oba bootlegi są bardzo przyzwoitej jakości. Wiem, że te opisy wyglądają tak samo, ale taka była ta trasa. Na tym etapie zmian w setliście nie było, zachowanie Wilsona było praktycznie identyczne każdego wieczora, a jakość bootlegów wyjątkowo równa.

                                              

Rok 2012 przynosi pewne zmiany. Po pierwsze, mamy tu pierwszą transmisję radiową z koncertu SW. I to nie jakieś fragmenty, ale całość (ok, brakuje akustycznych kawałków PT). Radiowym rodzynkiem jest występ z Santiago (18.04.2012 r.). Niestety mimo że była to profesjonalna transmisja, to samo nagranie brzmi trochę mniej pro. Jest przesterowane, momentami ostro trzeszczy, przypomina trochę tego typu nagrania z lat 90tych. Nie ma jednak co marudzić, bo to jedyny broadcast z całej trasy i do czasu wydania dvd „Get All You Deserve”, to było jedyne pełne profesjonalne nagranie z solo koncertów, nie wspominając o obecności nowego kawałka (Luminol). Pozostały jeszcze dwa bootlegi, Tilburg (2.05.2012 r.) oraz drugi Londyn (15.05.2012 r.).
Zwłaszcza ten drugi wart jest uwagi, bo zawiera wykonanie utworu „Insurgentes”. Niektóre kawałki trochę się pozmieniały, nie tylko ze względu na kolejną zmianę na miejscu gitarzysty (Niko Tsonev), ale też ze względu na zdecydowanie śmielsze działania zespołu. Np. panowie zorientowali się, że solo Beggsa w „No Part Of Me” jest trudne do odtworzenia na żywo tak żeby ktokolwiek coś z tego usłyszał. Adam Holzman dołożył więc w tym miejscu solo na moogu. Pojawiło się jeszcze kilka naprawdę drobnych zmian, ale był one ograniczone ze względu na to, że każdy utwór był idealnie dopasowany do projekcji (co zawsze uważałem za koszmarnie ograniczające).

                                                          

I to tyle. Na jesieni 2012 r. otrzymaliśmy z tej trasy oficjalne dvd. Zawsze uważałem, że Stevena Wilsona lepiej się słucha niż ogląda (może z wyjątkiem „Anesthetize”, które jest doskonałe pod każdym względem). Niestety, najbardziej odczułem to oglądając „Get All You Deserve”. O ile muzyka jest świetna, to oglądanie Stefana machającego rękami jak pajac i czarującego dłońmi jak Harry Potter, nie stanowi dla mnie źródła przyjemności, raczej zażenowania. Z Wilsona zrobił się taki Piotr Rogucki angielskiego prog-rocka, niektórym to się pewnie podoba, ale ja wolałem kiedy miał łapy przyklejone do gitary i nie mógł sobie folgować. Szczytem było czołganie się po ziemi w trakcie „Index” w 2013 r., ale do tego dojdziemy przy okazji TEJ trasy (niecierpliwym polecam wideo Index z Lorelay z 2013 r.).

Tak czy inaczej, po przeczytaniu serii tekstów o „Grace For Drowning Tour” (An Evening With Steven Wilson), powinniście wiedzieć już całkiem sporo o tym jak to wyglądało i jakie pamiątki z tego zostały.

To była ciekawa trasa. Najkrótsza w Stefana solowej karierze, ale w tym czasie zdążył dwukrotnie zmienić gitarzystę, dorzucić Amerykę południową i niespodziewany drugi europejski leg.
Zagrał niewiele ponad 40 koncertów (obecnie kończy trasę, która zawiera ponad 150 dat), ale to fantastyczne koncerty. Jeżeli chodzi o solowe wyczyny Wilsona, to czeka nas teraz trasa Raven, ale to już w przyszłym roku. Na ten rok zaplanowałem jeszcze kilka tekstów, ale na razie chichosza.

piątek, 18 listopada 2016

An Evening With Steven Wilson: Grace for Drowning Tour 2011 - 2012, cz.4: Reszta świata.


                                                  


Jak wypadła reszta trasy? Europejskie odnóże nie odznaczyło się żadną zmianą w żelaźnie przećwiczonej setliście. W zasadzie można założyć, że każdy z tych koncertów był identyczny, ale nie można mieć o to do Stefana pretensji, to była premierowa trasa solo i raczej każdy chciał zobaczyć to samo, bo widział to po raz pierwszy.
Z tego co mi wiadomo, to każdy koncert był rejestrowany. Po europejskim objeździe pojawiło się na soundcloudzie Bosego kilka nagrań z Londynu: Sectarian, No Part of Me, Index i Deform to Form A Star. Londyn (31.10.2011) był ostatnim przystankiem w Europie, na 8-mego listopada zespół był już zaklepany na rozpoczęcie amerykańskiego odnóża na Florydzie. Niestety stała się rzecz dosyć niespodziewana. Trudno powiedzieć kiedy dokładnie, ale prawdopodobnie jeszcze w trakcie objazdu po Europie dotarła do solo bandu informacja, że Aziz nie dostanie wizy do USA.

                                             

Powody nie był tak oczywiste jak się wydaje. Aziz urodził się w Wielkiej Brytanii i nie było praktycznie żadnego powodu, aby nie dać mu wizy, zwłaszcza w momencie kiedy wiadomo było, że przyjeżdża tam jako muzyk, który ma zakontraktowane koncerty. Dodam jeszcze, że Aziz nie jest pierwszym z brzegu gitarzystą, odbywał już trasy z takimi zespołami jak Simply Red, czy The Stone Roses. Przykrym finałem całej sprawy było to, że Ibrahim otrzymał w końcu wizę, ale było to w momencie kiedy trasa właśnie startowała (o czym opowiadał swego czasu jego przyjaciel, Steve Hogarth z Marillion). Przepadek? Tym samym, Aziz został wyeliminowany (jak się okazało, na stałe) z pozycji gitarzysty w solo bandzie Stevena Wilsona. Kto zatem przybył na ratunek?
W tamtym czasie opcja była tylko jedna i na szczęście Stefan z niej skorzystał. Oczywiście zgłosił się do Johna „Wesa” Wesleya, który mimo tego, że był zajęty nagrywaniem nowej płyty (Disconnect), zgodził się. A czasu na opanowanie monstrualnego materiału miał niewiele. Tak sytuację opisał Wes kiedy wrócił do domu pod koniec listopada:

A couple of weeks ago, I received word that Aziz Ibrahim, the touring guitarist in the Steve Wilson solo band, had an issue with a work visa right before the start of the planned North American tour. I was then asked to step in for the Grace for Drowning North American tour. After some serious work learning an almost two hour set, I did the first show in Orlando, then hit Baltimore, had stunning gigs in NYC, Philly, Boston at the Berklee Performing Arts Center, Montreal, Toronto, and the big finale in Chicago at the Legendary Park West. The band was a simply stunning array of musicians — Marco Minneman (drums), Nick Beggs (bass), Theo Travis (saxophone & flute)  and Adam Holzman (keyboard) — it was an incredible set of shows.

                                               

                                       

Z tego co pamiętam, Wes miał niewiele ponad tydzień na nauczenie się wszystkiego i raptem jedną próbę z całym zespołem. Niewielu gitarzystów by się czegoś takiego podjęło, ale Wes dał radę. Wszystkie zaplanowane koncerty w USA i w Kanadzie odbyły się bez przeszkód. Setlista nie uległa zmianie, ale to raczej oczywiste. Jeszcze przed amerykańskim odnóżem, kiedy Stefan wyjaśniał na fb sytuację z odejściem Aziza i dołączeniem Wesa, zawarł również ciekawą informację.


now we can look into the possibility of touring again early next year in order to play some of the places we missed out this time around. On a less positive note, some of you may have heard that the guitar player in the band, Aziz Ibrahim, was refused a work visa to tour the US, but the good news is that my old buddy John Wesley has agreed to step in to cover for Aziz during the forthcoming USA and Canada shows.

Przed Poznaniem, Stefan absolutnie nie wychylał się z planami występów solo poza koncert w Chicago, który kończył trasę po USA i Kanadzie, ale już po Europie miał parcie, aby ciągnąć wóz dalej. Kiedy jednak wrócił do domu pod koniec listopada i podliczył hajs w portfelu, to okazało się, że piszczy tam biedą i nie ma jak opłacić kolejnych występów. Na tym etapie SW dopłacał do tego by móc grać solo koncerty. Obecnie na tym zarabia (lub jak twierdzi, wychodzi na zero, bo ciągle ładuje w swoje koncerty więcej kasy żeby były większe, głośniejsze, itd.), ale wtedy sytuacja przypominała tę, w której znalazło się Porcupine Tree w 2000 roku kiedy chcieli pojechać w trasę jako support Dream Theater (niezależnie od tego co się sądzi o DT, to propozycja była dosyć lukratywna), ale nie było ich stać. SW skompilował wtedy Recordings, dzięki sprzedaży którego udało się zebrać odpowiednią ilość kasy, a sama płyta do dziś jest zdaniem fanów jednym z najwybitniejszych dzieł PT. Takie patenty nie rdzewieją, zatem Stefan zrobił dokładnie to samo i zdecydował się wydać obszerne fragmenty koncertu w Londynie na płycie CD zatytułowanej Catalogue. Preserve. Amass. Oprócz dostępnych już wcześniej Index, Deform To Form A Star, No Part Of Me i Secatrian, Wilson dorzucił No Twilight…, Veneno Para Las Hadas i całego Raidera II. Całość (70 minut muzyki) została opatrzona ładną okładką, a wydawnictwo było limitowane do 3.000 sztuk. Sprzedaż rozpoczęła się w marcu 2012 r., oczywiście wszystkie kopie szybko się rozeszły, co tez napełniło Bosemu świnkę skarbonkę podpisaną „2012 solo tour”. Brawo, Stefan.
W kwietniu, z okazji Record Store Day, sprzedano jeszcze 2.000 wytłoczonych na tę okazję winyli Catalogue. Preserve. Amass. One też zniknęły z prędkością światła.

                                              

Wilson musiał wiedzieć, że zbiórka wypali, bo kolejne daty koncertów zostały zaplanowane już na kwiecień. Trzecie odnóże miało miejsce ponownie w Ameryce, ale nie tylko w USA. Setlsita nie uległa zasadniczo zmianie, pojawił się jednak jeden nowy solowy numer – Luminol (przez jakiś czas uznawany za Luminal, dopóki SW nie przeliterował tytułu w wywiadzie). Zmiana nastąpiła tez znowu na miejscu gitarzysty. Tym razem za wiosło chwycił Niko Tsonev, doskonały muzyk z Bułgarii.

                                     

Niestety wraz z koncertem w Hollywood, setlista zaczęła się kurczyć. Padło na mój ulubiony solowy kawałek Wilsona – Veneno Para Las Hadas. Najwyraźniej Amerykanie zbyt szeroko ziewali na wolniejszych kawałkach i coś trzeba było obciąć.
12-tego kwietnia, zespół zajechał do Meksyku (pierwszy raz Stefana w tych rejonach) i zagrał mini koncert w En Plaza Condesa.

01. Even Less
02. Deform To Form A Star
03. Postcard
04. No Twilight Within The Courts Of The Sun


Następnego dnia, zagrano już prawdziwy, pełny set w Teatro Metropolitan. Z okazji tego, że występ był filmowany z myślą o wydaniu dvd (pod tytułem Get All You Deserve we wrześniu 2012 r.), powróciło Veneno Para Las Hadas. Kolejne koncerty były pod względu setu dosyć dziwaczne. Pamiętam, że kiedy pierwszy raz zobaczyłem listę z Wenezueli (15tego kwietnia), to byłem trochę zmieszany.
Ponownie wypadło Venono, natomiast publiczność otrzymała po Get All You Deserve bis niespodziankę… w postaci dwóch utworów Porcupine Tree. Zagranych przez Stefana solo solo, na akustyku, był to Even Less i Trains.

                                                   

Po tym jak Wilson odgrażał się co do repertuaru w 2011 r., było to dosyć zaskakujące, ale ostatecznie zrozumiałe. Fani z tamtych rejonów nigdy nie mieli okazji zobaczyć Porcupine Tree przez całe 17 lat jakie ten zespół spędził w trasie. Bosy był zobligowany żeby dać tym ludziom chociaż cząstkę Jeżodrzewia. Koncert w Santiago, Chile (17-tego kwietnia) prezentował się tak samo, zaś następny (18-tego kwietnia), również w Santiago, zawierał dwie zmiany. Zamiast Even Less, na bis SW zagrał Lazarusa, a w głównym secie Veneno Para Las Hadas wymieniło Like Dust I Have Cleared From My Eye. Od tamtej pory, Veneno nie powróciło już na koncertach SW. Drugi koncert w Chile był transmitowany wtedy w lokalnym radiu, to pierwszy taki przypadek na trasie solowej Stefana. Pozostały koncerty w Argentynie i Brazylii wyglądało tak samo.
Występem, który odbył się 25-tego kwietnia w Szwecji Wilson oficjalnie rozpoczął czwarty leg pierwszej solowej trasy triumfalnie powracając do Europy. Set nie uległ żadnym zmianom, z wyjątkiem tego, że ekstra bis z utworami PT się ulotnił.
Trzeba było czekać do koncertu w Paryżu (4tego maja) aby objawiła się jedyna na tej trasie, w miarę spontaniczna zmiana (nie licząc mikro setu PT). Like Dust I Heave Cleared From My Eye wypadło, a w jego miejsce pojawiło się znienacka Insurgentes.

                                     


Planowo zmiana miała być jednorazowa (z jakiegoś powodu), ale wyszło tak dobrze, że Wislon postanowił grać ten utwór dalej. Like Dust I Heave Cleared From My Eye powróciło jeszcze tylko podczas występów we Włoszech i jak dotąd nie powróciło. Ostatni koncert całej trasy promującej Grace for Drowning odbył się w Londynie, w Shepard’s Bush Empire (w tym samym miejscu gdzie w 2011 r. nagrano Catalogue. Preserve, Amass i gdzie w 2001 roku Porcupine Tree nagrali nigdy nie wydany koncert, o którym pisałem w pierwszym wpisie tego bloga). Setlista składała się ze standardowego zestawu 13-tu utworów. W stosunku do początku w Poznaniu, wyleciało Veneno Para Las Hadas (poniekąd zastąpione przez Luminol) oraz Like Dust I Heave Cleared From My Eye (zastąpione przez Insurgentes). Tak tez zakończyła się pierwsza solowa trasa Stevena Wilsona, trasa która miała trwać tylko dwa miesiące, która miała być tylko na chwilę pomiędzy jednym, a drugim turnusem Porcupine Tree, a której kontynuacje ciągną się ostatecznie niemal nieprzerwanie po dziś dzień. Mimo skromnego (w porównaniu do kolejnych tras) repertuaru, była to moim zdaniem najciekawsza solowa trasa Stefana.

Między październikiem 2011, a majem 2012, Steven Wilson zagrał 18 utworów:

6 utworów z "Insurgentes"
8 utworów z "Grace for Drowning"
1 utwór z "The Raven That Refused To Sing (and other stories)"
3 utwory Porcupine Tree (Lazarus, Trains oraz Even Less)


W następnej części będzie o bootlegach z tej trasy, trochę ich było!

poniedziałek, 30 listopada 2015

no-man: 2012 tour - część 6




Close Your Eyes

Wiem, że wiele osób uważa Close Your Eyes za szczytowe osiągnięcie no-man i czekało na wykonanie koncertowe. no-man spełnili to życzenie. Jako, że jest to dosyć kompleksowy utwór (przynajmniej jak na no-man), to zespół nie silił się na jakieś wyraźne zmiany w aranżacji. Niczego to nie zmieniło, wykonanie było rewelacyjne. Tim dał radę wokalnie, zwłaszcza słynny zaśpiew na koniec zrobił wrażenie na żywo. Andy Booker zwrócił mi uwagę, że zabrał ze sobą elektroniczny zestaw SPD-S między innymi po to by imitować z jego pomocą dźwięki bongosów z Close Your Eyes.

                                                       

Wherever There Is Light


Niewiele się zmieniło w stosunku do poprzednich tras no-man, natomiast nadal wrażenie robi partia skrzypcowa Steve'a Binghama (w oryginale grana na flecie przez Theo Travisa) nadając utworowi lekko folkowego klimatu. Między innymi dlatego jest to nadal ulubiony utwór Steve'a z setu. Pod koniec zawsze mógł zaimprowizować solo.
Mike Bearpark: Rdzeniem tego utworu są dwie gitary, które grając tę samą melodię stają się jednością. Zagrałbym to obudzony w środku nocy, a "Maestro" Bingham sprawia swoją partią, że całość staje się jeszcze bardziej wyjątkowa.


                                                          

                                                          


Day In The Trees

Powrót Days in The Trees w 2008 roku był mocno oczekiwany, ale granej wtedy wersji czegoś brakowało. I nie mówię tu tylko o całym wyciętym ze środka segmencie, ale też aranżacja wydawała mi się zbyt luźna. Być może kawałek jest tak silnie osadzony w swojej breakbeatowo-klawiszowej estetyce, że trudno przejść z innymi wersjami do porządku dziennego. Wykonania z 2012 roku były podobne w brzmieniu, ale odzyskaliśmy przynajmniej brakujący środek, który wspaniale buduje atmosferę przed finałem. Z tego choćby względu wykonania prezentowały się doskonale.
Mike Bearpark: Days In The Trees sprawiło mi odrobinę problemu ponieważ akustyczna gitara powinna w nim podążać za rytmem perkusji. Spędziłem pół dnia w autobusie próbując ustalić co robię źle i w końcu doszedłem do tego, że basowy bęben Andy'ego jest w zupełnie innym miejscu niż myślałem.

                                                     

                                                     


Mixtaped


Mixtaped, jak to kiedyś Tim sam zauważył, to utwór, który za każdym razem wykonywany jest w nieco inny sposób (co zauważalne jest głównie dla wykonujących). Ten niepozorny kawałek ze Schoolyard Ghosts stał się jednym z gwoździ programu począwszy od trasy z 2008 r. Mimo tego, że poszczególne wykonania różnią się od siebie, to improwizacyjna natura utworu sprawia, że bardzo trudno te różnice wychwycić. Z pewnością jednak słychać różnicę między wersją z 2008 r. a wersjami z lat 2011 i 2012. Oczywiście ze względu na perkusję!
Pete Morgan: Mixtaped, to mój faworyt ponieważ daje on doskonałe możliwości zabawy dynamiką za każdym razem gdy go gramy.

                                                 


Things Change


Things Change odkąd miało swoja premierę na koncercie no-man w 2008 roku, zawsze było dosyć podobne do oryginalnej wersji z płyty. Z kilkoma różnicami. Zawsze uważałem, że Steve Bingham jest doskonałym muzykiem i fantastycznym dodatkiem do składu koncertowego no-man. I o ile nie mogę mu niczego zarzucić we wszystkich pozostałych utworach, tak przy Things Change zawsze czuję niedosyt. Steve'owi brakuje tego bluesowego feelingu, który jest tak charakterystyczny dla stylu Bena Colemana. I kiedy Ben grał Things Change w Londynie w 2008 r. (podczas jedynego jak dotąd reunionu z Timem i Stevenem jako no-man od 1993 r.), to wszystko było na swoim miejscu. Andy Booker marudził wprawdzie, że Coleman nauczył się idealnie swojej partii z płyty więc trzeba było dokładnie odliczać ile zostało do końca. Bingham zawsze improwizuje, co oczywiście ma swoje wyraźne plusy, ale jednak słychać, że jest to muzyk, który głównie zajmował się muzyką klasyczną. Mimo to jednak nie powiem nigdy, że jego solo w Things Change jest słabe, z resztą on sam przyznał, że uwielbia grać ten kawałek bo pozwala mu on aby naprawdę "zarzucić grzywą". Po prostu utwór ten jest definitywnym piętnem jakie Ben odcisnął na muzyce no-man i jego wykonanie zawsze będzie dla mnie najlepsze.
Stephen Bennett: Jedynym utworem, który sprawił mi problem był Things Change podczas koncertu w Londynie. Giancarlo (Erra, z nosound) pożyczył mój stołek i odstawił go koło moich instrumentów kiedy akurat był w pobliżu sceny. Stołek wytrzymał prawie cały set, ale kiedy zacząłem organowe intro do Things Change, nagle opadł o dobre pół metra. Cały utwór zagrałem kucając w pokraczny sposób, widać to na filmikach na You Tubie!


                                                   


Back When You Were Beautiful


Jeżeli miałbym wybrać najważniejszy utwór w secie koncertowym no-man z trasy 2012, to na pewno byłby to Back When You Were Beautiful. Mógłbym napisać cały osobny tekst rozpływając się nad tym w jak niesamowity sposób udało się zespołowi stworzyć aranżację odpowiednią do grania na żywo, nie tracą jednocześnie ducha oryginalnej wersji. A droga do uzyskania takowej była długa i kręta. Andrew Booker: Na pewnym etapie na próbach, zanim Steven do nas dołączył, miałem wykorzystać pady perkusyjne i skopiować melodię graną na banjo używając do tego tego brzmienia przypominającego bicie dzwona kościelnego! Możemy być wdzięczni, że Steven przejął tę partię. Ostatecznie muskałem bębny marakasami, a w trakcie refrenu uderzałem w talerze. Wyszło całkiem nieźle.
Michael Bearpark: Ostatni bis Back When You Were Beautiful przekształcił się w coś w rodzaju hymnu, urósł znacznie w stosunku do tego jak to brzmiało na próbach. Napisany w czasach kiedy no-man był zespołem czysto studyjnym, oddalonym od grania koncertów jak się tylko dało najbardziej, z perspektywą tego typu występu istniejącą tylko w wyobraźni, wykonanie tego utworu na żywo było czymś co przypominało fragment snu, który utkwił w głowie po przebudzeniu się. Realny i nierealny naraz.


Watching Over Me

Niestety nie słyszałem Watching Over Me z tej trasy, ani na żywo, ani na bootlegu. Można chyba jednak założyć, że wersja była podobna do tej z 2008 r.


Housewives Hooked On Heroin

Historia zagrania 
Housewives Hooked On Heroin obrosła już niemałą legendą, ale kiedy pierwszy raz zobaczyłem setlistę z tego koncertu (chyba tego samego wieczora), to nie mogłem uwierzyć w to co widzę. I zastanawiałem się dlaczego Holendrzy otrzymali taki rarytas jako dodatkowy bis (a nie zamiennik jak w wypadku Watching Over Me). Okazało się, że był to czysty spontan w wykonaniu no-man.
Mike Bearpark: Tim bardzo chciał zagrać Housewives Hooked On Heroin z albumu Wild Opera, ale podczas prób odnieśliśmy wrażenie, że kawałek zbytnio polega na produkcji studyjnej i nikt nie palił się do pracy nad jego aranżacją. Mimo to Tim nie chciał odpuścić i w formie żartu proponował go po każdym naszym koncercie.
Stephen Bennet: W tym utworze wychodzi ze mniej mój wewnętrzny Barbieri! Housewives Hooked On Heroin odpadł szybko w trakcie prób, ale na trasie Tim cały czas robił sobie jaja i proponował granie go na bis. Pewnego razu Steven wziął nas na bok i powiedział 'jak Tim zapyta czy gramy Housewives na bis, to mówimy tak'. Tim zapytał, więc my się zgodziliśmy! Nie wiem czy Steven próbował to z nami chociaż raz.
Michael Bearpark: Po porzuceniu utworu na wczesnym etapie prób, nie graliśmy go ani razu. Z jednej strony, jest to prosty zestaw akordów, ale z drugiej, jest w konkretny sposób zaaranżowany. Jakimś cudem udało nam się odtworzyć wystarczająco dużo w tym chaosie. Aplauz był olbrzymi i przypomniał mi jak bardzo spontaniczność i unikalne doświadczenie na koncercie są doceniane przez publiczność.
Andy Booker: Miałem sporo roboty z odtworzeniem partii bębenków z oryginału jednocześnie śpiewając chórki.

Przyznam szczerze, że takie rzeczy rzadko zdarzają się w zespołach, w których jest Steven Wilson (zwłaszcza przez ostatnie lata) i takie akcje budzą duży uśmiech na mojej twarzy. Samo wykonanie wyszło kapitalnie (na podstawie bootlegu)!. Bawi jedynie dziwna barwa brzmienia klawiszy Stephena Bennetta.

I to tyle jeśli chodzi o utwory grane na trasie.
Trochę statystyk:

no-man na trasie w 2012 r. zagrali:


1 utwór z "Loveblows & Lovecries" (Days In The Trees)
2 utwory z "Flowermouth" (Things C
hange i Watching Over Me)4 utwory z "Wild Opera" (Pretty Genius, My Revenge On Seattle, Time travel In Texas i Housewives Hooked On Heroin)
4 utwory z "Returning Jesus" (Carolina Skeletons, Close Your Eyes, Only Rain i Lighthouse)
3 utwory z "Together We're Stranger" (Together We're Stranger, All The Blue Changes i Back When You Were Beautiful)
2 utwory ze "Schoolyard Ghosts" (Wherever There Is Light i Mixtaped)
2 utwory niewydane studyjnie (wtedy) (Beaten By Love i The Warm-Up Man Forever)


Bootlegi:

Z Krakowskiego koncertu istnieją dwa nagrania. Jedno, mojego autorstwa, wyszło niestety słabo, ale poszło w obieg i po jakimś czasie wróciło do mnie z Japonii (lol). Drugie nagranie (autorstwa Magoga) jest doskonałej jakości i polecam je każdemu. Uchwyciło ono wszystko to co najważniejsze, w tym najlepsze wykonanie The Warm-Up Man Forever. Dźwięk jest czysty, dynamiczny, ale nie przebasowany. Słychać wyraźnie co Tim i SW mówią między utworami.

Trzeci bootleg pochodzi z koncertu w Holandii i nie wiem czy nie przewyższa on tego z Krakowa. Na pewno jeśli chodzi o jakość i setlistę. O ile Kraków Magoga jest świetny, to Holandia (nie wiem niestety czyjego autorstwa) jest absolutnym szczytem jeśli chodzi o amatorskie nagrania z publiczności. Sam koncert na niezwykłym poziomie zarówno jeśli chodzi o
kondycje zespołu jak i zgromadzonej publiczności (ale to Holandia, tam zawsze dają radę). Do tego, właśnie tam zagrano wyjątkowy dodatkowy bis w postaci Housewives Hooked On Heroin i to jeszcze bardziej sprawia, że bootleg jest cenny. W erze nagrywania koncertów długopisami, aż dziwi, że niewiele brakowało, a to unikatowe wykonanie prawie nie zostało zarejestrowane. Poza tym, takiego Back When You Were Beautiful nie słyszeliście.

Niestety, póki co, nic mi nie wiadomo o innych nagraniach z tej trasy.
Wiem, że zespół nagrywał te koncerty (na pamiątkę) i one leżą gdzieś w archiwum Tima. Żadnego z nich nie wydano z prostej przyczyny - dopiero co wyszło "Love & Endings". Tym samym wydawnictwo, które stało się główną iskrą dla trasy z 2012 r., stało się też głównym powodem, dla którego nie mamy oficjalnych pamiątek z tej trasy. Ale dobrze, że są bootlegi.

I to tyle. Wiem, że tekst był długi, ale uważam go za spore osiągnięcie dla tego bloga. Być może zabrakło wywiadu z SW, ale tłumaczyłem na początku dlaczego nie było sensu nawet starać się o taki (z reszta nawet nie wiem do kogo miałbym się zwrócić w jego sprawie). Przez następne kilka dni będę umieszczał wywiady, które przeprowadziłem (5, każdy w oryginale i w tłumaczeniu), a już teraz zabieram się do pracy nad tekstem tyczącym się Porcupine Tree (bo zakładam, że większość osób na to czeka).

piątek, 27 listopada 2015

no-man: 2012 tour - część 5



Setlista no-man na trasie w 2012 roku obfitowała w niespodzianki. Pojawiły się nowe (lub prawie nowe) kompozycje, te dawno nie grane, oraz te w ogóle nie grane. Niektóre z różnych powodów ewoluowały zarówno muzycznie jak i lirycznie. Przyjrzę się dokładniej temu jak piosenki z setu się prezentowały:

Together We're Stranger

Płyta Together We're Stranger jest przez wielu uważana za najlepsze dzieło no-man i gdybym musiał wybierać (a wszystkie płyty zespołu podobają mi się w niemal równym stopniu), to prawdopodobnie również wskazał bym na TWS (chociaż ulubioną zawsze pozostanie dla mnie Speak). Tytułowy utwór powstał na bazie znanego z pierwszej płyty Bass Communion utworu Drugged. Przez lata był wykonywany w różny sposób przy różnych okazjach. W 2006, Tim wystąpił jako gość na kilku koncertach zespołu nosound (zaśpiewał też w utworze Someone Starts to Fade Away z wydanej w tamtym czasie płyty Lightdark). Założyciel i lider nosound – Giancarlo Erra – jest wielkim fanem no-man, tak więc odegrano również kilka utworów tego zespołu. W tym TWS. Tamta wersja były ekstremalnie wierna wersji płytowej. Nie można tego powiedzieć o pierwszym wykonaniu jako no-man (tego samego roku, na pierwszym występie no-man od 1993), które było mocno improwizowane. Wersja jaką zaprezentowano na trasie w 2012 roku była wypadkową obu wymienionych. Wykorzystano luźną, ambientową naturę oryginału by wcielić improwizacje, ale nie były one przypadkowe i wynikające z tego, że Wilson niewiele pamiętał z oryginału (jak w 2006). Tym samym udało się osadzić swobodę wykonania na luźnym, ale zwartym szkielecie co dało nam pierwsze, porządnie przygotowane koncertowe Toghether We're Stranger.

Pod koniec utworu Tim wplótł fragment „look at the photographs” czyli nawiązanie do utworu Photographs in Black and White, który cytowany był również przy poprzednich wykonaniach TWS. Idealne otwarcie koncertu no-man? Chyba tak.


All The Blue Changes

Tim nieraz podkreślał, że umieszczenie utworu na płycie no-man, to dopiero początek jego istnienia. Zarówno liryczne jak i muzyczne ewolucje piosenek potwierdzają te słowa, a All The Blue Changes jest jednym z dobrych przykładów. Na trasie w 2008 r. słychać było jeszcze, że zespół nie do końca wiedział jak poradzić sobie z zaaranżowaniem tego kawałka na koncerty. Andy Booker przyznał w swoim pamiętniku na stronie Improvisone, że tamte wykonania były bardzo „luźne”. Kiedy przygotowywał się do koncertu no-man w 2011 roku, postanowił znacznie dokładniej odwzorować partię graną na talerzach. I jeżeli wersja z Love and Endings jest zdecydowanie kolejnym krokiem w ewolucji All The Blue Changes, to tę z trasy 2012 można już uznać za definitywną. Wypływała ona bezpośrednio z utworu Together We're Stranger (tak jak na albumie) powoli przeradzając się z kolarzu zapętlonej partii skrzypiec, w kawałek, który znamy z płyty. Wykonywany ze znacznie większą pewnością siebie utwór charakteryzował się tradycyjnym dla wersji koncertowej gitarowym klimaksem.


Pretty Genius

Pretty Genius nie różni się zbytnio od wersji znanej z Love and Endings. Słychać natomiast równicę w stosunku do wykonań z koncertów w 2008. Zwłaszcza w przypadku Andy Bookera, który był wtedy uwięziony w świecie elektronicznego zestawu perkusyjnego co przy niektórych utworach się sprawdziło, a innych mniej (w tym właśnie PG). Wersja z trasy 2012 jest też dosyć daleka od wersji z płyty, ale tamta aranżacja byłaby bardzo trudna w odtworzeniu (i raczej też nie o to chodziło).


                                                     



My Revenge On Seattle


Kolejny wersja żywcem wyjęta z Love and Endings, która sama w sobie jest kompletnym przeobrażeniem w stosunku do wersji studyjnej. Jako alternatywa działa doskonale i świetnie wpisuje się w ten konkretny skład muzyków. Jest to też kolejny przykład ewolucji, tym razem od strony lirycznej. Tim zmienił kilka linijek tekstu z "out of the sky, and left to die, believing the lie of protection" na "I fall from the sky, too tired to try, Alone, I watch your asnesion". Jak sam przyznał, oryginał wydał mu się po latach trochę zbyt abstrakcyjny.


                                                     


Carolina Skeletons


Niewiele się tutaj zmieniło w stosunku do wersji, którą znamy z trasy 2008 (czyli np. z dvd Mixtaped). Andy Booker miał co prawda akustyczny zestaw perkusji, ale nie było to aż tak odczuwalne jak w niektórych innych utworach. Cieszy to, że nie zrezygnowali z grania tej piosenki.


The Warm-Up Man Forever


Premierowy utwór, który wziął Krakowską publiczność z zaskoczenia. Teraz istnieje już jako kawałek na solowej płycie Tima, ale wtedy był utworem no-man i miał kompletnie inną aranżację. Z resztą był to utwór no-man znacznie wcześniej. Pierwszy raz wypłynął podczas sesji nagraniowych do Schoolyard Ghosts. Demo Tima bardzo różniło się od późniejszych wersji, zespół próbował różnych rzeczy z tą piosenką, ale nie dało się tego dopasować do reszty materiału i Warm-Up Man został odłożony na bok. Wersja grana na trasie w 2012 różni się znacznie od tego co możemy usłyszeć na Abandoned Dancehall Dream Tima. Zbliżona aranżacja została zarejestrowana i umieszczona jako bonus z dopiskiem Band Version (ale równie dobrze można ją nazwać no-man version).


Only Rain

Taka sama wersja jak ta z trasy 2008. W zasadzie możemy tu mówić o wycinku ponieważ pełnego Only Rain nigdy nie zagrano. Podobnie jak na poprzedniej trasie, skrzypcowo-wokalny segment utworu służył jako intro do następnego. W wywiadzie, którego mi udzielił, Steve Bingham opowiedział mi trochę o jego technice zapętlania partii skrzypiec. Wywiad opublikuję niedługo.


Time Travel In Texas

Tutaj w końcu jakieś zmiany. Przyznam, że sztywna wersja Time Travel In Texas z dvd Mixtaped nigdy nie była moją ulubioną. Głównym problemem była tu dla mnie elektroniczna perkusja, która brzmiała jakby Andy Booker grał na śmietniku. Wykonanie z „Love & Endings” wyszło znacznie lepiej, ale dopiero na trasie z 2012 (oraz na solowych koncertach Tima w latach późniejszych) utwór w pełni rozwinął skrzydła. Time Travel w wersji z płyty opiera się bardziej na hipnotycznym rytmie i abstrakcyjnych dźwiękach (nie mówiąc o baaardzo luźnej strukturze i zakończeniu w stylu urwanej taśmy), gdy tymczasem wersja na żywo to kontrolowany jazgot. Najświeższe wykonanie koncertowe no-man było zdecydowanie bardziej kontrolowane i lepiej zaaranżowane. Andy Booker (oprócz tego, że od 2011 r. robi w refrenie TTIT chórki) pokazał, że akustyczna perkusja robi różnicę, a jednocześnie robił użytek ze swojego SPD-Sa dorzucając interesujące przeszkadzajki w zwrotkach. W końcu można było odczuć, że utwór ma jakiś początek, środek i koniec. Kolejny przykład nieustającej ewolucji muzyki w koncertowym świecie no-man. Steve Bingham: Time Travel... zawsze jest doskonałą okazją by pobawić się dziwnymi dźwiękami.


Lighthouse

Aranżując w 2008 roku Lighthouse, Tim, Steven i reszta zrobili najwłaściwszą rzecz jaką wtedy mogli zrobić. Wrócili do wersji demo z 1994 roku. I o ile bardziej jazzowa wersja z Returning Jesus doskonale sprawdza się na płycie, to free-form Steve'a Jansena mógłby wzbudzić zbyt w dużo zamieszania na koncercie. Tim znowu zaczął eksperymentować i w 2011 r. przywrócił fragment wokalny z wersji demo (którego nie było na albumie) przy czym zmienił tekst na słynne już „The heartbreak notes and the laboured jokes, the trashy years and the random tears, the love and endings, the almost starts, love and endings, the tell-tale art”. Takie Lighthouse zaprezentowano na trasie w 2012 roku i zmiotło mnie ono z powierzchni ziemi.
Michael Bearpark: Lighthouse zawsze był gwoździem programu. Podstawy tego utworu są proste, ale złożoność leży w tym jak je ze sobą poukładać i kontrolować. To poważne wyzwanie aby odpowiednio operować dynamiką, od szeptu do krzyku i z powrotem.

Pete Morgan
: Lighthouse (...) potrafi sprawić kłopot, trzeba być bardzo skoncentrowanym w trakcie jego wykonywania.


Beaten By Love

Beaten By Love to smutny utwór ze smutną historią. Ponad 20 lat przeleżał w szafie (pierwsza wersja powstała pod koniec lat 80-tych) chociaż nie do końca. W międzyczasie, kiedy kawałek coraz mnie pasował do czegokolwiek co robili no-man, Tim próbował zrobić z niego użytek gdzie indziej. Razem z ……. znanego obecnie pod nazwą Faultine, zrobili trip-hopową wersję, która miała ukazać się na debiutanckim albumie Faultine (razem z Only Rain). Nic z tego jednak nie wyszło. Tim zabrał więc Beaten By Love do swojego największego wtedy (zaraz po no-man) zespołu – Samuel Smiles. O ile wersja studyjna nigdy nie powstała, to Samuel Smiles grali kawałek na koncertach i jedno z takich wykonań zostało wydane na płycie The Way We Used To Live Vol.2. Warto posłuchać ponieważ aranżacja Samuel Smiles jest z kompletnie innego kosmosu niż ta, którą znamy najlepiej. no-man przyjechali do nas z Beaten By Love w aranżacji zimno-falowej, którą przygotowano na koncert w 2011 roku. Muzycy pozwalali sobie na nieco więcej eksperymentów, ale Tim wspominał w swoim pamiętniku, że utwór zaczyna go trochę przytłaczać.
Ostatecznie, w identycznej wersji, Beaten By Love zostało zarejestrowane i umieszczone na solówce Bownessa Abandoned Dancehall Dream. Steven Wilson (wyjątkowo) dograł swoje partie więc praktycznie można uznać, że jest to wersja no-man.
   

                                                          

W kolejnym (i ostatnim) odcinku tekstu o trasie no-man z 2012 roku napiszę o pozostałych utworach, podsumuję trasę statystycznie oraz napiszę o dwóch (a nawet trzech) bootlegach, które stanowią pamiątkę po tym wydarzeniu.